Czytelnia

Simon Gerrans: “Kwiatkowski na podium obok mnie to była nobilitacja”

Simon Gerrans mówi o swoim zwycięstwie w Liege-Bastogne-Liege, znaczeniu monumentów, kolarskiej taktyce i życiu po zakończeniu kolarskiej kariery.

Pochodzący z Melbourne Simon Gerrans pośród 33 wygranych w swojej karierze ma zwycięstwa etapowe we wszystkich Wielkich Tourach i dwa kolarskie monumenty. W 2012 roku na mecie w San Remo ograł Fabiana Cancellarę i Vincenzo Nibaliego. Jego zwycięstwo w Liege-Bastogne-Liege dwa lata później zapadło w pamięć z pewnością nie tylko kibicom z dalekich antypodów, ale i tym w Polsce. Na kresce zameldował się bowiem przed Alejandro Vlverde i wkraczającym do wielkiego ścigania Michałem Kwiatkowskim, jadącym ówcześnie w koszulce mistrza Polski.

Jako zawodnik nie był ani najszybszy na finiszu, ani najlepszy w jeździe na pagórkach. Swoje szanse bezwzględnie wykorzystywał dzięki znakomitej taktyce i sprytowi. Także po zakończeniu kariery sportowej nie pozostawił niczego przypadkowi. Nie otworzył sklepu z rowerami, nie został dyrektorem sportowym – zamiast tego rozpoczął staż w Goldman Sachs, jednym z największych banków inwestycyjnych na świecie. Obecnie jest CEO, czyli prezesem zarządu, firmy Service Course organizującej wyjazdy rowerowe Europie i nie tylko.

W rozmowie z “Rowery.org” opowiada o tym, jak ważne dla zawodowców są monumenty, zdradza tajniki przygotowań i taktyki na wyścigi, a nawet mierzy się z mitem zawodników kontrolowanych przez słuchawki w uszach.

Jakub Zimoch: Ostatnio ponownie rozgorzała dyskusja o monumentach – jakie wyścigi powinny się do nich zaliczać i jakie jest ich znaczenie. Jak to wygląda z perspektywy zawodnika? Czy zwycięstwo w monumencie jest ważniejsze od innych, czy to zwycięstwo, jak każde inne?

Simon Gerrans: Myślę, że wygrana w monumentach jest zawsze dość wyjątkowa, ponieważ jest ich tylko pięć w jednym sezonie. Jest bardzo niewielu kolarzy, którzy mieli szczęście w czasie swojej kariery wygrać monument. Zwycięstwo w monumentach stawia cię w elitarnym klubie zawodowego kolarstwa. Dla mnie zawsze stanowiło to wyjątkowe osiągnięcie. Myślę, że większość kolarzy, którzy wygrali jeden z nich, podziela tę opinię. Myślę, że jest wielu zawodników, którzy marzą o wygraniu tych wyścigów, i wielu wspaniałych kolarzy, którzy mają fantastyczne palmares, ale nigdy nie wygrali żadnego. Tylko nieliczni byli w stanie wygrywać monumenty, jest to więc dość wyselekcjonowana grupa wyścigów, które mają bardzo wysoką rangę, z których wygrania wszyscy kolarze byliby bardzo zadowoleni.

A jak porównałbyś zwycięstwo w monumencie do wygranej etapu na Wielkim Tourze?

Dla mnie monumenty stały zawsze ciut wyżej. Głównie dlatego, że byłem lepszym kolarzem jednodniowym i skupiałem się bardziej na wyścigach jednodniowych niż na Wielkich Tourach. Więc dla mnie monumenty znaczyły więcej niż wyścigi etapowe. W Wielkim Tourze masz oczywiście cały peleton kolarzy z najróżniejszymi celami. Niektórzy myślą o klasyfikacji generalnej, a niektórzy celują w 5 konkretnych etapów. Niektórzy walczą na etapach górskich, inni na pagórkowatych. Więc na konkretnym etapie podczas Tour de France nie wszyscy w peletonie mają na celu wygranie tego dnia. Tymczasem w monumentach wszyscy mają ten sam cel. Wszyscy są tam po to, by wygrać tego konkretnego dnia. Musisz być najlepszym zawodnikiem danego dnia.

Podczas Tour de France, na przykład, możesz mieć najlepszych górali lub większość kolarzy walczących o klasyfikację generalną, którzy nie są tak bardzo zainteresowani wygraną na tym konkretnym etapie, ale są też zawodnicy polujący na okazje, ucieczki czy sprinterzy. Dla mnie więc monumenty są nieco wyżej od etapów Wielkiego Touru.

