Nie ma jak u wujaszka Aleksandra w Astanie. Najpierw Miguel Angel Lopez, a teraz Vincenzo Nibali cieszy się publicznie na powrót do kazachskiego zespołu.
Bez mała 37-letniego „Rekina z Mesyny” z Astaną łączą największe sportowe sukcesy. W latach 2013-16 wygrał Tour de France (2014), dwa razy Giro d’Italia (2013, 2016), Il Lombardia (2015) i wiele innych wyścigów. Następnie trafił do Bahrain-Merida, a ostatnie dwa sezony spędził w Trek-Segafredo. W amerykańskiej ekipie, dopiero na pożegnanie, odniósł sukces w Giro di Sicilia.
To były dwa trudne lata, fizycznie, jak i psychicznie
– mówi w wywiadzie dla „OA Sport”.
Miałem problemy z integracją. Wynikało to z różnych przyczyn, na przykład z bariery językowej. Na początku szło dobrze, ale po lockdownie coś we mnie pękło
– przyznaje.
Nibali w Astanie wróci do współpracy z Giuseppe Martinellim, z czym wiąże wielkie nadzieje.
Beppe był i jest dla mnie bardzo ważną osobą. Osiągnąłem z nim znakomite wyniki i mam do niego duże zaufanie. W przeszłości kilka razy się pokłóciliśmy, ale najważniejsze, że zawsze znajdujemy porozumienie.
Sycylijczyk podpisał z Astaną roczną umowę, która może okazać się ostatnią w jego karierze, dlatego w swoim programie startowym nie wyklucza Paryż-Roubaix.
Nigdy nie jeździłem w Roubaix, ale może w przyszłym roku przyjdzie na to odpowiedni moment. Tour również stanowi opcję, gdyż znowu pojawią się tam bruki. Podium w Giro? Dlaczego nie… Chociaż trzeba twardo stąpać po ziemi. Konkurencja jest bardzo silna.