Lance Armstrong: “gdyby dziś istniał odpowiednik EPO, wszyscy by na nim jeździli”

Upadła gwiazda amerykańskiego sportu ponownie zabiera głos w sprawie dopingu.

W świetle skandali korupcyjnych w Międzynarodowej Federacji Piłki Nożnej (FIFA) i dopingowej burzy przetaczającej się przez świata lekkiej atletyki, Lance Armstrong, w 2012 roku nazwany przez Amerykańską Agencję Antydopingową mózgiem “najbardziej zaawansowanego programu dopingowego w sporcie” wtrącił swoje trzy grosze do dyskusji o walce z dopingiem.

Dyskusje na temat nielegalnego wspomagania w kolarstwie przycichły wraz z końcem sezonu, choć w ostatnich dniach na czołówki trafił Christopher Froome, który za pomocą niezależnych testów walczy z oskarżeniami i chce udowodnić, że na drodze do wygranych w Tour de France dopingu nie stosuje.

Armstrong, który obecnie uwikłany jest w proces z amerykańskim rządem, w 2012 roku został dożywotnio zdyskwalifikowany, a jego wygrane na trasie Tour de France zostały wykasowane z annałów kolarstwa. Dożywotni zakaz sportowych występów boli, ale na razie to prawnicy Amerykanina robią co mogą by przegrana w procesie wytoczonym przez Floyda Landisa nie zabolała jego portfela.

Konto byłego siedmiokrotnego zwycięzcy Tour de France zostało w tym roku uszczuplone o 10 milionów dolarów, które wygrała od niego firma SCA Promotions.

Amerykanin jest jednym z oskarżonych w procesie o defraudację pieniędzy publicznych, które jego ekipa, US Postal, otrzymywała od amerykańskiej poczty w ramach umowy sponsorskiej. W grę wchodzi kwota rzędu 100 milionów dolarów, a oskarżenie o defraudację wytoczone przez skruszonego dopera Floyda Landisa wspiera Departament Sprawiedliwości.

Armstrong na łamach The Times zabrał głos na temat kultury dopingu w sporcie i swojej aktualnej sytuacji.

Dziś wiemy, że oni wszyscy działają podobnie. Ludzie w sporcie wiedzą co się dzieje, ale znają mój przykład i przykład kolarstwa. Więc kalkulacja jest taka, że jeśli się za to zabrać, to zostanie spalona ziemia. Więc nikt nie zabiera się za to ostro

– wyjaśnił w rozmowie z Jeremym Whittlem.

Legalizacja zabronionego wspomagania?

To bardzo kiepski pomysł. W efekcie mielibyśmy masę ludzi podejmujących olbrzymie ryzyko. Może jesteśmy w punkcie, w którym, jeśli ktoś śledzi zawodowy sport, to zda sobie sprawę, że to co jest mu sprzedawane nie jest zwyczajnie prawdziwe

– zaznaczył “Boss”.

Amerykanin przyznał, że jego spowiedź w programie Oprah Winfrey przyszła zbyt wcześnie, że wciąż nie poukładał sobie w głowie całej sytuacji. “Boss” wyjaśnił, że sporo czasu zajęło mu dojście do faktu, że wielu ludzi, którzy w niego wierzyli, czuje się zdradzonych.

Teksańczyk powtórzył także kilka rzeczy, które na łamach prasy mówił już poprzednio. Podkreślił, że osiągane wyniki nie były wyłącznie efektem stosowania dopingu, ale także lepszych przygotowań, taktyki i zaplecza.

Nie stałem nad kolegami i nie kazałem im brać. To kłamstwo. W sporcie istniała kultura dopingu. Miałeś substancję, EPO, która była bardzo efektywna. Gdyby dziś mieli taki środek, który nie jest wykrywalny, już wszyscy by na nim jeździli

– dodał.

44-latek po raz kolejny zapewnił, że dopingu nie stosował w 2009 i 2010 roku, gdy wrócił do zawodowego peletonu i zajął 3. miejsce w Tour de France 2009.

W 2009 i 2010 nic nie brałem. Powiedziałem to pod przysięgą. Jeśli jest jakiś niezależny i wiarygodny test, a oni powiedzą: “Lance, zbadamy twoje próbki”, jestem za. Ale tego nie zrobią, bo jeśli się okaże, że byłem czysty, to będzie działało to przeciw ich narracji

– podkreślał.