Kontynuując temat kolejnych szans na zwycięstwo. Jestem sobie w stanie wyobrazić, że przygotowanie mentalne i nastawienie do startu w monumencie różni się od tego na Wielki Tour, gdzie, jak powiedziałeś, jest więcej szans na zwycięstwo. Jakie są różnice?

Myślę, że przygotowanie jest całkiem inne, ponieważ znowu, aby walczyć w jednodniowym wyścigu, musisz naprawdę być w stanie dać z siebie wszystko tego jednego dnia. Nie musisz myśleć o regeneracji na następny dzień. Chodzi o to, żeby zrobić wszystko, co możliwe tego jednego dnia. Więc trening i przygotowanie jest zupełnie inne niż w przypadku takiego samego wysiłku podczas trzytygodniowego wyścigu.

Aby podjąć taki sam wysiłek na Wielkim Tourze, musisz być w stanie wykonać go często przy skumulowanym zmęczeniu z poprzednich dni. Musisz być w stanie ustawić się na starcie, przypiąć numer i wystartować ponownie następnego dnia. Podczas gdy w jednodniowym wyścigu możesz pojechać super świeżo. Możesz stanąć na linii startu ze stuprocentową świeżością i w wyścigu dać z siebie 100%, kończąc całkowicie wyjechany. Następnego dnia możesz zostać w łóżku przez cały dzień, jeśli tak zdecydujesz. To zależy od tego, na czym się skupiasz, są to bardzo odmienne sytuacje.

A czy wiesz, czy mógłbyś wyjaśnić kibicom kolarstwa, jak przygotować się do wyścigu takiego jak Liege-Bastogne-Liege? Kiedy rozpoczyna się przygotowania i jakie są kluczowe kroki, które trzeba zrobić, by być gotowym, świeżym i zmotywowanym w tę konkretną kwietniową niedzielę?

Cóż, dla każdego kolarza wygląda to zupełnie inaczej. Dla mnie wiosenne klasyki, w tym Liege-Bastogne-Liege, przypadały na drugi szczyt mojej formy w sezonie. Zawsze skupiałem się na wyścigach w Australii, które odbywały się bardzo wcześnie w styczniu każdego roku. Starałem się więc bardzo mocno, by po tych wyścigach w Australii nieco zwolnić, zresetować się, zregenerować, a następnie przygotować się na wiosnę w Europie. Moje przygotowania do wiosny zaczynały się w lutym, na „małym ogniu” i obejmowały wiele różnych specyficznych treningów. Jechałem też niektóre tygodniowe wyścigi etapowe, takie jak Paryż-Nicea czy Wyścig Dookoła Kraju Basków. Potem kilka naprawdę krótkich, również eksplozywnych treningów.

Jak już mówiłem, wszystko po to, by móc dać z siebie wszystko podczas jednego dnia. Przygotowania do wiosennych klasyków w Ardenach zaczynały się dla mnie na początku lutego. Ale mentalnie przygotowujesz się już na długo przedtem, gdy tylko planujesz swój sezon, czy myślisz o tym jak, jak będzie wyglądał trening do tych wyścigów. Plan staje się co raz bardziej specyficzny i coraz bardziej szczegółowy, im bliżej samego dnia startu.

Kontynuując wątek przygotowań i specyfiki wyścigów jednodniowych, mógłbyś opowiedzieć jak buduje się taktykę na taki wyścig? Jak przygotowuje się do wszystkich zmiennych podczas wyścigu?

To naprawdę zależy od zespołu, który masz wokół siebie, na jaki wkład możesz od nich liczyć. Wiele zmiennych możesz wyeliminować przez zbudowanie silnej drużyny. Na przykład można wyeliminować szanse na wczesną ucieczkę, która przetrwa do samej mety. Inaczej jedziesz, jeśli wiesz, że masz zespół, który będzie kontrolował wyścig, aż do punktu, w którym zaplanowałeś swój atak. Ja szukałem miejsca, w którym szanse na powodzenie i dojechanie do mety były dla mnie największe. Z silnym zespołem masz większą pewność na wykonanie swojego planu i możesz wyeliminować wiele zmiennych czynników.

