Tylko kataklizm może mu odebrać żółtą koszulkę. Jutro Geraint Thomas (Team Sky) zostanie zwycięzcą 105. Tour de France.
Tak jak bezbłędnie przejechał ostatnie dziewiętnaście etapów, tak świetnie poradził sobie z trasą czasówki przedostatniego dnia rywalizacji. Dziś Thomas wykręcił trzeci czas, finiszując za Tomem Dumoulinem (Team Sunweb) i minimalnie przegrał z Chrisem Froomem (Team Sky). Kilkusekundowe różnice pozwoliły mu utrzymać prowadzenie w wyścigu, o 1:51 przed Holendrem.
Nie wiem, co powiedzieć. To oszałamiające. Przez cały wyścig nie myślałem, że uda mi się wygrać, a nagle – wygrałem Tour. Brakuje mi słów, to po prostu niesamowite. Po raz ostatni płakałem na swoim ślubie
– podkreślił, przed kamerami nie kryjąc emocji.
"The last time I cried was when I got married!"
Geraint Thomas fights back the tears after a stunning Tour de France campaign! #TDF2018 pic.twitter.com/XMLjZpdbho
— Eurosport UK (@Eurosport_UK) July 28, 2018
Do wyścigu Walijczyk przystępował formalnie jako jeden z dwóch liderów w ekipie “Niebiańskich” – dopiero pierwsze etapy miały rozstrzygnąć czy to on czy Froome będzie przewodził aż do końca. W Alpach Thomas odniósł dwa zwycięstwa etapowe, triumfując w La Rosière i Alpe d’Huez i dzięki temu wypracował się przewagę nad pozostałymi rywalami. Choć urodzony w Kenii Brytyjczyk również trzymał się wysoko w ogólnym rankingu, a obaj zaprzeczali, iż kwestia lidera jest już rozstrzygnięta, było pewne, że w tym roku to 32-latek będzie miał szansę, aby zwyciężyć w wyścigu.
Jeżeli jutro Thomas dojedzie do mety na Polach Elizejskich w peletonie, zostanie trzecim podopiecznym sir Dave’a Brailsforda, który triumfował w kraju nad Sekwaną, i pierwszym zwycięzcą w całej historii wyścigu pochodzącym w Walii.
Spodziewany triumf Walijczyka jest o tyle niespodziewany, iż do tej pory ani razu nie ukończył żadnego “Wielkiego Touru” w czołowej dziesiątce, nie mówiąc już ani o podium, ani nawet o zwycięstwie. Podopieczny Brailsforda przez ostatnie lata rozwijał się stopniowo, z kolarza specjalizującego się w wyścigach torowych a później klasycznych na brukach przekształcając się w zawodnika zdolnego wygrywać początkowo mniejsze, a w ostatnich sezonach największe imprezy etapowe.
W Grand Tourach jego główną rolą była praca na korzyść liderów, w tym Froome’a, choć w 2015 roku niewiele zabrakło mu by Tur de France skończyć w ścisłej czołówce. W tym sezonie, wobec niepewności w sprawie startu Froome’a i jego próby połączenia startów w Giro i Tourze, Thomas do Francji pojechał jako jeden z dwóch liderów. Swoją pozycję i możliwości potwierdził wygrywając na Criterium du Dauphiné i zajmując trzecie miejsce na Tirreno-Adriatico. Ponadto został mistrzem Wielkiej Brytanii w jeździe indywidualnej na czas.
Dziś czułem się dobrze, na trasie czasówki byłem mocny. Ba, czułem się naprawdę dobrze. Wiedziałem, że prowadzę. Czasami w zakrętach za mocno szarżowałem. [Dyrektor sportowy] Nico [Portal] kazał mi jechać spokojnie i się zrelaksować. Miałem zapewnić sobie zwycięstwo i udało mi się to zrobić
– przyznał.
Jako ostatni startujący Thomas miał idealny przegląd sytuacji na trasie i wiedział, jak jechać, żeby zapewnić sobie zwycięstwo. Nie można było wątpić w jego umiejętności – przed rokiem na Tour de France potwierdził umiejętności w jeździe na czas, wygrywając w Düsseldorfie i dlatego wydawało się mocno prawdopodobne, że zdoła utrzymać się na prowadzeniu.
Nie wiem, co się ze mną dzieje. Wiedziałem, że jestem w stanie pokonać tych zawodników, ale dokonać tego na trasie największego wyścigu świata… To coś niesamowitego
– zakończył trzęsącym się głosem.