Danielo - odzież kolarska

Polski Związek Kolarski. Puszka Pandory zamiast oczyszczenia

Rozciągnięty peleton na Pitoniówce

O wydarzeniach stanowiących kanwę bulwersującego audytu, o rozgrywkach działaczy i o przyszłości PZKol-u.

Afera w Polskim Związku Kolarskim (PZKol) w ostatnich tygodniach wyciągnęła na światło dzienne nie tylko zaniedbania i szokujące zdarzenia z przeszłości, ale także mechanizmy działania związku i polityczne gry działaczy, w których podmioty dyscypliny – zawodnicy i zawodniczki – zdają się być pomijani i pozostawiani sami sobie.

W dużym skrócie: Polski Związek Kolarski w porozumieniu prezesem CCC zlecił audyt który wyjaśnić miał plotki i historie dotyczące ważnej osoby w kolarskim środowisku, a także, w jakiejś części, na dobre odsunąć ją od zarządzania kolarstwem. Audytorzy trafili na wątki świadczące o możliwości popełnienia przestępstwa, a w trakcie procesu przynajmniej część zarządu PZKol-u, jak i firma CCC, poznali jego wstępne ustalenia. Audyt póki co nie ujrzał światła dziennego – prezes Banaszek wstrzymał prace nad nim, a pełne ustalenia nie zostały przekazane do Związku.

Przepychanki między działaczami trwały, na 22 grudnia zwołano Nadzwyczajne Walne Zgromadzenie Delegatów. Wobec wzajemnych oskarżeń i trwającej wojenki w zarządzie szybko zareagowali sponsorzy – CCC wycofało się jako pierwsze, na początku listopada finansowanie zawiesił za to PKN Orlen, a jakiś czas potem – Ministerstwo Sportu i Turystyki.

Bomba wybuchła jednak gdy wiceprezes Piotr Kosmala o zarzutach popełnienia przestępstw finansowych i seksualnych przez jednego z ważnych byłych działaczy opowiedział 25 listopada “Sportowym Faktom”. Ministerstwo Sportu i Turystyki potwierdziło, że w sprawie otrzymało już wcześniej zawiadomienie i przekazało je do prokuratury. Minister Witold Bańka w odpowiedzi zażądał dymisji całego zarządu i zapowiedział, że nie będzie współpracował z obecnymi działaczami nawet po wyborach, co w ostatnich dniach zaowocowało dymisjami większości członków zarządu.

Cała układanka jest wielowątkowa i dotyczy w pierwszej kolejności prominentnego byłego pracownika Związku i zarzucanych mu przestępstw natury finansowej i seksualnej. Sprawę bada prokuratura, przyglądając się informacjom, które uzyskali audytorzy.

Drugi wątek to kwestia ujawnienia tych sytuacji, proces prowadzony przez obecny zarząd PZKol-u. Tu temperatura jest równie gorąca – działacze na łamach mediów przedstawiają swoje wersje wydarzeń, a kwestia tego kto zlecił audyt, kto miał o nim informacje i w jaki sposób chciał je wykorzystać są mocno niespójne.

W końcu, większy plan to walka o wpływy w polskim środowisku kolarskim pomiędzy działaczami, w którą uwikłani są firma CCC oraz ministerstwo sportu. Tu kluczową kwestią jest to, kto decydował będzie o przyszłości związku i w jakim stopniu w podejmowanie decyzji zaangażowani będą jego finansowi mocodawcy.

Audyt widmo

Główną osią konfliktu w Polskim Związku Kolarskim wydaje się być niemożliwość porozumienia się między prezesem Związku Dariuszem Banaszkiem a byłym już głównym sponsorem Związku Dariuszem Miłkiem. Pierwszy zasłynął z mało dyplomatycznych publicznych wypowiedzi i oskarżany był przez członków zarządu o samodzielne podejmowanie decyzji, szczególnie zwolnienie trzech osób ze sztabu szkoleniowego. Drugi, od lat mecenas Związku i właściciel jedynej polskiej grupy drugoligowej, jest liczącą się postacią na polskim podwórku, ale jego nierównoważony przez innych sponsorów wpływ wskazany został przez Banaszka jako poważny problem dla Związku.

