Danielo - odzież kolarska

Adam Kuś: “wykonałem kawał dobrej roboty”

Adam Kuś

Reprezentant klubu MLKS Wieluń – Adam Kuś – wygrał juniorski wyścig “Ślężański Mnich” w Sobótce. O tym sukcesie i przygotowaniach pisze na blogu.

Od ostatniego wpisu sporo się u mnie działo. Od zgrupowania w Kościelisku minęło dużo czasu, a ja spędziłem go ostro trenując. Już w lutym udałem się na obóz w Chorwacji. Myślę, że był bardzo dobrze przepracowany, a z każdym kolejnym dniem czułem jak forma małymi kroczkami idzie do przodu. Po powrocie do Polski złapałem krótki oddech i wraz z kadrą szkoły udałem się na kolejne zgrupowanie w Chorwacji. Obóz był wyczerpujący, ale przy tej pogodzie, aż chciało się trenować. Wykonałem kawał dobrej roboty podczas całego zgrupowania, z każdego treningu chciałem wyciągnąć jak najwięcej i myślę, że mi się to udawało.

Kiedy już wróciłem do Polski dalej monotonnie szykowałem się do sezonu, a noga coraz bardziej zaczynała “swędzieć”. Już nie mogłem doczekać się sezonu. Ale w końcu się doczekałem i 2 kwietnia rozpocząłem ściganie podczas kryterium w Żaganiu. Generalnie wyścig był bardzo ciężki, praktycznie cały czas “jechałem w trupa”. Zająłem 12. miejsce, ale myślę, że ogólnie forma, którą miałem była zadowalająca, a wyścig był dobrym przepaleniem przed kolejnymi startami.

Tydzień później miałem dwa starty: w sobotę kryterium w Dzierżoniowie, a w niedzielę Ślężańskiego Mnicha w Sobótce. W sobotę przejechałem dobry wyścig, ale gdzieś brakowało szczęścia. To nie zmienia faktu, że byłem zadowolony z 13. miejsca, które zająłem. A w niedzielę… wykonałem kawał dobrej roboty. Od rana nie czułem, że ten wyścig ułoży się dla mnie tak pomyślnie, ale może od początku.

Po starcie starałem się przede wszystkim jechać z przodu i czujnie, nie mieszać się w żadne odjazdy i oszczędzać siły na samą końcówkę i finisz. Wyścig trwał, a zmęczenie dawało o sobie znać. Kiedy dojechaliśmy już do samej końcówki, dużo się działo. 5 kilometrów do mety byłem jeszcze z tyłu, ale udało mi się na szczęście szybko przecisnąć do przodu. Przed finałowym podjazdem tempo od początku było wysokie, ale w pewnym momencie na końcówce podjazdu postanowiłem mocniej “pociągnąć”. Oderwałem się od grupy na kilkanaście metrów, postanowiłem postawić wszystko na jedna kartę i iść “full gas” aż do mety! 2 kilometry minęły bardzo szybko, a ja czułem już na plecach oddech peletonu, ale ostatecznie mogłem cieszyć się ze zwycięstwa w tym prestiżowym wyścigu.

Pięknie rozpoczął się sezon. Praca, którą wykonałem w zimę już przynosi efekty, a to dopiero początek sezonu. Dlatego teraz chce na spokojnie iść dalej i robić po prostu swoje. Wielkanoc spędziłem nie z rodziną w domu, a w Belgii na dwa dwóch klasykach. Wyścigi były bardzo ciężkie, ale udało się fajnie pościgać i pozyskać kolejne cenne doświadczenia. Na pierwszym wyścigu zająłem bardzo dobre 13. miejsce. Mały niedosyt pozostał, ale jestem zadowolony – nie ma co narzekać. Natomiast na drugim wjechałem na metę w głównej grupie. Wyścig jakoś od samego początku nie układał się po mojej myśli, ale dałem z siebie na nim 100% i z tego jestem zadowolony.

Teraz muszę dalej spokojnie trenować i czekać, na to co przyniesie los. Bo najważniejsze wyścigi sezonu są jeszcze przede mną.