To było bardzo ważne dla kolarza takiego jak ja, bo praktycznie za każdym razem miałem naprawdę tylko jedną szansę na atak. Wiedziałem, że jeśli raz zaatakuję i to się nie uda, nie będę miał już kolejnej szansy. Ale zawsze miałem to naprawdę dobrze zaplanowane. Dojeżdżając do mety wiedziałem, że mam tylko jedną okazję i musiałem wiedzieć jak wykorzystać tę szansę. Gdyby mi się powiodło, to oczywiście fantastycznie, osiągnąłbym wynik, którego oczekiwałem. Ale wiesz, w mojej karierze miałem też kilka drugich miejsc w dużych wyścigach, więc moja taktyka nie zawsze działała.

W jednym z poprzednich wywiadów powiedziałaś, że kilka miesięcy po Liege popełniłeś błąd nie skacząc za Kwiatkowskim w Ponferradzie.

Nie jestem pewien, czy to powiedziałem, ale tak, to był zdecydowanie błąd. Był lepszy od nas, to pewne. Ja stałem na najwyższym stopniu podium w Liege, ale to on stał na najwyższym stopniu w Ponferradzie i odbierał tęczową koszulkę. Więc faktycznie zamieniłbym się na ten wynik. Stanąć na podium obok Alejandro Valverde, który później został mistrzem świata i wygrał Liege-Bastogne-Liege kilkukrotnie, oraz obok Kwiatkowskiego, to była nobilitacja. Byłem jedyną osobą na podium, bez tęczowych pasków. [historycznie rzecz ujmując: Kwiatkowski i Valverde tytuły zdobyli później – przyp. red.]

fot. Kare Dehlie Thorstad / ASO

Jak wybierałeś miejsca do ataku? Szukałeś specyficznego ukształtowania terenu albo charakterystycznego miejsca, w którym mógłbyś ruszyć?

Cóż, czasami trzeba ścigać się niczym buntownik. Można wystartować ze wszystkimi planami na świecie i wszystkimi taktykami świata, ale czasami trzeba po prostu reagować na sytuację na trasie. Na przykład, przed Mediolan-San Remo, możesz pomyśleć: “dobra, zaatakuję w tym miejscu na Poggio, bo właśnie tam mogę wygrać wyścig”, a potem okazuje się, że Nibali atakuje przed tobą i wiesz, że jeśli nie pojedziesz za Vincenzo Nibalim, to wyścig będzie stracony. Nie masz wyjścia i musisz ruszyć.

Trzeba więc naprawdę dynamicznie reagować na sytuację w wyścigu, ale taktyka związana z decyzjami o tym, kiedy i gdzie pojedziesz, przychodzi z doświadczeniem, z wiedzą i tym, jak będziesz się czuł w danym momencie wyścigu. To pochodzi z lat obserwowania i bycia częścią wyścigu. Tak naprawdę budujesz tę pewność siebie na fundamentach swoich poprzednich doświadczeń.

A gdzie w tym wszystkim jest sławetna łączność radiowa z dyrektorem sportowym? W ostatnich latach temat ślepego podążania za dyspozycjami w słuchawce regularnie powraca w mediach i dyskusjach kibiców. Jak to więc jest ze słuchawkami?

To jest dobre pytanie. Zawsze polegałem na słuchawkach, aby uzyskać informacje o tym, co się dzieje w wyścigu, a nie instrukcje, jak się ścigać. I myślę, że dobrzy dyrektorzy sportowi, to ci, którzy rozmawiają o taktyce przed wyścigiem, a następnie używają słuchawek do informowania o tym, co dzieje się w wyścigu. Na przykład, używają radia, by powiedzieć, że ucieczka liczy trzech kolarzy i mają 30 sekund przewagi. Albo, że do wjazdu na wzniesienie pozostało pięć kilometrów. Tego typu informacje.

Nie polegasz na radiu, by powiedzieć: “ok, teraz jest czas na atak”, ponieważ radia są zbyt zawodne, by na nich polegać. Sygnał pojawia się, by zaraz zniknąć. Wiesz, czasami, samochód może być daleko z tyłu i może nie przekazać ci informacji. Czasami w kieszonce odłącza ci się kabelek. Jest wiele rzeczy, które mogą się zepsuć w radiach. Nie mogę więc używać radia, myśląc, że teraz będę całkowicie kontrolowany przez mojego dyrektora sportowego i on powie mi dokładnie, co mam zrobić. Musisz wiedzieć, co robić wcześniej i polegać na radiu tylko w kwestii informacji o tym, co się dzieje wokół ciebie.

Zdarzyło Ci się zignorować polecenie dyrektora, a potem mówić, że radio zalał deszcz albo że nic nie słyszałeś?

