Danielo - odzież kolarska

Tappone: Legendarne etapy Giro d’Italia. Część 1

Legendarne etapy Giro d’Italia, czyli tappone. Etapy, które kształtowały postrzeganie kolarstwa i jego markę. Oto część pierwsza zestawienia najbardziej emocjonujących dni w historii Giro d’Italia.

Wielkie Toury kochamy za trwający nieprzerwanie przez trzy tygodnie strumień kolarskich emocji. Ten nierzadko jest jeszcze poprzedzony wielomiesięcznym wyczekiwaniem i dywagacjami nad tym kto, jak i dlaczego zdominuje wyścig.

O ile trzytygodniowa dawka kolarskich emocji jest miodem na kolarskie serce, tak prawdziwym zastrzykiem opium dla nas są etapy, pełne walki faworytów, zwrotów akcji i dramatów, które wpisują je do historii sportu. My najczęściej mówimy o nich etapy królewskie, Włosi nazwaliby je tappone.

Tappa to po włosku etap, tappone moglibyśmy chyba przetłumaczyć jako etapicho. Rzecz wielka, godna annałów kolarstwa, gdzie dzięki nawarstwieniu trudności skupić i zwielokrotnić się powinny wszystkie emocje towarzyszące śledzeniu kolarstwa. Etapy, które ogląda się na krawędzi krzesła trzymając rękoma głowę, jakby chciało się powstrzymać rozerwaniu jej przez towarzyszące nam emocje. Odcinki, mające potencjał stać się złotymi nićmi kanwy, na której spisano kolarską mitologię.

Z natury rzeczy nie każdy królewski etap spełnia pokładane w nim nadzieje, czasem zdarza się, że najbardziej emocjonującymi i decydującymi etapami stają się te teoretycznie łatwiejsze lub łatwe do przeoczenia podczas pierwszego studiowania książki wyścigu.

W kontekście całej historii Giro d’Italia można by się pokusić o wydestylowanie tych najczystszych z czystych tappone. Tych które z perspektywy lat zadecydowały o statusie włoskiego wyścigu na kolarskim firmamencie. Podejmując się trudnego kronikarskiego zadania, postanowiliśmy wybrać etapy Giro d’Italia, które przeszły do historii.

W części I przyjrzymy się etapom sprzed II wojny światowej. Jest to przegląd etapów i wydarzeń nieprzystających do dzisiejszych kolarskich standardów. To wszak czasy heroicznego kolarstwa, gdzie kolarze zmagali się nie tylko z piekielnymi dystansami, ale i zdani byli na samych siebie. Ich zmagania mało kto był wstanie obserwować w całości na żywo, a dziennikarze, którzy dostąpili szansy zobaczyć chociaż fragment ich opisów, najczęściej resztę uzupełniali wytworami własnej wyobraźni. A ta bliska była dziedzinie, w której specjalizował się znany nam dobrze ze szkolnej edukacji Jan Parandowski. Vai!

1914 :: Lucca – Rzym

Giro d’Italia z 1914 roku do dzisiaj uchodzi za najtrudniejszy ze wszystkich rozegranych Wielkich Tourów. Ze średnią długością etapów ocierającą się o 400 kilometrów wyścig ukończyło jedynie 8 zawodników. Takie to były czasy, gdy dyrektorzy zarówno Giro, jak i Touru zgadzali się, że wielkiemu wyścigowi wystarczy jeden kolarz, który dojedzie do mety.

W środę, 28 maja 1914 roku, odbył się najdłuższy etap w historii włoskiego Wielkiego Touru. Grupa kolarzy, którzy przetrwali dwa poprzednie etapy miała do pokonania 430 kilometrów z toskańskiej Lukki do cesarskiego Rzymu. Straceńcy ruszyli w drogę tuż po północy, by po zaledwie 15 kilometrach musieć zatrzymać się przed zamkniętym przejazdem kolejowym. Czekając w ciemnościach na przejeżdżający pociąg – i pewnie zastanawiając się czy przypadkiem nie jedzie do Rzymu – peletonik przeoczył, że Lauro Bordin z Bianchi przemknął ukradkiem pod szlabanami i ruszył w skazany na porażkę rajd na Rzym.

Jego przewaga zdążyła urosnąć do sporych rozmiarów, gdy reszta zawodników zorientowała się, że Bordin sunie ku mecie samotnie, a co gorsza przed nimi. Złapanie go zajęło reszcie kolarzy 350 kilometrów i całe 14 godzin. Jako pierwszy linię mety w “Wiecznym Mieście” przeciął Costante Girardengo – pierwszy z mistrzów nad mistrzami.