Punktem zapalnym stał się audyt, który zlecony został w łonie związku w celu wyjaśnienia krążących po środowisku plotek na temat jednego z prominentnych działaczy. W rozumieniu redakcji Rowery.org obu stronom zależało na skompletowaniu materiału, który wyjaśniłby dawne zaszłości, ale także owego działacza definitywnie wyeliminował z rozgrywek w środowisku.

Do zbadania spraw sprzed lat zaangażowano czołowych specjalistów, firmę PwC. Zgodę na śledztwo wydał prezes PZKol-u (co potwierdził w rozmowie ze sport.pl oraz na konferencji prasowej), ale według różnych tłumaczeń, spiritus movens projektu był Miłek. Audyt rozpoczął się w sierpniu, ale nie mówiło się o nim publicznie w zasadzie do końca września, gdy sprawie zwolnienia członków sztabu szkoleniowego i rozgardiaszu w Związku zaczął interesować się portal „Sportowe Fakty”.

W tym czasie w środowisku mówiło się już o bombie i wskazywano jednoznacznie, kto będzie głównym zamieszanym. Polski światek kolarski jest mały i jeśli o problemie wie kilka osób, po tygodniu słyszał już cały peleton. Tak też było w sprawie audytu, a w obliczu patowej sytuacji w zarządzie milczenie w końcu przerwał Kosmala. Swoją rozmowę z portalem „WP” tłumaczył tym, że Banaszek cały audyt, mimo wiedzy o jego wstępnych ustaleniach, chciał zamieść pod dywan i że nie podjął działań mających na celu powiadomienia organów ścigania.

Banaszek w licznych wywiadach zaprzeczał i konsekwentnie twierdził, że o wstępnych ustaleniach audytu nie wiedział i że o możliwości popełnienia przestępstw seksualnych dowiedział się z mediów. Twierdzenia te powtórzył na wczorajszej konferencji prasowej.

Wiedział czy nie?

Kluczowym pytaniem stało się zatem – czy prezes wiedział o wątkach poruszanych we wstępnych ustaleniach audytu? Jeśli zlecił audyt i nie wiedział o jego wstępnych ustaleniach, podczas gdy wiedzę taką mieli jego współpracownicy, oznaczać by to mogło, że za jego plecami toczyła się jakaś rozgrywka. Jeśli wiedział i nie działał, gorzej, chciał przywrócić do Związku oskarżonego działacza mając już taką wiedzę, stawia go to w bardzo niekorzystnym świetle.

Z informacji, do których dotarły Rowery.org, wynika, że prezes Banaszek wiedział o wstępnych ustaleniach audytorów na długo przed wywiadem udzielonym przez Piotra Kosmalę.

Korespondencja pomiędzy członkami zarządu a przedstawicielami firmy PwC, której wyrywki mogliśmy przejrzeć, świadczy o tym, że prezes Banaszek 3 listopada zablokował spotkanie z przedstawicielami PwC w sprawie przedstawienia wyników audytu. Przedstawienie wyników zaplanowano na zebranie zarządu 6 listopada, a zaproszenie audytorom przesłał wiceprezes Piotr Kosmala. Banaszek, podobnie jak pozostali członkowie zarządu, otrzymał tę wiadomość, i wystosował odpowiedź.

