Richie Porte – wielkie nazwisko w światowym kolarskim peletonie. Jest bożyszczem, wręcz uwielbianym w swoim rodzinnym mieście Launceston.
Kiedy tylko spiker wyścigu wymieniał jego nazwisko zrywały się wielkie owacje i okrzyki “Richie, Richie”. To miasto kocha Richiego i myślę, że z wzajemnością, na pewno nie zamieniłby go na wielką metropolię, typu Sydney czy Melbourne.
Jaki jest Richie? Przede wszystkim bardzo skromny i uśmiechnięty. Przez długi okres pierwszy pomocnik Chrisa Froome na Tour de France, w tym sezonie już na własny rachunek w BMC. Kończącego sezonu nie uznaje nawet za przeciętny, prześladowały go kraksy i defekty roweru w najmniej odpowiednich momentach.
O plany na następny sezon zapytałem Richego przed startem do niedzielnego Memoriału dr Stana Siejki podczas Cycling Festival.
Mam nadzieję, że limit kraks i defektów już wyczerpałem, wystarczy. Przede wszystkim koncentruję się na Tour de France. Nie planuje dużo, nie będę mówił o miejscu czy podium – to byłoby niepoważne – ale chcę by to był mój najlepszy wyścig. Właśnie temu wyścigowi podporządkuję całe przygotowania, a jeżeli po drodze coś uda się wygrać, bo też będę szczęśliwy
– powiedział.
Następne spotkanie w styczniu podczas mistrzostw Australii w Ballarat.
Stan Imosa z Launceston