Na kolejnych morderczych etapach, prowadzący na rozgrywanym w śnieżycy etapie do L’Aquili Giuseppe Azzini zniknął na 30 kilometrów przez metą. Rolnik odnalazł go zmożonego gorączką trzy dni później. A sam zwycięzca całego wyścigu, Alfonso Calzolari, dostał karę trzech godzin, za przejechanie Apeninów w bagażniku samochodu. Czy można mu się dziwić?

1931 :: Cuneo – Turyn

Była to pierwsza edycja włoskiego touru, która lidera klasyfikacji generalnej honorowała koszulką w kolorze różowym – takim, jak strony “La Gazzetta dello Sport”, organizatora wyścigu. Przywilej szybko zmienił się w klątwę, gdy gwiazda włoskiego kolarstwa, Alfredo Binda, musiał po kraksie wycofać się z wyścigu, a jechał w dopiero co wprowadzonej różowej koszulce lidera.

Pod nieobecność “Trębacza z Cittiglio”, jak często poetycko określano Bindę, największe szanse na zwycięstwo dawano Luigiemu Giacobbe. Konkurencja jednak nie planowała oddać zwycięstwa w wyścigu bez walki.

Przedostatni etap wyścigu wiódł z Cuneo do Turynu, po drodze wspinając się na ponad 2000 metrów n.p.m. do Sestriere. Świetnie radzący sobie w swoim drugim roku pełnokrwistego kolarza Francesco Camusso, postanowił wykorzystać swój ponadprzeciętny talent do jazdy pod górę. I pomóc sobie trochę sprytem.

W czasach, gdy kolarze, aby zmienić przełożenie musieli zdjąć koło i obrócić je tak, by łańcuch założyć na znajdującą się po drugiej stronie zębatkę o innej liczbie ząbków, Camusso postanowił niezauważony zjechać na tyły peletonu na długo przed finałowym podjazdem. W spokoju zmienił przełożenie na lżejsze, idealnie nadające się do wczesnego ataku w drodze do Sestriere. Początkowo musiał pedałować szaleńczo, by utrzymać się z czołówką, ale gdy nadszedł czas na ich zmianę przełożenia… Camusso po prostu z lekkością pojechał dalej.

Pałająca rządzą zemsty trójka Balmamion, Marchisio i Giacobe ruszyła w zawzięty pościg. Tuż przed Turynem mieli Camusso na mniej niż minutę przed sobą. Wtedy jednak wyścig wjechał w otaczające Turyn wzniesienia i młody Włoch ponownie dał popis swoich wspinaczkowych umiejętności. Triumfował przy wypełnionym tysiącami tifossi welodromie w Turynie, by kolejnego dnia przypieczętować zwycięstwo w całym wyścigu.

1936 :: Campobasso – L’Aquila

“La Gazzetta dello Sport” anonsowała wyścig: “Jest naszym pragnieniem, w tych historycznych dniach, stworzyć atmosferę triumfu, stać się płonącą pochodnią dla Il Duce i dla imperialnych Włoch”. W przededniu wyścigu Włochy zajęły Etiopię. Sytuacja międzynarodowa sprawiła, że w wyścigu wystartowały jedynie rodzime drużyny i zawodnicy.

Gdy uciskającym (już nie tylko) Włochy faszystom wydawało się, że właśnie utrwalają romans ludu z władzą, nie zdawali sobie sprawy, że lud zaraz właśnie pozna swojego prawdziwego oblubieńca, bynajmniej nie faszystę. Co gorsza dla nich, mająca się dopiero co rozpalić prawdziwa namiętność do Gino Bartalego przetrwa ich o dekady.

W połowie lat 30. ubiegłego stulecia z Giro d’Italia żegnali się wielcy mistrzowie – Campionissimi. W 1935 po raz ostatni wystartował Binda, a w 1936 roku na starcie po raz ostatni stanął pierwszy z mistrzów nad mistrzami – Girardengo. W tym samym peletonie stał 22-letni Toskańczyk Gino Bartali. Nigdy nie doczeka się koronacji na Campionissimo, ale przynajmniej do czasów Coppiego dla wszystkich Włochów będzie tym największym. Potem, już tylko dla połowy – za to na długie lata.

