Danielo - odzież kolarska

Tokio 2020. Plichta i Niewiadoma aktywnie w przedziwnym wyścigu

Anna Plichta w kluczowej akcji, Katarzyna Niewiadoma z pomocą Marty Lach do końca w starciu z najlepszymi. Reprezentacja Polski walczyła o medal w olimpijskim wyścigu ze startu wspólnego. Do wymarzonego krążka trochę zabrakło, ale trójka “biało-czerwonych” może z wyścigu wracać z podniesionymi głowami.

Choć Polki nie zdołały zdobyć olimpijskiego medalu podczas niedzielnego wyścigu wspólnego kobiet, bez wątpienia odgrywały ważne role podczas całej rozgrywki. W odjeździe dnia walczyła Anna Plichta, co wobec olbrzymiej przewagi grupki atakującej w finale postawiło ją przed szansą walki o olimpijski medal. 29-latkę złapano zaledwie 5 kilometrów przed metą, a czujnie jadąca Katarzyna Niewiadoma nie ustępowała w skokach i atakach w końcówce, szukając swojej szansy na sukces.

Przyjechałyśmy walczyć o medale. Wiedziałyśmy, że mamy dużą szansę, Kasia była naszą liderką. Każda z nas chciała dać z siebie wszystko. Ja cały czas gdzieś w tyle głowy miałam, że tutaj Kasia może powalczyć o medal. Tego jej życzyłam do samego końca. Po przejechaniu mety ona mówiła, że modliła się za to, żebym ja miała medal. Ja w głowie modliłam się za to, żeby ona miała medal. Każda z nas walczyła dla koleżanek z drużyny

– mówiła na mecie Plichta w rozmowie z “TVP Sport”.

Walka w ucieczce planowana była z myślą o pomocy Niewiadomej. Mało kto podczas wyścigu zakładał, że w końcówce Polka będzie mknąć z Omer Shapirą po medal. Szansa nadeszła po tym, jak główna grupa nie mogła zdecydować, co zrobić z 10-minutową przewagą wypracowaną przez Plichtę, Shapirę i Annę Kiesenhofer. Na ostatnich 40 kilometrach, wobec braku koordynacji czołowych ekip, różnicę nadal liczono w minutach i szanse uciekinierek poszły w górę.

W tej sytuacji po złoto mogła ruszyć mocna i zmotywowana Kiesenhofer, a Polka z Izraelką stanęły przed życiową szansą.

Przy tym niezorganizowaniu w głównej grupie obecność Plichty w ucieczce pozwoliła na spokojną jazdę Katarzyny Niewiadomej i Marty Lach. Dwie pozostałe Polki mogły oszczędzały siły i obserwować nerwowe rozmowy w peletonie. 

Zakładałyśmy, że jeżeli będzie to odjazd, w którym będą przedstawicielki Holandii, Niemiec, Włoch, to my musimy tam być. Ten odjazd… posłuchałam swojej intuicji troszkę. Byłam na kole dziewczyny, która zaatakowała. Liczyłam na to, że te silne reprezentacje będą próbowały do nas doskoczyć i że stworzymy taką grupę odjazdową. Okazało się, że nie. Przewaga bardzo szybko rosła, jechałyśmy równo i mocno i to pozwoliło nam to ją zbudować

– relacjonowała Plichta.

Polka po ataku Kiesenhofer jechała przez chwilę samotnie, a w finale złapała Shapirę. Dwójka utrzymywała się dwie minuty za liderującą Austriaczką i ostatecznie skapitulowała w samej końcówce. Na tym etapie nie było już możliwości pomocy Niewiadomej i Plichta dojechała na metę kilka minut za najlepszymi, na 27. miejscu.

Czy sama myślała jednak, że walka o medal była możliwa? 

Szczerze mówiąc, ta myśl pierwszy raz do mnie dotarła jak już wjechałyśmy po raz pierwszy na tor. Więc to było na 25 kilometrów do mety i ta przewaga była jeszcze dość spora. Liczyłam, że uda nam się przejechać przez szczyt [Doushi Road – przyp. red.], wtedy dojadą do nas faworytki. Wtedy mogłabym być z przodu i mogłabym pomóc Kasi

– tłumaczyła.

fot. Agnieszka Małgorzata Torba/rowery.org

Niewiadoma i Lach w peletonie jechały czujnie i choć młodsza z reprezentantek odpadła z peletonu tuż przed szczytem Doushi Road, do grupy udało jej się wrócić. Niewiadoma odpowiadała na przyspieszenia rywalek, a na zjeździe pracowała nad złapaniem atakującej Annemiek van Vleuten. Mając na czele koleżankę z reprezentacji, Polka obserwowała reprezentacje, które rozpoczęły pogoń. 

