Danielo - odzież kolarska

Strade Bianche 2018. Tiesj Benoot – błotny wojownik

Belg Tiesj Benoot swoje pierwsze zawodowe zwycięstwo odniósł na trasie pięknej i zarazem przerażającej 12. edycji Strade Bianche.

Wyścig Strade Bianche jest potwierdzeniem tego, że to klasyki są solą kolarstwa. Dzisiaj mieliśmy wszystko: zwroty akcji, niewdzięczną aurę, błędy wielkich i dobre decyzje tych, na których niewielu liczyło.

Kolarze mieli do pokonania 11 sektorów po tak zwanych “białych drogach”, jednak pod wpływem topniejącego śniegu piaskowo-szutrowa nawierzchnia szybko zmieniła się w błoto. To sprawiło, że twarze startujących, a także ich stroje, były nie do rozpoznania. Peletonowi trafiła się przynajmniej dobra temperatura, okolice 10 stopni Celsjusza to nie takie złe warunki do ścigania, biorąc pod uwagę otaczającą nas aurę.

Sytuację na czele i błotniste warunki świetnie wykorzystał Tiesj Benoot z Lotto Soudal, który niespodziewanie odniósł swoje największe zwycięstwo w karierze. 23-latek zrobił to w iście imponującym stylu – najpierw złapał się do czołówki z największymi tuzami peletonu, a następnie, widząc, że tu nic nie zdziała, ruszył do ataku.

Na 55 kilometrów przed metą, była już duża grupa z przodu z kilkoma silnymi zawodnikami. Ja przeskoczyłem z Saganem. Sytuacja była beznadziejna po sektorze Mont Saint Marie, bo byłem sam, a atakowali koledzy Kwiatkowskiego i Sagana. Rozmawiałem z dyrektorem sportowym, on powiedział, żebym jechał sam, bo wszyscy są ugotowani, a jak zostanę to będę się tylko bronił

– mówił przed kamerami, bardzo dobry angielski beznamiętnie przeplatając mało parlamentarnymi wyrażeniami.

Belg starał się zabrać z Romainem Bardetem (AG2R La Mondiale) i Woutem Van Aertem (Veranda’s Willems-Crelan), ale to się nie powiodło. Przewaga liderującej dwójki momentalnie rosła, dlatego Benoot spróbował ponownie, tym razem z  Pieterem Serrym. Dwójka Belgów solidnie współpracowała i szybko odrabiała stracone sekundy, ale 23-latek dostrzegł słabość swego kompana i nie zamierzał czekać. Kolejnym wysiłkiem zdołał odrobić 30 sekund do czołówki i w zasięgu miał już podium.

Kolarz Lotto Soudal przed ostatnim odcinkiem błotnistej ślizgawki zakasał rękawy (czytaj: zdjął rękawki) i na stromej partii Le Tolfe momentalnie zdystansował Van Aerta i Bardeta. Kilkanaście minut później w Sienie mógł spokojnie świętować swoje zwycięstwo.

Pojechałem za Bardetem i van Aertem, nie wyszło. Ruszyłem jeszcze raz z Serrym. Na Pinzuto złapałem ich, a potem, Le Tolfe, było ostatnim trudnym momentem na atak. Nie spodziewałem się tego, ale czułem się dziś fantastycznie.

Dla 23-latka był do trzeci start w tym wyścigu. W dwóch ubiegłych edycjach dwukrotnie meldował się na 8. miejscu. Teraz rozpoczyna wiosnę świetnym wynikiem, a najważniejsze starty dopiero przed nim.

Zawsze wiedziałem, że będę w czołówce, wiedziałem, że nie będę wygrywał wyścigów seryjnie, ale jeśli już wygram, to może będzie to coś dużego. Znam Strade Bianche, byłem tu dwa razy wysoko, trasa mi odpowiada i wyszło dziś świetnie. W Belgii dziennikarze wariują, kiedy młody chłopak zrobi dobry wynik, więc spoczywała na mnie presja

– dodał, odnosząc się do swoje pozycji po zajęciu 5. miejsca w Ronde van Vlaanderen w 2015 roku.

Presja, do której się odniósł, z pewnością będzie coraz większa. Po fenomenalnym występie Belg będzie uznawany za jednego z faworytów w kontekście kolejnych wyścigów klasycznych.

Jego kolejnym startem będzie wyścig Tirreno-Adriatico (7-13 marca), a następnie zamierza połączyć starty na brukach – E3 Harelbeke (23 marca) i Ronde van Vlaanderen (1 kwietnia) – z ardeńskimi tryptykiem w połowie kwietnia.