Danielo - odzież kolarska

Kilka wniosków po Amstel Gold Race

Niedzielne popołudnie przyniosło nam wiele radości. Równie przyjemne będą dla nas wnioski wyciągnięte z Amstel Gold Race.

W 50. edycji wyścigu Amstel Gold Race triumfował Michał Kwiatkowski (Etixx-Quick Step). Polak wyprzedził Alejandro Valverde (Team Movistar) i Michaela Matthewsa (Orica GreenEDGE).

Wielki Kwiatkowski

Do trzech razy sztuka. Michał Kwiatkowski (Etixx-Quick Step) w swoim trzecim starcie w “Piwnym Wyścigu” odniósł w końcu zwycięstwo. Muszę przyznać, że obawiałem się trochę przed tym wyścigiem o formę Michała, ósme miejsce w wyścigu Dookoła Kraju Basków nie napawało optymizmem. Mistrz świata wiedział co robi i zdołał jednak przygotować odpowiednią formę na Amstel Gold Race.

Trzeba przyznać, że “Kwiato” nie był najmocniejszy na trasie holenderskiego klasyku. Sam przyznał, że nie czuł się zbyt pewnie na przedostatnim wjeździe na Cauberg. Na ostatniej wspinaczce również nie wyglądał dobrze i nie zdołał utrzymać tempa Gilberta i Matthewsa. Rok temu w podobnej sytuacji Michał, nie zważając na zasób sił, pogonił za Gilbertem, a teraz utrzymał równe tempo. Nie skakał na siłę za Valverde, tylko poczekał na Caruso, który doholował go do pierwszej grupy. W tym czasie oszczędzał siły na finisz i, jak się okazało, zachował się świetnie. Nie był najmocniejszy, ale z pewnością był najsprytniejszy, co jest cechą wielkich kolarzy.

Owa sytuacja pokazuję, że zawodnik urodzony w Chełmży wyciągnął z ubiegłorocznej edycji Amstel Gold Race ogromną naukę i wcielił ją w życie. Niebagatelną rolę w jego zwycięstwie odegrała praca ekipy. Szczególnie Tony’ego Martina, który opiekował się nim i pilnował groźnego odjazdu i Juliena Alaphilippe’a nie odstępującego go nawet do krok do ostatniego podjazdu pod Cauberg. Może Etixx-Quick Step powinien postawić też na “Kwiatka” w brukowych klasykach, jeśli chce wygrać Ronde van Vlaanderen lub Paryż-Roubaix?

Kwiatkowski dokonał czegoś niebywałego, jako 4. mistrz świata w historii wygrał wyścig Amstel Gold Race w tęczowej koszulce. Wiemy, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc teraz przed nim kolejne cele, ale z ardeńskiego tryptyku i tak jest już rozliczony.

Valverde nadal bez zwycięstwa

Alejandro Valverde (Movistar) po raz 10. w karierze wziął udział wyścigu Amstel Gold Race i znów nie zdołał odnieść zwycięstwa. Tak jak przed dwoma laty musiał zadowolić się 2. miejscem. Ten wyścig pokazał, że Hiszpan nie jest już taki mocny na podjeździe, ale stara się nadrabiać taktyką. Hiszpan nie zdołał utrzymać koła Gilberta i Matthewsa na Caubergu, ale, gdy już do nich dojechał, nie włączył się do współpracy, tylko czekał na ich ruch i w efekcie na metę w Valkenburgu wpadła 17-osobowa grupa. “El Bala” na pewno nie będzie po tym rozpaczał, szybko o tym zapomni i skupi się na Walońskiej Strzale i Liege-Bastonge-Liege, w których wygrywał już dwukrotnie. Niemniej jednak należy wspomnieć, że Amstel Gold Race może pozostał jednym z niewielu wyścigów, którego zabraknie w palmares Alejandro Valverde.

Matthews był blisko

To było dla mnie ogromne zaskoczenie. Michael Matthews (Orica GreenEDGE), jako jedyny zdołał utrzymać koło Philippe’a Gilberta na jego słynnym odjeździe – Caubergu. Zaraz po pokonaniu podjazdu przez tą dwójkę wydawało się, że nic nie może zabrać mu zwycięstwa. Nic bardziej mylnego, Gilbert nie chciał współpracować z szybszym od siebie Matthewsem i grupa zawodników walczących o zwycięstwo zawodników zdecydowanie się powiększyła. Mimo to, patrząc na ich grono, w normalnych warunkach Australijczyk i tak byłby faworytem do zwycięstwa. Wysiłek na Caubergu dał jednak o sobie znać w końcówce i Matthews przegrał z Kwiatkowskim i Valverde.

Australijczykowi należą się jednak wielkie brawa. Po wygranym etapie Paryż-Nicea i Vuelta al Pais Vasco, 2. miejscu w Brabanckiej Strzale i 3. w Mediolan San Remo dokłada do swojego konta kolejny dobry rezultat.

Dwója za taktykę dla BMC

gilbert2015-pn-04fot. ASO/G.Demouveaux

Dla amerykańskiej drużyny BMC Racing Team wyścig układał się świetnie do momentu rozpoczęcia ostatniej wspinaczki na Cauberg. Po pierwsze atak Bena Hermansa nie wywiódł w pole żadnego z głównych rywali. Następnie Philippe Gilbert nie zdołał zerwać na swojej “macierzystej” wspinaczce Michaela Matthewsa. Gdy zawodnicy się zjechali w głównej grupie było aż trzech zawodników w czerwono-czarnych strojach. Przewagi nie wykorzystali. Hermans resztkami sił próbował rozprowadzać Grega van Avermaeta, a Gilbert był zajęty walką o własny dorobek. W efekcie Van Avermaet skończył wyścig na 5. a Gilbert na 10. miejscu, choć podium było bardzo realne.

Paterski znowu świetny

Maciej Paterski (CCC Sprandi Polkowice) zalicza sezon życia. Po zwycięstwie etapowym w Vuelta a Catalunya kolarz pochodzący z Jarocina nie zwalnia. W mocno obsadzonym Amstel Gold Race finiszował w pierwsze grupie na 9. miejscu. To wspaniały wynik. Nikt już nie mówi, że przejście do polskiej grupy było dla niego krokiem w tył, jest wręcz odwrotnie. Maciek rozkwitł i nie pokazał wszystkiego na co go stać.

Co do samego wyścigu to mam do niego małe zastrzeżenie. Gdyby nie pojechał za Hermansem, to być może byłaby szansa na lepsze miejsce. Może nawet na zwycięstwo? Jednak nie mam co gdybać. Przed Paterskim kolejne cele, a konkretnie jeden cel – zwycięstwo etapowe w Giro d’Italia. Jeśli to marzenie się ziści to jego powrót do WorldTouru będzie nieunikniony. Kto wie, może w barwach polskiej ekipy?

fot. Etixx-Quick Step/Tim de Waele