Zignorować?! Nie, nigdy nie zignorowałem dyrektora sportowego. Prawdopodobnie powinienem był to zrobić kilka razy. Ale nie, nie zignorowałem nigdy poleceń. Zdarzało się, że dyrektor krzyczał do radia starając się przekazać wszystkie informacje, ale nic z tego nie słyszałeś, bo byli za daleko lub wystąpiły inne zakłócenia. Czasem po prostu lepiej nie wiedzieć.

Jestem ciekaw czy pamiętasz jeszcze takie sytuacje…

Kilka razy poproszono mnie, żebym zaatakował wcześniej, a ja wiedziałem, że nie jest to dobry pomysł, ale i tak posłuchałem. Z perspektywy czasu jest jasne, że nie powinienem był tego robić.

Jesteś więc dobrym pracownikiem! Wracając do monumentów. Wygrałeś Liege-Bastogne-Liege jako pierwszy Australijczyk w historii. Miało to w ogóle dla Ciebie jakiekolwiek znaczenie?

Nie, nie miało dla mnie znaczenia, że jestem pierwszym Australijczykiem, który wygrał wyścig. Zdawałem sobie sprawę, że wcześniej nie wygrał go żaden inny mój rodak. Znalezienie się w czołówce tego wyścigu zajęło mi wiele lat ciężkiej pracy.

Kontynuując wątki patriotyczne, to obok Ciebie na podium stał Michał Kwiatkowski w koszulce mistrza Polski…

Tak, myślę, że fakt, że stał obok mnie na podium sprawia, że moje zwycięstwo wygląda jeszcze lepiej! To było w momencie, gdy on i rozpoczynał karierę, ja miałem 33 lata, a on chyba 23. W tym samym roku wygrał mistrzostwa świata, a potem Mediolan-San Remo. Oczywiście jest wielkim mistrzem naszego sportu. Tak jak wspomniałem, dla mnie to zaszczyt, że na podium towarzyszyli mi zawodnicy jak Kwiatkowski i Valverde.

Masz jakieś szczególne wspomnienia z tego wygranego Liege-Bastogne-Liege?

Myślę, że Liege-Bastogne-Liege to taki wyścig, w którym wszystko musiało dla mnie pójść idealnie. Inaczej nie byłbym w stanie wygrać. Pracowałem bardzo ciężko, znajdowałem się w idealnej formie, jechałem jako samodzielny lider i miałem wsparcie całej drużyny. Każdy miał tego dnia zadanie do wykonanie i nie tylko to zrobił, ale oni wszyscy dali od siebie więcej niż od nich oczekiwano. Dzięki temu znalazłem się na pozycji, która umożliwiła mi atak po zwycięstwo. Dla mnie to była burza doskonała, gdzie wszystko złożyło się idealnie i brałem udział w sprincie po zwycięstwo.

Zamieniłbyś zwycięstwo w monumencie na koszulkę mistrza świata?

Tak jak mówiłem na początku naszej rozmowy, klub zwycięzców monumentów jest dość elitarny, a jeszcze mniejszy jest klub kolarzy, którzy zdobyli mistrzostwo świata. Bardzo chciałbym znaleźć się w tym gronie. Raz byłem blisko, ale niewystarczająco blisko.

Mam pewne obiekcje przed zadaniem tego pytania, ale wiem, że wiele osób uważa, że wygrałeś Mediolan-San Remo w nienajlepszym stylu. Mógłbyś przybliżyć jak wyglądała ta taktyka z Twojej perspektywy?

Cóż, myślę, że kolarstwo jest wyjątkowe w tym sensie, że nie jest jak podnoszenie ciężarów, gdzie najsilniejszy wygrywa za każdym razem. W kolarstwie jest o wiele więcej szachowania się, taktyki i różnych gierek czy zagrywek. Żeby być w czołówce musisz to wszystko wziąć pod uwagę. Nie tylko musisz polegać na swoich mocnych stronach, ale musisz również grać na słabościach tych, z którymi się ścigasz. Oczywiście musisz o tym wszystkim myśleć na finiszu Mediolan-San Remo z super silnym Fabianem Cancellarą, a także z jednym z najlepszych kolarzy swojego pokolenia, Vincenzo Nibalim. Czyli z dwoma bardzo wybitnymi kolarzami.

