Danielo - odzież kolarska

MP Ostróda 2019. Krześlak i Byczkowski komentują sobotnie starty

Natalia Krześlak i Jakub Byczkowski opowiedzieli o mistrzowskim wyścigu i swojej drodze do złotego medalu.

Sobotni dzień w Ostródzie kręcił się wokół juniorskich zmagań. Na trasę jako pierwsze wyruszyły juniorki, z których to po złoty medal sięgnęła Natalia Krześlak (TKK Pacific Nestle Fitness). Mistrzyni Polski opowiedziała o przebiegu rywalizacji.

Na trasie trochę nam dziś wiało, ale tego się spodziewałyśmy. Trzeba było myśleć, patrzeć na warunki. Sama trasa w końcu też była bardzo kręta, pagórkowata, więc te warunki co chwilę się zmieniały i wyścig wcale nie był taki łatwy.

W połowie  poszedł odjazd, do którego się zabrałam i tak to się ułożyło. Później jechałam razem z Dominiką Włodarczyk z Wielunia, a na kilka kilometrów przed metą zaatakowałam już na solo.

Właściwie to wykonałam dziś to, co mówił trener. Takie było założenie, taki był plan na ten wyścig. Ufam trenerowi w 100% i wierzyłam, że to co mówi to się sprawdzi, że dam radę. W końcówce już nie analizowałam co się może wydarzyć, nie kalkulowałam, po prostu pojechałam swoje tak jak było w planach i po prostu wyszło.

Dla zwyciężczyni bardzo ważne było wsparcie, jakie dała jej ekipa TKK Pacific Nestle Fitness i rodzina.

Cała drużyna Pacificu była dziś za mną, wszyscy trzymali kciuki i to jest niesamowite uczucie czuć takie wsparcie, taką motywację jednocześnie i doping na trasie. Jestem bardzo wdzięczna za to. Z taką drużyną i trenerem jest zdecydowanie lepiej. Do tego przy trasie stał dziś mój tata, który sam był kolarzem, i z którego cennych rad korzystam. Bardzo wszystkim dziękuję za to wsparcie.

Jutro za to będzie start wspólny orliczek i elity kobiet i to ja im będę kibicować, trzymać kciuki i stać przy trasie. Jestem całym sercem z nimi.

O godzinie 16:00 na trasę wyruszyli juniorzy. Wyścig od początku był dynamiczny i emocjonujący, młodzi zawodnicy szybko ruszyli w odjazd, który podczas 122 kilometrów kilkakrotnie zmieniał swoją formę. Finalnie na metę wpadła 6- osobowa grupka, z której najlepszy był Jakub Byczkowski (UKS MOTO AGBUD Stelweld Jelcz Laskowice).

Plan oczywiście, zakładał zwycięstwo. Każdy zawodnik marzy o koszulce mistrza Polski. Przed rokiem mój kolega klubowy Łukasz Michalski zdobył ten tytuł i udało się wynik powtórzyć. Jestem bardzo szczęśliwy. Na początku utworzyła się koło 6-7 osobowa grupka, po kolei zaczęli do nas doskakiwać zawodnicy i to stopniowo zaczęło już iść, mówiąc kolokwialnie. Przewaga była w granicach 50 sekund, cały czas trzymaliśmy to samo tempo. Uciekał mój kolega klubowy, Daniel Poniatowski, któremu też bardzo dziękuję. Generalnie plan był taki, że jedziemy na Daniela, bo to on jest tym sprinterem, ja miałem mu pomóc. Natomiast w pewnym momencie okazało się, że po zakrętach udało nam się odjechać z Jakubem Musialikiem. To był dla nas szok, po chwili doskoczył do nas Jakub Rutkowski i zyskaliśmy 20 sekund przewagi i ta przewaga zaczęła rosnąć, rosnąć. W pewnym momencie to były już 2 minuty. Zobaczyliśmy tabliczkę z różnicą czasów, to tempo już spadło. I to był troszeczkę błąd, że jednak odpuściliśmy sobie, bo jak było widać na samej mecie dogoniło nas pięciu zawodników. Ale jednak udało mi się przetrwać te bóle, które już czułem w nogach i udało mi się zafiniszować, na 500 metrów pójść wszystko co miałem w nogach i sięgnąć po zwycięstwo.

— opowiadał Byczkowski.

W końcówce wydawało się, że po złoty medal jedzie Jakub Rutkowski (UKS Copernicus Toruń). Byczkowski i Musialik nie chcieli jednak od tak oddać koszulki.

Z Jakubem Musialikiem powiedzieliśmy sobie, że idziemy równo, po zmianach, naprawdę dziękuję mu bardzo, że ta współpraca się naprawdę dobrze układała i Jakub Rutkowski został przez nas dogoniony, bodajże na 3 kilometry do mety i potem już wiedziałem, że mogę powalczyć na finiszu. Wiedziałem, że finisz mam naprawdę dobry i jednak poszczęściło się. Co prawda piątka zawodników nas doganiała, natomiast byli za nami, co pozwoliło mi już od samego zakrętu, jak kolega rok temu, pójść na maksa i dać z siebie wszystko. Finalnie prawie na kresce wyskoczył mi zza koła Michał Jaskot, któremu też gratuluję

Zawodnik z Jelcz Laskowice znał dobrze trasę z ubiegłego roku i czuł się na niej pewnie.

Każdy mi powtarzał, że trasa jest pode mnie, górki są moją specjalnością, nie ukrywam, troszeczkę płaskiego, też nie zaszkodzi, noga na płaskim się zawsze rozkręca. Ta dzisiejsza trasa, jak w zeszłym roku, naprawdę mi się podobała, jest znakomita. Dziękuję wszystkim moim sponsorom, trenerowi Zygmuntowi Walczakowi, rodzicom i wszystkim, którzy przyczynili się do tego sukcesu.

Jedno marzenie młodego zawodnika dzisiaj się spełniło, ale Jakub Byczkowski ma już kolejny cel.

Zawsze marzyłem, żeby zostać mistrzem świata. Generalnie celowałem na ten rok, to była taka moja aspiracja, żeby zostać tym mistrzem świata. Co prawda nie ścigam się na takim poziomie, ale mam nadzieję, że w przyszłości, bo marzenia się spełniają, tak jak to dzisiejsze się spełniło.