Danielo - odzież kolarska

MŚ Imola 2020. Julian Alaphilippe: “w głowie miałem tylko tęczową koszulkę”

Julian Alaphilippe w ataku po mistrzostwo świata

Julian Alaphilippe zdobył serca kibiców już jakiś czas temu przebojowym stylem jazdy. W Imoli śmiałość i przebojowość towarzyszyły świetnie przygotowanemu atakowi po tytuł mistrza świata. Francuz w wieku 28 lat spełnił “marzenie zawodowej kariery”.

Po samotnym rajdzie na ostatniej rundzie wyścigu we włoskiej Imoli, “Loulou” nie krył łez wzruszenia.

To zawsze był wyścig moich marzeń. Zawsze stawiałem ten sukces ponad wszystkimi innymi wyścigami, które wygrałem, które wygrać mogłem, czy które wygrać chciałem: jak klasyki, monumenty czy nawet maillot jaune. Każdy z tych wyścigów przynosi inne emocje, ale to jest spełnienie marzenia mojej zawodowej kariery

– przyznał w rozmowie z “L’Equipe”.

Francja na złoty medal mistrzostw świata w kolarstwie szosowym czekała 23 lata. “Marsyliankę” po raz ostatni grano w 1997 roku, w San Sebastian, gdy złoto obierał Laurent Brochard. Od tamtego czasu tylko dwóch kolarzy reprezentujących trójkolorowe barwy stawało na podium światowego czempionatu: w 1999 roku Jean-Cyril Robin i w 2018 roku Romain Bardet.

W rozpoczętej w 1927 roku historii mistrzostw Francuzi nie wygrali tak wielu złotych medali: przed wojną wyścigi mistrzowskie podbijali Georges Speicher (1933) i Antonin Magne (1936), natomiast w ostatnich 70 latach po ten tytuł sięgali tylko Louison Bobet (1954), Andre Darrigade (1959), Jean Stablinski (1962), Bernard Hinault (1980), Luc Leblanc (1994) i wspomniany Brochard.

Tytuł mistrza świata to osiągniecie kariery, wynik często definiujący zawodnika, którego tylko małym symbolem jest noszona do końca kariery na rękawku tęczowa flaga. Alaphilippe, pozostający od dwóch sezonów  ulubieńcem francuskiej prasy i kibiców, na fali popularności pojedzie teraz w tęczy, mając już doświadczenie z radzeniem sobie na sportowym szczycie.

W rok olimpijski 28-latek wjedzie jako mistrz świata, bohater francuskiej publiki i zawodnik będący do pewnego stopnia twarzą peletonu, światową marką. Presja wyniku i kolejnych znakomitych osiągnięć nie spadnie, obowiązków poza rowerem przybędzie, ale może to być najlepszy moment by na barki wziąć odpowiedzialność i możliwości stwarzane przez status posiadacza tęczowej koszulki.

Każdego roku przechodzi się trudne momenty, każdy je ma. Kiedy upadasz, trzeba wiedzieć jak się podnieść. Ja miałem siłę by przeć naprzód, nawet gdy się nie układało. To pomogło najbardziej dzisiaj

– powiedział dziennikarzom francuskiego dziennika, odnosząc się m.in. do trudnych przeżyć roku 2020, w tym śmierci ojca.

Tytuł wywalczony w Imoli nie jest w żaden sposób zaskoczeniem. Alaphilippe od kilku lat należał do najlepszych klasykowców i status ten utwierdzał wygranymi w kluczowych wyścigach kalendarza. W 2018 roku były to Strzała Walońska i Clasica San Sebastian, w 2019 triumfy w Strade Bianche, w Mediolan-San Remo i ponownie w Strzale Walońskiej. Francuz równocześnie rodaków uszczęśliwiał wygranymi etapowymi na trasie trzech ostatnich edycji Tour de France, koszulką najlepszego górala wyścigu (2018), epopeją walki o żółtą koszulkę w roku 2019 i ponownie pościgiem za etapowym sukcesem i maillot jaune w tym zwariowanym roku.

Mistrzostwo świata, zwłaszcza wobec prowadzonych regularnie pagórkowatymi rundami tras, stanowiło niejako kolejny krok jego świetnie rozwijającej się kariery. Przewidywania analityków a wynik na trasie to jednak dwie różne rzeczy, o czym Francuz przekonał się w kontekście prób na trasie Liege-Bastogne-Liege: wyścigu, który wygrać miał już kilka razy, ale nigdy nie zdołał poprawić drugiego miejsca z 2015 roku.

W tym roku, po aktywnie przejechanym Tour de France, Alaphilippe do Włoch przyjechał w świetnej formie, ale z nieco mniejszą presją ze względu na dość szerokie grono faworytów i dziwny układ sezonu.

To zwycięstwo nie przyszło z dnia na dzień. W przeszłości ubierano mnie już w koszulkę mistrza świata, na trasach, które mi odpowiadały, ale nie wszystko wychodziło. Wykorzystałem te doświadczenia by się rozwijać, by się uczyć. To nie jest rewanż, czuję się po prostu dobrze po tych lepszych i gorszych próbach

– tłumaczył.

28-latkowi pomogli koledzy z reprezentacji, którzy tempo podkręcili 70 kilometrów przed metą 258-kilometrowego wyścigu i okrajać zaczęli czołówkę. Alaphilippe’a na ostatniej rundzie, wspierał dzielnie Guillaume Martin, płynnie kasujący kolejne akcje i umożliwiający swojemu liderowi atak na stromych zboczach Cima Gallisterna. Lider reprezentacji wybranej przez Thomasa Voecklera poprawił po przyspieszeniu Michała Kwiatkowskiego, na szczycie miał przewagę, a na zjazdach pewność własnych umiejętności i wiarę w brak współpracy za jego plecami.

Wszystko poszło zgodnie z planem. Ekipa Francji wykonała niesamowitą pracę, a gdy Tadej Pogacar zaatakował, poczułem, że wyścig się zaczyna. Belgowie i Marc Hirschi pracowali, dla nas był to idealny scenariusz

– relacjonował.

Mistrzostwa miałem w głowie od startu Touru w Nicei, pojechałem więc te trzy tygodnie inaczej [niż poprzednio]. Cieszyłem się wygraną etapową i koszulką lidera, potem pracowałem na kolegów, ale w głowie miałem tylko jedno, tęczową koszulkę

– dodał.

3 Comments

  1. Trębacz z Samarkandy

    27 września 2020, 21:38 o 21:38

    Drobna poprawka – od czasów Brocharda, Francuzi mieli 3 medalistów a nie tylko wspomnianych Robina i Bardeta. Tym trzecim jest brązowy medalista czempionatu z 2005 roku, Anthony Geslin

  2. Karol

    27 września 2020, 22:04 o 22:04

    Świetny klasykowiec, to nie jest przypadkowy mistrz świata mający jeden dzień konia w karierze albo szczęście w danym wyścigu. Zasłużenie, proszę pana.

  3. Graham

    28 września 2020, 09:19 o 09:19

    O. I takie komentarze czyta sie odrazu lepiej. Nindustrialny jestes Bogiem, ze to zrobiles!!!