Mathieu van der Poel przed startem Tour de France wiedział, że finisz na Mûr-de-Bretagne odpowiada mu bardziej niż wspinaczka w na pierwszym etapie, w Landerneau. Holender na drugim etapie Tour de France pojechał najlepsze 18 kilometrów życia: po podwójnej szarży na Mûr-de-Bretagne wygrał etap i przywdział koszulkę lidera wyścigu. Na mecie triumf dedykował dziadkowi, Raymondowi Poulidorowi.
Kolarz ekipy Alpecin-Fenix w objęciach obsługi zespołu za metą potrafił z siebie wydusić tylko “jeeeest!”. Przed kamerami na mecie wciąż nie mógł złapać oddechu, walczył ze łzami, które na twarzy mieszały się ze spływającym z czoła potem.
Mathieu van der Poel przed startem Tour de France wiedział, że może być jednym z kolarzy liczących się na bretońskich pagórkach, ale zrealizowanie dwóch celów równocześnie: wygrania etapu i przejęcia koszulki lidera na moment onieśmieliły mocarza przełajów i MTB oraz gwiazdę wyścigów klasycznych.
Nie mam słów. Serio, nie wiem co mam powiedzieć
– wydusił z siebie w pierwszym wywiadzie.
Van der Poel zaatakował na niecałe 17 kilometrów przed metą, na Mûr-de-Bretagne nieznacznie odjeżdżając z peletonu. Atak, o który można byłoby go posądzać w finale wyścigu klasycznego, miał w głowie Holendra sens: na szczycie górskiej premii przyznawano bonifikaty: 8-5-2 sekundy dla pierwszej trójki. Takie premie specjalne zlokalizowane są tylko na etapach 2, 7, 8, 11, 14 i 15., a kolarzowi drugoligowej ekipy dawały nadzieję na zbliżenie się do lidera wyścigu w klasyfikacji generalnej.
Zaryzykowałem trochę, włożyłem wszystkie siły już w pierwszy atak, ponieważ wiedziałem, że do przejęcia koszulki potrzebuję tej bonifikaty. To była moja ostatnia szansa na przejęcie maillot jaune
– wyjaśnił w końcu.
Van der Poel na ostatniej wspinaczce sam kasował kolejne ataki: powstrzymał Sonny’ego Colbrellego (Bahrain Victorious) i Nairo Quintanę (Arkea-Samsic), a 780 metrów przed metą odpalił silniki i ruszył na metę. Rywale nie podjęli tego wyzwania i na kresce nie było wątpliwości co do tego, kto przywdzieje koszulkę lidera.
Van der Poel nie wiedział, przynajmniej nie od razu.
Nie zdawałem sobie sprawy, że zostałem nowym liderem, dowiedziałem się 5 minut po zakończeniu etapu
– przyznał.
Nie da się czegoś takiego zaplanować. Nikt za mną nie pojechał, więc ruszyłem po bonifikatę. Potem wiedziałem, że to moja jedyna szansa na zostanie liderem… wykończenie tego w ten sposób to coś niesamowitego. Ostatnie 500 metrów bolało, ale wiedziałem, że muszę jechać tak szybko, jak umiem
– relacjonował już spokojniej po dekoracji.
26-latek, który przed debiutem w wyścigu wraz z ekipą specjalnym strojem przypominał osiągnięcia swojego dziadka, Raymonda Poulidora, na mecie wzniósł ku niebu palec wskazujący. Dedykacja była jasna: Poulidor, choć Tour de France osiem razy skończył na podium, nigdy nie nosił koszulki lidera.
Myślałem o dziadku, oczywiście
– potwierdził Van der Poel.
“Poupou” debiutu swojego wnuka w “Wielkiej Pętli” nie doczekał, zmarł w listopadzie 2019 roku.
Niestety nie ma go już z nami, ale wyobraź sobie jak byłyby dumny, gdyby tu był
– dodał.
"It's incredible"
The full interview with the new @MaillotjauneLCL 💛 @mathieuvdpoel.#TDF2021 pic.twitter.com/fMeZkRi7VK
— Tour de France™ (@LeTour) June 27, 2021