Poniżej pełna treść wiadomości (pisownia oryginalna):

Uprzejmie przepraszam za przedwczesne zaproszenie Panów przez Vice Prezesa Piotra Kosmalę na posiedzenie zarządu 6.11.2017 r.Zgodnie ze statutem Polskiego Związku Kolarskiego zarząd na zewnątrz reprezentuje Prezes Zarządu ,jednocześnie zarząd jest ciałem kolegialnym i podejmuje decyzje uchwałami .Z uwagi na to że nie mam zgody pozostałych członków zarządu podjętej zgodnie z regulaminem pracy zarządu to zaproszenie Panów przez Piotra Kosmalę jest nie uprawnione i przedwczesne .Jednocześnie informuję że zaproszenie Panów na spotkanie z zarządem będzie możliwe po uprzednim zapoznaniu się z wynikami audytu .
Ponownie uprzejmie proszę o przesłanie wyników Panów pracy .
Z poważaniem

Dariusz Banaszek
Prezes Polskiego Związku Kolarskiego

To odpowiedź na wiadomość Piotra Kosmali, który tego samego dnia napisał (pisownia oryginalna):

Witam,
w dniu 6.11.17 o godz 10 odbędzie się posiedzenie zarządu PZkol w siedzibie Polskiego Związku Kolarskiego
Jednym z punktów programu posiedzenia jest;
-zapoznanie się z materiałami audytu zleconego przez PZKol kancelarii PWC
Czy możemy liczyć na obecność Panów (około godz 12)celem przekazania nam wyników audytu ?
Pozdrawiam
Piotr Kosmala

Z maili wynika, że ani prezes ani wiceprezes nie znali ostatecznych ustaleń, ale także nie wynika, że znali wstępne ustalenia. Nie jest jednak jasne co ma oznaczać ostatnie zdanie maila prezesa Banaszka i czy chodzi o przekazanie wyników audytu jemu samemu czy całemu zarządowi.

Nie wiadomo dlaczego, jeśli prezes nie znał wstępnych wyników, wstrzymywał spotkanie, które poparło, według wiedzy Rowery.org, pięciu członków zarządu, czyli większość wymagana art. 31 Statutu Związku.

Członkowie zarządu, z którymi rozmawialiśmy, twierdzą jednak, że Banaszek już podczas wrześniowego spotkania informować miał wraz z Kosmalą, że nie mogą przekazać informacji na temat audytu, gdyż podpisali klauzule poufności. Obaj mieli znać wstępne ustalenia audytorów i wiedzieć, jakie wątki znalazły się w raporcie. Nagranie mogące o tym świadczyć przedstawiły w czwartek serwisy „Sportowe Fakty” i „sport.pl”.

Informacje, które pokazały się w mediach, miałem wcześniej od prezesa na zarządzie. Wszyscy mieliśmy. Na którymś z zarządów prezes nas poinformował dokładnie o tym, co opisuje wiceprezes, bo były pytania dlaczego zwolnił trenerów. Prezes to nam wykrzyczał pod wpływem emocji i pytań i dlaczego zwolnił tych ludzi [trenerów – przyp. red.]

– wspomina jeden z byłych członków zarządu.

Według naszych informacji, początkowo zatem o wstępnych ustaleniach wiedzieć mieli Banaszek i Kosmala. Kilku innych członków zarządu – Adam Wadecki, Franciszek Harbacewicz, Tadeusz Jasionek i Rafał Jurkowlaniec, a także Sebastian Rubin z Komisji Rewizyjnej Związku – mieli spotkać się z przedstawicielami firmy PwC w październiku.

Na spotkaniu tym uzyskać oni mieli „małą wiedzę” na temat pracy audytorów, choć członkowie zarządu, z którymi rozmawialiśmy różnią się w kwestii obecności Dariusza Miłka – jeden z nich twierdzi, że prezes CCC był na nim obecny, drugi, że nie miało to miejsca.

Firma nam powiedziała, że są nieprawidłowości i że prezes zerwał audyt i że czekają na informację o wznowieniu, ewentualnie zakończeniu, i że na obecną chwilę nie mogą nam więcej informacji przekazać

– przywołuje uczestnik spotkania.

Zgodnie z informacjami podanymi przez MSiT, zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa złożyli w listopadzie ministerstwie przedstawiciele PwC. Urzędnicy sporządzili notatkę i sprawę skierowali do prokuratury. PZKol został poddany kontroli, a następnie pozbawiony ostatniej transzy ministerialnej dotacji.