Cancellara wygrał już w San Remo, rok wcześniej to on ustawiał grę i w tym roku naprawdę czuł, że to jest jego wyścig. Więc jechał po wszystko. A ja byłem tam zupełnie niespodziewanie i będąc na tej pozycji nie miałem nic do stracenia. Fabian nie tylko atakował nas konsekwentnie na Poggio, ale także na zjeździe z Poggio i znowu na płaskim odcinku między Poggio a metą. Atakował nas tak wiele razy, że Nibali i ja pomyśleliśmy, że po co mamy pracować z tym gościem, skoro jak tylko wykonamy jakąkolwiek pracę, to on zaatakuje. Tak więc, aby zminimalizować szansę na atak, oczywiście wykonałem minimalną ilość pracy pomiędzy szczytem Poggio a metą. Wyszedłem na czoło i dałem jedną zmianę Fabianowi, a on odbił i zaatakował, tam gdzie spodziewałem się ataku.

Po tym ataku do mety został kilometr. Ja wiedziałem, że Fabian ma lepszy finisz ode mnie, nie zamierzałem wyjść naprzód i ciągnąć na ostatnim kilometrze z silniejszym ode mnie sprinterem na kole. Więc znowu, nie tylko prowadził nas do ostatniego kilometra, ale także bardzo mocno finiszował. W finale mało brakowało, żeby nie udało mi się go wyprzedzić. Był naprawdę zły, że nie wygrał wyścigu, ponieważ, tak jak powiedziałem, uważał, że to jego wyścig i naprawdę robił wszystko, by wygrać. Koniec końców, myślę, że zrobiłem to, co musiałem, żeby go pokonać. Myślę, że jak teraz na to patrzy, nie jest już aż tak zły.

fot. ASO

Marzyłeś o jakimś konkretnym sposobie na wygranie wyścigu? 

Nie. Tak naprawdę nie miałem luksusu wyboru. Wiesz, ja generalnie mogłem wygrać w jeden sposób: z małej grupki. Więc dla mnie, najważniejsze było, żeby znaleźć się na czele wyścigu, gdy najlepsi sprinterzy już nie wytrzymywali i utrzymać się w tej grupie z najlepszymi góralami aż do mety. Były takie wyścigi jak Amstel Gold Race, gdzie ścigaliśmy się już na Caubergu i potem prosto do mety. Chodziło o to, by być eksplozywnym na Caubergu i atakować jak Philippe Gilbert. Ale nie miałem jakiegoś szczególnego sposobu, w jaki romantycznie myślałem o wygranej, po prostu cieszyłem się, że jestem na mecie.

Chciałem z Tobą również porozmawiać o końcu kariery i o tym, co następuje potem. Jesteś chyba szczególnym przypadkiem. Po zakończeniu kariery wszedłeś do biznesu, odbyłeś staż w Goldman Sachs, teraz jesteś CEO firmy Service Course. Wygląda to jakbyś miał bardzo dobry plan na życie po kolarstwie. Myślisz, że UCI i drużyny kolarskie mogłyby zrobić coś, żeby pomóc zawodnikom w planowaniu przyszłości?

Każdy zawsze może zrobić więcej. Myślę jednak, że kolarze powinni wziąć na siebie większą odpowiedzialność i upewnić się, że są przygotowani na to, co będą robić po zakończeniu ścigania. Jako kolarz lub jakikolwiek inny sportowiec, masz bardzo mały przedział czasowy, w którym rywalizujesz. Na tle reszty twojego całego życia, jest to tylko bardzo krótki wycinek. Musisz więc naprawdę myśleć o tym, co będzie dalej.

Z perspektywy sportowca, gdy nie myślisz o takich rzeczach, bardzo łatwo jest zrzucić winę na UCI, i mówić, że federacja powinna była dla mnie zrobić to, a drużyna powinna była zrobić tamto. Uważam, że to kolarz musi wziąć odpowiedzialność za to, co zrobi dalej i przynajmniej mieć w głowie pomysł lub zacząć układać plan, co się stanie, gdy zakończy ściganie. Jako sportowiec, kiedy odchodzisz ze sportu, naprawdę czujesz się tak, jakby cię wykorzystano i jakbyś już nie był potrzebny. Musisz więc znaleźć coś innego do zrobienia ze swoim czasem.

