Danielo - odzież kolarska

Strade Bianche 2020. Wout van Aert: “byłem najsilniejszy w finale”

Wout van Aert i jego trzyletnia historia startów w Strade Bianche to opowieść o oczekiwaniach i odpowiadaniu na nie, przesuwaniu granic możliwości, a od wczoraj również historia sukcesu.

25-letni kolarz Jumbo-Visma wygrał na Piazza del Campo w Sienie toskański wyścig w sierpniowej odsłonie i tym samym wznowił cykl wyścigów WorldTour.

Triumf wywalczył rok po wyjściu ze szpitala, w którym wylądował po kraksie na trasie Tour de France. Belg etap 13. zakończył w karetce z rozdartym mięśniem udowym i perspektywą bardzo długiej rekonwalescencji. Do rywalizacji wrócił w grudniu przez przełajowe wyścigi, a przed przerwą wywołaną pandemią finiszował 11. w Omloop Het Nieuwsblad.

Trzeci start w Strade Bianche w normalnych warunkach byłby pierwszym poważnym testem dla wracającego do gry Belga. Wczoraj impreza stanowiła jednak nowe wyzwanie dla całego peletonu, wyzwanie z którym Van Aert poradził sobie najlepiej.

Trzykrotny mistrz świata w przełajach przed Strade Bianche zawsze słyszał pytania o swoje możliwości i potencjalne korzyści z przełajowych doświadczeń.

Przed startem w 2018 roku zastawiano się jak przełajowiec poradzi sobie z blisko 200-kilometrowym dystansem.

Wout van Aert w błotnistym wyścigu ruszył 50 kilometrów przed metą i po katuszach na ostatnich kilometrach wywalczył trzecie miejsce.

Przed startem w roku 2019 balonik nadziei co do występu Belga był mocniej napompowany, ale w pierwszym sezonie szosowym na poziomie WorldTour spodziewano się raczej spokojnie wznoszącej się krzywej, nie ekspresowego przeskoku na szczyty.

Wout van Aert jako jedyny utrzymać zdołał się z Jakobem Fuglsangiem i Julianem Alaphilippem, a choć jego ciało odmówiło na Via Santa Caterina posłuszeństwa, znowu stanął na podium.

Kolejne miejsca w czołówkach klasyków, wygrane etapy Tour de France i Criterium du Dauphine postawiły go, w wieku zaledwie 24 lat, w czołówce zawodowego peletonu.

Sierpniowe Strade Bianche Belg wygrał po ofensywnej jeździe i samotnym ataku z grupki klasykowców. Za plecami Van Aerta zostali Davide Formolo oraz Maximilian Schachmann a także szeroka grupa specjalistów od wyścigów klasycznych.

Ta wygrana jest dla mnie źródłem wielkiej radości. Miło móc to powiedzieć już po pierwszym starcie. Celowałem w ten wyścig, nie chciałem przespać swojej szansy. Jazda w peletonie po takiej przerwie była bardzo trudna, szczególnie na samym początku. Dopiero po jakimś czasie zacząłem się czuć normalnie i byłem w stanie przeprowadzić to, co zamierzyłem

– mówił na konferencji prasowej po wyścigu.

fot. Gian Mattia D’Alberto – LaPresse

Dla 25-latka to pierwszy wygrany wyścig jednodniowy cyklu WorldTour i zarazem 12. wiktoria w zawodowej karierze szosowej.

Taki wyścig wyczerpuje. Ja byłem najsilniejszy w finale, ale w tej grupce wszyscy mieli dobre nogi. Miałem też plan i wierzyłem w jego powodzenie. Na ostatnim sektorze ruszyłem na całego, a moja technika jazdy dała mi przewagę. Postawiłem wszystko na jedną kartę i się udało

– dodał.