Danielo - odzież kolarska

Giro d’Italia U23 2018. Nauczyłem się czegoś o sobie

O naukach wyciągniętych z nieoczekiwanego nieco startu w młodzieżowym Giro d’Italia.

Panie i panowie, Giro d’Italia U23 skończone! 10 dni ścigania i prawie 1300 kilometrów w nogach.

Ostatnie dwa etapy rozegrane zostały w jeden dzień. Pierwszy z nich to 72-kilometrowy start wspólny i to właśnie na ten etap nastawialiśmy się jako drużyna. Z całego Giro to właśnie on chyba najbardziej nam odpowiadał.

Nie czekaliśmy na rozwój sytuacji, tylko od razu wzięliśmy sprawy w swoje ręce. Ja z dwójką moich kolegów od początku etapu dyktowaliśmy tempo peletonu i trzymaliśmy ucieczkę na około 1:30. Aż do ostatniego podjazdu, gdzie u podnóża było już tylko 30-40 sekund. Na podjeździe mocniej pociągnął ostatni z drużynowych kompanów, który oszczędzał się wraz z liderem. Nadał mordercze tempo, żeby zgubić rasowych sprinterów lub ich po prostu zmęczyć.

Wszystko poszło zgodnie z planem. Finisz już nie z dużej grupy po ciężkim etapie. Nasz lider zajął znakomite 2. miejsce, czyli plan wykonany, podium jest! Reszta drużyny przyjechała zadowolona w grupetto.

Jazda na czas to już były ostanie 22 kilometry Giro. Przejechałem je po prostu bez żadnego większego wkładu. Byłem już zmęczony przedpołudniowym etapem, na którym praktycznie cały czas pracowałem.

Giro za mną, teraz czas na moje refleksje. W tym momencie mogę na gorąco powiedzieć, czego nauczyłem się na Giro, a pewnie jeszcze dużo wniosków wyciągnę z czasem. Po pierwsze, na tym wyścigu odczułem, co to znaczy “drużyna”. Poczułem naprawdę, że kolarstwo to sport drużynowy i to nie tylko zawodnicy, ale każdy pracownik ekipy. Wygrywa jeden, ale żeby wygrał, wszystko musi być na odpowiednim poziomie – od masażu czy przygotowaniu roweru po końcowy atak lidera.

Żeby wygrać taki wyścig cała ekipa musi być i funkcjonować już praktycznie jak drużyna profesjonalna. Tu nie ma możliwości, żeby ktoś wygrał wyścig bez np. odpowiedniej regeneracji. Wszystko musi być zrobione na tip-top, a do tego oczywiście musi sprzyjać szczęście.

Nauczyłem się również więcej o sobie. Wiem, że stać mnie na to, żeby walczyć na tak długich i ciężkich wieloetapowych wyścigach. Każdego dnia, nawet kiedy na rowerze ciężko było przekręcić nogą, to dawałem z siebie wszystko, żeby pomóc drużynie. Myślę, że robiłem to na bardzo dobrym poziomie.

Tak jak już wspomniałem, na takim wyścigu bardzo ważna jest regeneracja. To na pewno zapamiętam i na tym skupię się bardziej następnym razem. Myślę, że gdybym miał możliwość normalnego przygotowania się pod kątem właśnie tego wyścigu, byłbym w stanie jeszcze bardziej walczyć i być w lepszej dyspozycji. Przypomnę, że o tym, że pojadę Giro dowiedziałem się 3 dni przed startem, a przed samym wyścigiem ostro się ścigałem i harowałem. Także moje Giro trwało trochę dłużej 😉

Po zakończonym wyścigu wybraliśmy się ekipą na małe świętowanie. Na kolację nie zjedliśmy już makronu tylko pizzę i wypiliśmy małe piwo. Po takim wyścigu smakowało wyśmienicie.

Teraz w końcu czas na upragniony powrót do Polski. Za niecały tydzień mistrzostwa Polski i nie wiem, czy zdążę się odpowiednio zregenerować. Jednak to nie będzie miało żadnego wpływu na moje podejście do wyścigu – będę walczył z całych sił i jak co roku dam z siebie wszystko. Wiem, jak bardzo nieprzewidywalne są mistrzostwa. Mój tata i trener w jednej osobie zawsze powtarza mi: “młody, pamiętaj, mistrzostwa rządzą się swoimi prawami”. Naprawdę na takim wyścigu może stać się wszystko. Możliwych jest milion scenariuszy i raz się płacze po przegranej, a raz ze szczęścia, tak jak ja rok temu.

Co czeka mnie jeszcze w tym sezonie, napiszę Wam innym razem, już po mistrzostwach Polski i chwili odpoczynku od roweru. Mogę Was jednak zapewnić, że jeszcze dużo wyzwań przede mną.

Adam Kuś, zawodnik Delio Gallina Colosio Eurofeed i jeden z dwóch Polaków startujących w Giro d’Italia U23, stara się regularnie dzielić swoimi przeżyciami i obserwacjami z młodzieżowego Wyścigu Dookoła Włoch.