Bartali pokazał się w Giro z dobrej strony już rok wcześniej. Wygrał prowadzący do L’Aquili etap, a w Mediolanie na koniec wyścigu został zwycięzcą klasyfikacji górskiej. Rok później w wyścig wszedł spokojnie. Zajmując miejsce pod koniec pierwszej 10. w klasyfikacji generalnej dla wielu obserwatorów miał nie liczyć się w rozgrywce o końcowe zwycięstwo.

Wszystko zmieniło się, gdy wyścig ponownie ruszył ku L’Aquili. Jadący w maglia tricolore – koszulce mistrza Włoch – Bartali postanowił narzucić innym swoje panowanie ze zdecydowaniem i brutalnością, której nie powstydziliby się najzagorzalsi poplecznicy Mussoliniego.

Zbliżając się do L’Aquili rozpoczął serię nieustępliwych ataków pod Svolte di Popoli. Bartali dał odpór pogoni złożonej z pozostałych faworytów wyścigu i wjechał do stolicy Abruzzo z 6-minutową przewagą nad Valettim i Del Cancią, i prawie 8 minut nad głównym rywalem Gepinem Olmo. W L’Aquili założył pierwszą ze swoich 50 różowych koszulek lidera Giro d’Italia.

1940 :: Florencja – Modena

Na starcie wyścigu w Mediolanie w jednakowych koszulkach drużyny Legnano stanęli obok siebie Bartali oraz zaledwie 20-letni Fausto Coppi. Ten pierwszy był starym mistrzem, zwycięzcą zarówno Giro d’Italia, jak i Tour de France. Ten drugi zupełnie nieznany, miał być ledwie pomocnikiem dla bardziej doświadczonego kolegi.

Kolarscy bogowie postanowili jednak inaczej. Na drugim etapie wyścigu Bartali wpadł na psa i stracił cenne 5 minut do reszty faworytów. Co gorsza, jego piszczel była poważnie uszkodzona, a szanse na zwycięstwo w wyścigu ponownie pogrzebane – przed rokiem stracił prowadzenie na przedostatnim etapie.

W związku z pechem Bartalego, Coppi dostał przyzwolenie by walczyć o swoje szanse. Pierwszą podjął już na piątym etapie, jednak awaria sprzętu pozbawiła go zwycięstwa. Kolejną próbę podjął na jedenastym odcinku wyścigu, który wiódł ze stolicy Toskanii do Modeny po drodze przejeżdżając przez cztery przełęcze: Piastre, Oppio, Abetone i Barigazzo

Reporter Orio Vergani z “La Gazzetta dello Sport” pisał lirycznie: “w deszczu, który padał zmieszany z gradem, zobaczyłem Coppiego przychodzącego na świat… Zobaczyłem coś nowego: orła, jaskółkę, czaplę. Pod batami deszczu i tamburynem gradu, jakby ignorując zmęczenie, poleciał, dosłownie poleciał po twardych schodach góry, wśród ciszy tłumu, który nie wiedział, kim jest i jak go nazwać.”

To w straszliwych warunkach panujących na toskańskiej przełęczy Abetone rodzi się legenda Coppiego. Na szczycie traci do prowadzącego Ezzio Cecchiego zaledwie 7 sekund, ale na zjazdach i kolejnej przełęczy nie pozostawia złudzeń, kto jest najlepszym kolarzem tego wyścigu. Na mecie w Modenie po raz pierwszy w karierze zakłada różową koszulkę lidera wyścigu. W ciągu zaledwie kilku dni wiosny 1940 roku z ucznia, stał się mistrzem.

Bartali pokiereszowany zarówno na ciele, jak i na duszy początkowo chce wycofać się z wyścigu. Ego mistrza cierpi, że ten, który miał mu zaledwie pomagać, teraz sam przewodzi wyścigowi i potrzebował będzie jego pomocy. W końcu udobruchany przez dyrektora drużyny kontynuuję wyścig i pomaga młodszemu koledze przezwyciężyć trudności w górach.

Już nigdy nie wystartują w Giro w jednej drużynie. Dzień po zakończeniu Giro d’Italia w 1940, Mussolini wypowiada wojnę Francji i Wielkiej Brytanii. Coppi wyląduje w obozie jenieckim, a Bartali, czego dowiemy się po latach z opowieści, pomaga ratować Żydów.

Część II cyklu ukaże się wkrótce…

1 Comments

  1. Andrea

    11 maja 2023, 22:37 o 22:37

    To chyba chodzi o Svolte di popoli… a nie scale.