Ten wyścig był mega nietypowy. Nie wiem czym to jest spowodowane. Może faktem, że ścigałyśmy się bez żadnej komunikacji i tak naprawdę było mega ciężko kontrolować wyścig, czy wiedzieć, co się dzieje. Do samego końca liczyłam, że Ania wskoczy na podium. Ona jest osobą, która na to zasługuje, jeździ z sercem. Trzymałam kciuki, żeby udało jej się dojechać do mety w pierwszej trójce. Wyścig był taki on-off, on-off. Przez chwilę miałyśmy tempo, potem się rozjeżdżałyśmy. Brak komunikacji, mylne czasy, które dostawałyśmy na tablicy, spowodowały, że ten wyścig był mega chaotyczny

– komentowała przed kamerami “TVP Sport”.

Różnice czasowe stały się kwestią kluczową, po tym jak druga na mecie Van Vleuten świętowała zwycięstwo. Entuzjazm Holenderki szybko ostudziła realizacja, że na metę przed nią wjechała Kiesenhofer, o której obecności na czele kadra Holandii miała nie wiedzieć. W wyścigu bez komunikacji radiowej Holenderki nie policzyły uciekinierek i wskazywały, że pokazywano im złe różnice czasowe, co przełożyło się na obraną taktykę.

Niewiadoma w ewentualnym sprincie z większej grupki nie wydawała się mieć większych szans, aby powalczyć o medal. Stało zatem przed nią zadanie odskoczenia od stawki, ale nie w momencie, gdy na medalowej pozycji znajdowała się jej drużynowa koleżanka.

Miałem kilka momentów, gdzie naprawdę chciałam zaatakować, natomiast wiedziałam, że Ania jest z przodu. Około 40 kilometrów przed metą, ja na tym małym hopku próbowałam przeskoczyć do Anniemiek, co się udało. W dalszej części wyścigu po prostu starałam się jak najmniej robić, bo nie chciałam, żeby Anię dogoniły. Tym bardziej, że nie widziałyśmy jaka jest różnica czasowa

– tłumaczyła. 

Po tym jak Shapira i Plichta zostały złapane, Niewiadoma próbowała wykorzystać wniesienie na torze Fuji Speedway i zaatakowała. Polka zyskała parę metrów i naciągnęła stawkę, ale ruch okazał się nieskuteczny, co raczej definitywnie przekreśliło szanse 26-latki na medal. W końcowej rozgrywce zawodniczka z Limanowej nie brała czynnego udziału i ukończyła olimpijskie ściganie na 14. miejscu. 

Próbowałam dać z siebie wszystko. Kiedy odjechały Annemiek [van Vleuten] czy [Elisa] Longo Borghini, zjeżdżałyśmy, to już była kwestia szczęścia. Grupa się rozjechała. Ja myślałam, że spróbuję jeszcze na hopce 1500 metrów przed metą. Może czekałam na zły moment

– rozważała. 

26-latka już nieraz udowodniła, że należy do światowej czołówki i nie bez powodu brana jest pod uwagę przez zagraniczne media jako faworytka do dużych imprez. Na mecie wyścig analizowała jak liderka zespołu, który dał z siebie wszystko i wykorzystał nadarzające się okazje.

Jestem mega dumna z Ani, jestem też dumna z Marty. Jestem mega, mega dumna z Ani. Ona jest osobą bardzo bliską mojemu sercu i to, jak dziś jechała… dla mnie jest czymś pięknym. Na pewno nie myślę o sobie, o swoich emocjach czy uczuciach. Wydaje mi się, że ona jest dziś najważniejsza

– zakończyła. 

2 Comments

  1. belfer

    25 lipca 2021, 18:35 o 18:35

    MEGA – co za idiotyczne słowo w tym kontekście. Nie lepiej powiedzieć, ” jestem bardzo dumna”, lub ” wyścig był bardzo trudny”?

  2. Piotr

    25 lipca 2021, 19:52 o 19:52

    Z wypowiedzi z akrtykułu wynika ze jedna zawodniczka jechała dla drugiej, druga dla pierwszej… Jedna chciała żeby medal zdobyła druga, druga żeby tam pierwsza… Brak lidera, brak taktyki i brak umiejętności komunikacji bez słuchawek. Oto przyczyny tego, że zamiast dwóch medali z tego wyścigu (co moim zdaniem w pewnym momencie wyścigu było dosyć realne), mamy to, co mamy.
    Mimo wszystko należą się ogromne gratulacje dla Pań za dzisiejsze emocje do końca! Super było! Życzę dalszych sukcesów!