25 listopada lawina ruszyła po tym jak milczenie przerwał Kosmala, a od tego czasu, po apelu ministra sportu i turystyki, zrezygnowało już ośmiu z dziewięciu członków zarządu.

peleton w tle kości dinozaura

fot. ASO/Alex BROADWAY

“To był proces”

Zawartość wstępnych ustaleń audytu ujawniona przez Kosmalę przedstawiła szokujący obraz zdarzeń, które miały miejsce w polskim środowisku kolarskim, w tym, prawdopodobnie, w łonie kadry Polski. Choć informacje podane „Sportowym Faktom” nie są specyficznie umocowane w czasie, Rowery.org dotarły do osób mających styczność ze środowiskiem w okresie gdy miało dochodzić do molestowania seksualnego i nadużyć, a także, potencjalnie, do łamania przepisów antydopingowych przez prominentnego byłego pracownika Związku.

Ta sytuacja się zmieniała, to był proces. Przekraczanie pewnych granic moralności odbywało się po parę milimetrów, rok w rok. Potem się budziłeś w środku bagna, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. To był główny powód mojego odejścia, sytuacja, która tam panowała

– wspomina osoba, z którą rozmawialiśmy.

Czy o relacjach seksualnych pomiędzy pracownikiem PZKol-u i zawodniczkami wiedziało środowisko?

Tak, wiedzieliśmy, mówiło się w kuluarach. Mówiło się o tym w światku kolarskim bardzo długo. Ale też nikt nikogo za rękę nie złapał. Ludzie wiedzieli, że coś się dzieje, ale nie do tego stopnia. Pewnych rzeczy można było się domyślać, byłem sam świadkiem takiej sytuacji – kolacja, alkohol, seks z upitą zawodniczką, ale wtedy zachowywałem to dla siebie, żeby nie siać plotek. Ale to był dla mnie szok, kiedy wyszły zeznania

– tłumaczy.

Jedna z zawodniczek, która na łamach „Sportowych Faktów” opowiedziała o molestowaniu wspomniała też, że będący w oku afery działacz podawał jej „zastrzyki wzmacniające”, przyznając, że nie widziała jakie środki jej podawano. Rozmowa z naszymi informatorami w tym punkcie utknęła w martwym punkcie, natomiast potwierdzenie znalazły informacje o sposobie działania głównego oskarżonego i jego pełnej kontroli nad powierzonymi mu strukturami.

To nie było dosłownie, nie że jak nie zrobisz tego, to cię wyrzucę. To był bardziej wyrafinowany sposób. Wiedział jak wykorzystać co na komu zależy, manipulował.

Kot spaślak

Cała sytuacja obnażyła tylko część dość paskudnych procesów, które od lat w mniejszym lub większym natężeniu targają Polskim Związkiem Kolarskim. Wypływające rewelacje to narzędzia politycznej walki lub ich pokłosie, nad którym nie byli w stanie lub nie do końca byli w stanie zapanować reżyserowie widowiska.

Minister sportu zareagował bardzo stanowczo i zażądał dymisji całego zarządu, grożąc wprowadzeniem komisarza. Kilka dni później poszedł jeszcze dalej i zapowiedział, że nie będzie współpracował z ludźmi, którzy sprawują obecnie funkcje, podkreślając, że nie powinni oni znaleźć się w nowych władzach. To z jednej strony gest na “oczyszczenie” kolarskiego środowiska, ale także gest dość powierzchowny. Dziewiątka działaczy nie odpowiada za całe zło w polskim kolarstwie i choć świętych tam nie ma, to póki co nie widać także planu na przyszłość.

O ile los obecnego zarządu wydaje się być przesądzony, środowisko zdaje się być dość głęboko podzielone. Podziały nie są jednak proste – przychylności nie zyskał sobie Kosmala, który złamał zmowę milczenia, Banaszek zaś, przy mało korzystnym bilansie przywództwa, chwalony jest za „postawienie się” Miłkowi i chęć uniezależnienia Związku od jednego sponsora. Kolejne różnice i ewentualne poparcie przy nowych wyborach odzwierciedlały będą interesy poszczególnych regionów – m.in. pieniądze na szkółki kolarskie, dofinansowania wyścigów, a także nowe rozdanie stanowisk.

