Danielo - odzież kolarska

“Tylko żeby ten Rafał był czysty, żeby był czysty”

Tym jednym, jedynym zdaniem podzielił się ze mną dobry przyjaciel tuż po zakończeniu Tour de Pologne. Tegoroczny wyścig za sprawą nowego bohatera narodowego przyniósł mnóstwo satysfakcji, jednak nasza radość nie była i chyba nigdy w przyszłości nie będzie mogła być pełna.

Zapytacie dlaczego? Odpowiedź jest prosta: ponieważ jesteśmy zatruci dopingiem. I nie mam tu na myśli broń bosze konkretnie Rafała. Chodzi o całokształt.

Przez długie, długie lata karmieni toksycznymi skandalami staliśmy się nieufnymi cynikami. Każdy sukces, każdy heros porywający tłumy, z automatu wpada pod pręgierz niewypowiedzianych na głos wątpliwości i pytań.

Afera Festiny, Pantaniego, Operacja Puerto, Armstrong, Landis, Contador zrujnowały nasz obraz kolarstwa. Winokurow, Cipollini, Menchov, Museeuw, Riis, czy z naszego podwórka Przydział, Zamana, bracia Szczepaniak… Można by wymieniać niemal w nieskończoność.

Już nie potrafimy przejeść bez analiz wykręcanych na podjazdach watów, porównujemy uzyskiwane czasy z czasami minionej EPOki, zwracamy uwagę na każdy gest kolarza, bo przecież jego nadmierne pobudzenie jest niepokojące.

Zastanawiamy się dlaczego u młodego człowieka tak wielka łysina, czerwone światełko dynamicznie pulsuje przy każdym kolarzu “znikąd” bezwstydnie hasającym po peletonie, rozważamy skąd u delikwenta tak wysoka forma i jak potrafi tak długo ją utrzymać.

Pamiętamy błędy młodości. W zaufanym gronie szeptamy co się kryje po drugiej stronie kurtyny, kto co ma brać, co kto komu proponował, co biorą w tym czy innym zespole. Śmiejemy się nerwowo z tego. Nie ma niewinnych, nikomu nie potrafimy zaufać, ze strony każdego jesteśmy gotowi na kolejny z serii cios.

Czasem spotka nas zarzut: “Po cholerę piszecie tyle o tym dopingu? Komu to jest potrzebne?”.

Będziemy pisać. To jedyna forma obrony, sposób w jaki możemy się odegrać. Mamy wręcz wewnętrzny przymus wykrzyczenia: “popatrzcie na tego oszusta, który robił z nas pajaców!”. Nie odpuścimy żadnemu.

Karmieni jesteśmy zapewnieniami iż kultura dopingu to niechlubna przeszłość kolarstwa, że nowe pokolenie wyrosło na zdrowych zasadach i należy mu się kredyt zaufania. Że wszystko jest już cacy i pojedyncze wpadki o niczym nie świadczą. Czy mamy w to uwierzyć? Chcielibyśmy, naprawdę. Bezpieczniej jednak przejść nad tym do porządku dziennego i poczekać. Długie lata poczekać.

Tak, to rodzaj chorej miłości, schizofrenii, z której nie chcemy się leczyć. Jeszcze nie chcemy.

fot. LaPresse