Reprezentant klubu MLKS Wieluń – Adam Kuś – wygrał juniorski wyścig “Ślężański Mnich” w Sobótce. O tym sukcesie i przygotowaniach pisze na blogu.
Od ostatniego wpisu sporo się u mnie działo. Od zgrupowania w Kościelisku minęło dużo czasu, a ja spędziłem go ostro trenując. Już w lutym udałem się na obóz w Chorwacji. Myślę, że był bardzo dobrze przepracowany, a z każdym kolejnym dniem czułem jak forma małymi kroczkami idzie do przodu. Po powrocie do Polski złapałem krótki oddech i wraz z kadrą szkoły udałem się na kolejne zgrupowanie w Chorwacji. Obóz był wyczerpujący, ale przy tej pogodzie, aż chciało się trenować. Wykonałem kawał dobrej roboty podczas całego zgrupowania, z każdego treningu chciałem wyciągnąć jak najwięcej i myślę, że mi się to udawało.
Kiedy już wróciłem do Polski dalej monotonnie szykowałem się do sezonu, a noga coraz bardziej zaczynała “swędzieć”. Już nie mogłem doczekać się sezonu. Ale w końcu się doczekałem i 2 kwietnia rozpocząłem ściganie podczas kryterium w Żaganiu. Generalnie wyścig był bardzo ciężki, praktycznie cały czas “jechałem w trupa”. Zająłem 12. miejsce, ale myślę, że ogólnie forma, którą miałem była zadowalająca, a wyścig był dobrym przepaleniem przed kolejnymi startami.
Tydzień później miałem dwa starty: w sobotę kryterium w Dzierżoniowie, a w niedzielę Ślężańskiego Mnicha w Sobótce. W sobotę przejechałem dobry wyścig, ale gdzieś brakowało szczęścia. To nie zmienia faktu, że byłem zadowolony z 13. miejsca, które zająłem. A w niedzielę… wykonałem kawał dobrej roboty. Od rana nie czułem, że ten wyścig ułoży się dla mnie tak pomyślnie, ale może od początku.
Po starcie starałem się przede wszystkim jechać z przodu i czujnie, nie mieszać się w żadne odjazdy i oszczędzać siły na samą końcówkę i finisz. Wyścig trwał, a zmęczenie dawało o sobie znać. Kiedy dojechaliśmy już do samej końcówki, dużo się działo. 5 kilometrów do mety byłem jeszcze z tyłu, ale udało mi się na szczęście szybko przecisnąć do przodu. Przed finałowym podjazdem tempo od początku było wysokie, ale w pewnym momencie na końcówce podjazdu postanowiłem mocniej “pociągnąć”. Oderwałem się od grupy na kilkanaście metrów, postanowiłem postawić wszystko na jedna kartę i iść “full gas” aż do mety! 2 kilometry minęły bardzo szybko, a ja czułem już na plecach oddech peletonu, ale ostatecznie mogłem cieszyć się ze zwycięstwa w tym prestiżowym wyścigu.
Pięknie rozpoczął się sezon. Praca, którą wykonałem w zimę już przynosi efekty, a to dopiero początek sezonu. Dlatego teraz chce na spokojnie iść dalej i robić po prostu swoje. Wielkanoc spędziłem nie z rodziną w domu, a w Belgii na dwa dwóch klasykach. Wyścigi były bardzo ciężkie, ale udało się fajnie pościgać i pozyskać kolejne cenne doświadczenia. Na pierwszym wyścigu zająłem bardzo dobre 13. miejsce. Mały niedosyt pozostał, ale jestem zadowolony – nie ma co narzekać. Natomiast na drugim wjechałem na metę w głównej grupie. Wyścig jakoś od samego początku nie układał się po mojej myśli, ale dałem z siebie na nim 100% i z tego jestem zadowolony.
Teraz muszę dalej spokojnie trenować i czekać, na to co przyniesie los. Bo najważniejsze wyścigi sezonu są jeszcze przede mną.
Etap prawdy Tour of Türkiye dla Franka van den Broeka. W Garcii triumf Mirre Knaven. Wiadomości i wyniki z piątku,…
Brandon McNulty (UAE Team Emirates) wygrał trzeci etap Tour de Romandie, jazdę indywidualną na czas.
Górskie trasy rowerowe wcale nie są tak dużym wyzwaniem, jak wiele osób sądzi.
Szef UAE Team Emirates potwierdza cele Tadeja Pogacara. Lund znowu najlepszy w Turcji. Wiadomości i wyniki z 25 kwietnia.
Belg Thibau Nys (Lidl-Trek) zdobył po podjeździe do Les Marécottes drugi etap Tour de Romandie i objął prowadzenie w wyścigu.
Katarzyna Niewiadoma zmieniła plany na Igrzyska Olimpijskie. Zamiast na czasówce, Polka skupi się na wyścigu ze startu wspólnego i Tour…