Załamanie się obecnego układu zaowocuje szybkim wyłonieniem się nowego. Tym razem karty rozdawać będzie ministerstwo, a także, najpewniej, Dariusz Miłek, któremu w wyniku kryzysu ubędzie dwóch poważnych graczy w środowisku, a on sam nie stracił specjalnie wizerunkowo.

Rzecznik ministerstwa potwierdziła, że minister sportu oraz Miłek nie spotykali się, jednak prezes Banaszek na konferencji stwierdził, że panowie często rozmawiali. Na podstawie słów pana prezesa o sprecyzowanie tej kwestii poprosiliśmy rzecznik prasową ministra, jednak póki co nie uzyskaliśmy odpowiedzi.

Co dalej?

Wyzwanie stojące przed osobami odpowiedzialnymi za wyznaczenie kursu Polskiego Związku Kolarskiego to nie tylko wyjaśnienie niejasności i przywrócenie normalnego toku działania. Związkowi jak najszybciej potrzebny jest plan – nie zawarty w manifeście wyborczym, ale w dokumencie określającym strategię Związku jako organizacji. Być może warto sięgnąć po wzorce z innych krajów i dostosować je do naszych realiów, warto kontynuować to, co udało się osiągnąć trenerom i obsłudze w ostatnich sezonach.

Odnosi się to nie tylko do szkolenia. Dużo pracy czeka działaczy w kwestiach zarządzania. Aby takie sytuacje nie powtarzały się w przyszłości organizacja musi uzbroić się w mechanizmy, które efektywnie zapobiegną tworzeniu się konfliktów interesów. Łączenie funkcji wykonawczych w związku, a równocześnie zarządzanie prywatnymi ekipami, których zawodnicy są czy mogą znaleźć się w kadrze narodowej prowadzonej przez związek, nie powinno mieć miejsca, na pewno nie na poziomie elity.

Zawodnicy i zawodniczki, a także działacze powinni mieć możliwość zgłaszania nadużyć i oszustw – a te powinny być rozpatrywane przez coś więcej niż komisję „kółka wzajemnej adoracji” i ludzi, którzy nie są w stanie poprowadzić zmiany, bo przecież jakże to zaszkodzić znajomemu albo sąsiadowi.

Działania Związku powinny być transparentne, szczególnie w kwestii zawieranych umów, i prowadzone z naciskiem na dobre imię dyscypliny oraz zawodników/zawodniczek. Związek powinien być centrum, w którym o problemach się rozmawia, szuka się rozwiązań, a nie uprawia się wojenki podjazdowe.

Ważna jest także dywersyfikacja portfolio sponsorów i uczynienie ze Związku atrakcyjnej platformy reklamowej, o miejsce na której zabiegali będą sponsorzy. Nie na odwrót.

Polski Związek Kolarski powinien promować innowacyjność, pomagać młodym i zdolnym ludziom w rozwoju, a nie ten rozwój tamować, co miało miejsce wielokrotnie w przeszłości. Tu warto porozmawiać z ministerstwem o stypendiach i programach wsparcia – ale nie w formie szkolnych stypendiów, ale pomocy nastawionej na realny rozwój zawodnika czy zawodniczki, nawet poza polskim podwórkiem.

Byłoby także dobrze, gdyby Związek zainteresował się na poważnie problemami kolarstwa kobiet – tu nie bez znaczenia byłaby odpowiednia komisja, a także obecność przedstawicielek płci pięknej we władzach Związku.

Wreszcie, Związek powinien promować rywalizację wolną od dopingu, surowo egzekwować przepisy antydopingowe i wspierać swoich podopiecznych w kształtowaniu właściwych postaw – przez szkolenia, zaplecze i tłumaczenie zagrożeń związanych z używaniem zabronionych substancji.