Tak jak wspomniałeś, dla mnie moje odejście ze sportu było naprawdę dobrze zaplanowane. Miałem możliwość kontynuowania kariery, ale wybrałem coś innego. Zdobyłem wspaniałe doświadczenie życiowe i biznesowe, pracując przez rok w Goldman Sachs. Na bazie tego doświadczenia pracuję teraz w mojej roli jako prezes zarządu firmy Service Course. Zawsze starałem się stawiać przed sobą nowe wyzwania. Zawsze wychodziłem ze swojej strefy komfortu, aby dalej się uczyć. Byłem naprawdę zajęty i myślę, że to jest prawdziwy klucz do sukcesu. Czasami byłoby miło mieć trochę przestoju, ale grafik miałem też pełny jako sportowiec. Świadomie stawiałem sobie cele, ciągle nad czymś pracowałem, do czegoś dążyłem. I myślę, że ważne jest, aby później stworzyć podobny rodzaj środowiska.

To pytanie trąci nieco rozmową kwalifikacyjną, ale jakie umiejętności ma przeciętny zawodowy kolarz, które mogą być przydatne w biznesie?

O, jest wiele umiejętności i wiele powiązań pomiędzy sportem zawodowym a biznesem. Wyznaczania sobie celów, budowania odważnego i odpornego zespołu, który nie poddaje się w żadnej sytuacji. To jest naprawdę trudne. I wiesz, etyka pracy, która jest konieczna w profesjonalnym sporcie, ale też w biznesie. To tylko kwestia podniesienia kwalifikacji w pewnych obszarach, aby wiedzieć, jak zastosować te umiejętności, których nauczyłeś się gdzie indziej, w nowym środowisku. To jest najtrudniejsza część, która wymaga trochę dodatkowej pracy. Jeśli masz blisko 40 lat, wychodzisz ze środowiska, do którego przywykłeś i zaczynasz coś nowego, to wyzwaniem jest zmusić się do nauki nowych rzeczy.

Przechodząc do Twojego aktualnego zajęcia, co możesz dać zwyczajnym ludziom jako były zawodowiec z kilkunastoletnim doświadczeniem? Uważasz, że możesz im pomóc poczuć esencję kolarstwa?

To jedna z najważniejszych rzeczy, które staramy się robić w Service Course, firmie, którą obecnie prowadzę. Nasza misja to inspirowanie ludzi do jazdy na rowerze i dawanie im możliwości, w formie m.in. wycieczek, które pozwolą im doświadczyć dreszczyku emocji i przyjemności płynącej z jazdy na rowerze. Czy to będzie naprawdę trudne wyzwanie, czy też pełny relaks z przerwą na kawę… to jest duża część tego, co robimy w Service Course. Inspirujemy ludzi do jazdy na rowerze, ponieważ jest to taki wspaniały sport, i myślę, że może wielu cieszyć. I jeśli możemy pozwolić poczuć to większej liczbie ludzi i zainspirować więcej osób jazdy, to myślę, że dobrze robimy.

Dziękuję za rozmowę!

Jakub Zimoch

Recent Posts

Tour de Romandie 2024: etap 4. Richard Carapaz triumfuje w Leysin, Carlos Rodriguez liderem

Richard Carapaz (EF Education-EasyPost) triumfował na mecie czwartego, królewskiego etapu Tour de Romandie.

27 kwietnia 2024, 16:16

Zapowiedź Vuelta España Femenina 2024

Vuelta España Femenina to pierwsza duża etapówka i pierwszy duży sprawdzian dla najlepszych góralek. Oto trasa, faworytki i plan relacji…

27 kwietnia 2024, 15:25

Giro d’Italia 2024. Geraint Thomas jeszcze raz po maglia rosa

Walijczyk Geraint Thomas wraca na Giro d'Italia i chce jeszcze raz powalczyć o zwycięstwo.

27 kwietnia 2024, 12:53

Tour de Romandie 2024. Thibau Nys uczy się szosowego rzemiosła

Thibau Nys wygrał po ucieczce dnia górski odcinek Tour de Romandie. Młody Belg w Les Marecottes zdobył życiowy wpis do…

27 kwietnia 2024, 10:27

Tour de Romandie 2024. Luke Plapp: “Szczęśliwy Plapp to szybki Plapp”

Luke Plapp walczy o miejsce w czołówce Tour de Romandie, a za dobre wyniki w sezonie olimpijskim, w jego ocenie,…

27 kwietnia 2024, 09:02

Del Toro przed Rafałem Majką w Asturii | Zaproszenie na Memoriał Królaka

Rafał Majka i Isaac del Toro wysoko w Vuelta Asturias. Etap prawdy Tour of Türkiye dla Franka van den Broeka.…

26 kwietnia 2024, 17:57