Danielo - odzież kolarska

Strade Bianche 2018. Piekło białych dróg, przeznaczenie Niewiadomej, defekty Longo Borghini

Anna van der Breggen zwyciężczynią błotnej batalii w Sienie, Katarzyna Niewiadoma w pościgu do ostatniego tchu, Elisa Longo Borghini na przekór defektom.

Kobiecy peleton nie ma okazji rywalizowania na brukach Paryż-Roubaix, na trasie Giro Rosa nie pojawiają się etapy przeplatane szutrowymi odcinkami Toskanii, trudno więc znaleźć analogię dla czwartej edycji wyścigu Strade Bianche Donne.

Wyścig bez dwóch zdań dołączy do grona imprez, które pamiętane będą przez lata i to nie tylko dlatego, że sporą część zmagań można było po prostu normalnie obejrzeć w telewizji. Ostatnie podmuchy zimy dopadły zawodniczki rywalizujące na szutrowych drogach Toskanii, a kojarzony zwykle z tumanami kurzu wyścig Strade Bianche w tym roku zamienił się w walkę o przetrwanie na błotnistej ślizgawicy. Niska temperatura, padający deszcz oraz rozmoczone topniejącym śniegiem odcinku szutrów dokonały decymacji w kobiecym peletonie, w końcowej fazie wyścigu w grze zostawiając około 20 zawodniczek.

W tych warunkach zwycięstwo Anny van der Breggen (Boels Dolmans) oraz walka o podium Katarzyny Niewiadomej (Canyon-SRAM) i Elisy Longo Borghini (Wiggle High5) zapisało się jako bardzo dobry spektakl.

Kluczowe manewry rozpoczęły się przed Colle Piznuto. Nieco ponad 2-kilometrowy podjazd to stroma ściana na drodze o żwirowo-piaskowej nawierzchni. Umiejscowiona na 20 kilometrów przed metą jest punktem, w którym trzeba być w czołówce i być w stanie zareagować na ruchy rywalek.

Van der Breggen wiedziała o tym doskonale i na stromiźnie odczepiła wszystkie rywalki, później samotnie pokonując ostatnie 20 kilometrów. Holenderka pewnie wygrała na Piazza del Campo i dopisała tym samym do swoich palmares kolejny ważny wyścig jednodniowy – w poprzednich latach jej łupem padły Fleche Wallonne (2015, 2016 i 2017), Amstel Gold Race i Liege-Bastogne-Liege (2017), a także Omloop Het Nieuwsblad i La Course (2015).

Nie mam pojęcia dlaczego zaatakowałam tak wcześnie, po prostu czułam się dobrze, a ostra sekcja była świetną okazją do wypracowania przewagi. Wygranie tego wyścigu wiele dla mnie znaczy, ściganie było niesamowite, to chyba najtrudniejszy wyścig, w jakim uczestniczyłam. Na mecie czułam się dziwnie, nie miałam już nic w baku

– powiedziała na mecie mistrzyni olimpijska.

Wiedziałyśmy, że to będzie chłodny dzień, ale z kilometra na kilometr robiło się coraz zimniej. Po czwartej sekcji cała grupa zamarzała. Wszyscy myśleli tylko o tym, żeby się rozgrzać, a gorąca herbata, którą dostałam, naprawdę pomogła. Zwykle w końcówce jest lepiej, ale dziś nie byłyśmy w stanie sięgnąć do kieszonek po jedzenie, a na zjeździe dostawałyśmy błotem w twarz. Czułam się dobrze, ale równocześnie wszystkie odczułyśmy, że było trudniej niż na co dzień

– mówiła na konferencji prasowej.

Wyścig kobiet ukończyło 59 zawodniczek, nieco mniej niż połowa tych, które podpisały listę startową.

Błoto było bardzo lepkie, więc ataki na stromych podjazdach szły lepiej. Ja czułam się lepiej sama. Obejrzałam się na zjeździe, zobaczyłam, że Megan wciąż jest w grupce, a Chantal ją ubezpiecza. Wygrałam sporo wyścigów, ale kolarstwo to nie tylko wygrane. Jeśli się uda, super, jeśli nie, razem robimy wiele fantastycznych rzeczy. Świetnie rozpocząć sezon takim zwycięstwem.

49 sekund za zwycięską Holenderką na metę wpadła Katarzyna Niewiadoma. Zawodniczka Canyon-SRAM po raz trzeci z rzędu zameldowała się na drugiej pozycji w toskańskim wyścigu, a na jej twarzy, podczas pierwszego wywiadu na mecie, malowały się mieszane uczucia.

To chyba moje przeznaczenie, żeby kończyć na drugim miejscu Strade Bianche

– zażartowała na mecie wymęczona Polka.

Niewiadoma świetnie odnajduje się na toskańskich szosach – w czterech startach zajmowała kolejno 6. oraz trzy razy drugie miejsce. Przed rokiem na podjeździe na metę uległa tylko Longo Borghini, a w tym roku podium wywalczyła śmiałym atakiem na 12 kilometrów przed metą.

Zawodniczka z Ochotnicy po ataku mistrzyni olimpijskiej została w grupce goniącej, ale wobec braku współpracy ruszyła do ataku i samotnie dogoniła Longo Borghini. W końcówce Polce udało się urwać Włoszkę i zdobyć drugie miejsce.

To było bardzo trudny wyścig. Mam olbrzymi szacunek dla każdej zawodniczki, której udało się ukończyć dzisiejsze zmagania. Bo jeśli powiem, że to było piekło, to słowo to nie oddaje w całości tego, co się działo na trasie. Jeśli mam być szczera, jestem szczęśliwa z podium. Moja rodzina przyjechała tu ze mną i zagrzewała mnie do walki do ostatniego tchu. I do ostatniego tchu walczyłam, za metą myślałam, że spadnę z roweru

– mówiła 23-latka.

Jedyną zawodniczką, której udało się utrzymać koło van der Breggen była ubiegłoroczna zwyciężczyni wyścigu – Elisa Longo Borghini. Mistrzyni Włoch oprócz trudnych warunków i rywalek, przeciwko sobie miała jeszcze swój własny sprzęt, który dziś nie działał tak, jak powinien.

To był trudny dzień, bo przebiłam koło, a nasze auto było ostatnie w kolumnie. Nikt nie mógł zmienić koła. W końcu dojechała do mnie koleżanka z ekipy i pomogła. Musiałam gonić, w sumie miałam trzy defekty. Ale jest w porządku

– mówiła na mecie.

Longo Borghini na Colle Pinzuto była jedną z dwóch najsilniejszych zawodniczek i szansę na walkę o zwycięstwo straciła przez niezależne od siebie samej czynniki.

Jestem trochę zawiedziona, że nie mogłam pojechać za Anną, coś zaplątało się w szprychy. A kiedy Anna van der Breggen ci odjedzie, to już nie ma możliwości, żeby ją złapać. Jest bardzo silna. Nie jestem pod wrażeniem, ona tak jeździ, jest bardzo mocna

– tłumaczyła ubiegłoroczna zwyciężczyni wyścigu.

1 Comments

  1. ssssen

    3 marca 2018, 17:55 o 17:55

    “decymacji” – ależ to pretensjonalne…