12 Comments

  1. maki

    2 grudnia 2017, 18:19 o 18:19

    Niech Miłek zarządza tym grajdołem jeśli ma na to ochotę. Jeśli wykłada swoją kasę powinien mieć wpływ na politykę związku. Szybciej dogada się z innymi sponsorami niż jakiś działacz gołodupiec. Jeśli chodzi o Orlen to oni mają ministerialny przykaz, tylko głupota działaczy spowodowała wstrzymanie finansowania. Prawda jest taka, że nikt nie da kasy do łapy jakimś szemranym działaczom.Gdyby Miłek miał kontrole nad wydatkami związku być może spłaciłby te wszystkie długi.

    Bańka jest wkurzony bo załatwił im ten Orlen a oni tak się odwdzięczają. Gdyby Banaszkowi zależałoby na kolarzach już dawno podałby się do dymisji. To niebywałe jak On się nieustannie kompromituje, tym bardziej że to te wszystkie kryminalne wątki go nie dotyczą. Napewno kandydat na tytuł “nieudacznika roku 2017”.

  2. Karol

    2 grudnia 2017, 19:05 o 19:05

    Cały ten temat można podsumować jednym słowem- patologia. I to patologia trwająca od lat, pod zarządem kilku prezesów, nazwiska się zmieniały ale bagno zawsze takie samo. Cudem jest, że nie udało im się sp.erdolic talentów Kwiato, Majki i kilku innych naszych czolowych kolarzy. Smutne jest to, że w innych związkach dzieją się dokładnie takie same rzeczy, tylko mało gdzie wyjdzie to na jaw, bo koledzy kolegów, bo kasa, bo układziki, bo jakoś to będzie.

  3. Apollo

    2 grudnia 2017, 19:39 o 19:39

    Wszyscy „coś” wiedzieli ale nikt niczego głośno nie powiedział. To smutne dla nas kibiców, i traumatyczne dla pokrzywdzonych zawodniczek. Czy zatem p. Lang, Piasecki, Wadecki i inni ludzie z pierwszych rzędów naszego rodzimego peletonu też „coś” wiedzieli ? Czy solidarność „elit” była jednak ważniejsza niż ludzkie dramaty ?
    Jako kibic kolarstwa przeżywam po raz drugi w życiu taki zawód ludźmi z kolarskiego świata. Pierwszym była afera dopingowa Amstronga i reszty jego „świty”, oby odpowiedzialnych za to bagno w PZKol dosięgnął dożywotni zakaz zbliżania się do kolarstwa !!!

  4. tomek

    2 grudnia 2017, 19:45 o 19:45

    Chciałbym dowiedzieć się co mają do powiedzenia byli prezesi i członkowie zarzadu pzkol przed “panowaniem” “banana”.Afera zaczeła się lata temu, wszyscy wiedzieli co “tulipan” wyprawia .W pale się nie mieści jak ON się tłumaczy ,wszyscy ukrywaja nazwisko a i tak wiadomo o kogo chodzi.Co do ministra Bańki -“wiem ale nie powiem”—q..wa KOLESIE. Niech i jego ktoś przeleci , najlepiej “tulipan czy łykend”a później obaj do MKOL na cieple foteliki.
    Obłuda

  5. gregario

    2 grudnia 2017, 21:57 o 21:57

    Świetny artykuł! Zachęcam do próby pogłębienia wątku dopingowego – Andrzej P. od lat chwalił się świetną współpracą z Instytutem Sportu, w ramach którego działa przecież Zakład Badań Antydopingowych, zaś PZKol przynajmniej od kilku lat nie informował o pozytywnych wynikach kontroli antydopingowych polskich zawodników, którzy po prostu “znikali” na kilka miesięcy z wyścigów. Być może okaże się, że polski system antydopingowy niewiele różnił się od rosyjskiego i że jego głównym celem było sprawdzenie, czy zawodnicy są czyści, zanim się ich wypuści na międzynarodową imprezę.

    • molibden

      3 grudnia 2017, 07:55 o 07:55

      obawiam się ze własnie to bedzie największą bombą w całym tymbałaganie bo sprawy molestowanie to cóż… sprawa karna, cywilna i cześc. Szybko sie o tym zapomni, ale jak gruchnie wieść że manipulowano przy systemie antydopingowym to nei tylko związek będzie miał kłopot ale i cały polski sport bo zacznie się kopanie i sprawdzanie na ile polski system kontroli był szczelny. A coś mi sie tu wydaje że może być z tego niezła afera.

    • pozytywny

      3 grudnia 2017, 17:50 o 17:50

      Dokładnie, ciekawe czy cały audyt pokaże, ile wpadek dopingowych zaliczyli polscy kolarze i kolarski. Zawodnicy wpadali i a związek tuszował, bo przecież “robią” wyniki…

  6. jachu

    3 grudnia 2017, 22:36 o 22:36

    > “… molestowanie to cóż… sprawa karna, cywilna i cześc. Szybko sie o tym zapomni …”

    Trochę więcej empatii.
    Tu chodzi przecież o osoby, a nie przedmioty.
    Pokrzywdzone na pewno o tym nie zapomną.

  7. qbear

    4 grudnia 2017, 09:03 o 09:03

    Zawsze staram się wstrzymywać z opiniami zanim nie poznam wszystkich faktów ale gdy czytam kolejną wypowiedź w stylu: wszyscy wiedzieli, to wyjdę przed szereg.
    W tej konkretnej sytuacji moim zdaniem cały PZKol jest skompromitowany. Każdy z działaczy mówiący wiedziałem, że coś było ale nie mówiłem bo…, powinien być odsunięty od kolarstwa. Mówimy o molestowaniu seksualnym, o wykorzystywaniu osoby małoletniej. Żadna argumentacja tłumacząca brak doniesienia na “pana trenera” nie ma prawa bytu.

    Współczuje dziewczynom, które musiały to znosić aby móc uprawiać kolarstwo. Generalnie, to pokazuje podejście działaczy do kolarstwa kobiet w Polsce. Z doniesień wynika, że wszyscy wiedzieli ale nikt nic nie zrobił. Pan Lang po jednej edycji kończy jedyny wyścig kobiet z prawdziwego zdarzenia.

    Abstrahuje już od zarządzania finansami związku, gdyż w większości związków sportowych są podobne problemy. Tak długo jak sprawami zarządzania nie będą się zajmować specjaliści od tego, tak długo takie cyrki będą występować. To, że ktoś był dobrym kolarzem bądź dobrym trenerem nie oznacza, że będzie umiał zarządzać.

  8. gonziu

    4 grudnia 2017, 15:08 o 15:08

    Byli kolarze nie powinni zarządzać zwiazkiem, bo nie mają odpowiednich kwalifikacji do zarządzania organizacją. Po drugie mają zakodowaną w głowach główną zasade kolarstwa – ” dobrze się ustawić”.

    • tomek

      5 grudnia 2017, 08:35 o 08:35

      Nie całkiem to prawda co napisałeś.
      wiekszość kolarzy ma łeb na karku ,jak byłeś cwany na rowerze to i później sobie poradzisz😉
      A PZKOL to taka firma “żebrak” daj daj daj itd
      w swojej “firmie” raczej prezes /właściciel kilka razy obejrzy tego złocisza zanim go wyda .
      A naprawić cos co przez lata pseudo dzialacze okradali bedzie bardzo trudno.
      Jak zaczynasz z długami “mega gigant” po walkiewiczu to mina lata swietlne zanim bedzie wszystko na zero.I wľaśnie Ci mądrzy kolarze trzymaja się z daleka,
      a reszta próbuje
      powodzenia może się wreszcie komus uda

  9. Zbig

    10 grudnia 2017, 03:33 o 03:33

    Na moje wyczucie, nie mając dostępu do prawdziwych danych, rację ma prezes Banaszak, ale głowy nie dam!