Danielo - odzież kolarska

Michał Podlaski: “Poprzeczkę trzeba stawiać wysoko”

Michał Podlaski

Michał Podlaski opowiada o sezonie 2017, o ciężkich chwilach w życiu sportowca, ale także o kolarskich marzeniach, które wciąż przed nim.

29-latek, były kolarz grup  Banku BGŻ i Activejet, czwarty zawodnik zeszłorocznego Wyścigu Solidarności i Olimpijczyków.

Pierwszy sezon w ekipie Voster Uniwheels za tobą, w kolejnym kontynuujesz ściganie w biało-zielonych barwach. Jaki był dla ciebie ten rok?

Prawdę mówiąc średnio jestem zadowolony z minionego sezonu. Brakowało porządnego sukcesu na moim koncie. Były momenty kiedy byłem naprawdę blisko, ale zabrakło zwycięstwa w którymś z wyścigów UCI, by potwierdzić moją dyspozycję. Nie raz byłem wysoko, starałem się walczyć, ale nie wygrywałem – a o to tak naprawdę w kolarstwie chodzi.

Myślisz że to kwestia szczęścia, okazji czy coś nie tak było z dyspozycją?

– Na tych kilku wyścigach, na których byłem naprawdę dobry zabrakło szczęścia, może odwagi. Uważam, że byłem przygotowany, żeby wygrać.

Większość z twoich klubowych kolegów mówi, że ma po sezonie niedosyt. Ale ogólnie dla ekipy był to chyba udany rok?

– Tak, jako drużyna jesteśmy bardzo zadowoleni. Pokazaliśmy, że jesteśmy dobrą ekipą i że możemy walczyć w najważniejszych wyścigach. Trzeba podkreślić, że był to pierwszy rok grupy w takim kształcie. Wszyscy się dobrze dogadywaliśmy, nie było większych nieporozumień. Byłem w różnych zawodowych grupach, bardzo dobrze prosperujących i nie powiedziałbym, że tutaj nam czegokolwiek brakuje.

Skąd więc u was podkreślanie, że dla każdego z osobna sezon ten nie był idealny?

– Uważam, że to dobrze, że każdy ma lekki niedosyt. To pokazuje, że zespół jest ambitny i zdeterminowany. Jest połowa stycznia, ale każdy ma już w głowie cele na przyszły sezon i każdy dzielnie pracuje. Myślę, że te nasze indywidualne niedosyty są też motywacją do działania.

Jakie są twoje plany na tegoroczną zimę?

– Też zacząłem już poważniejsze przygotowania do sezonu. Obecnie jestem z częścią ekipy na Majorce, w lutym już wszyscy spotykamy się na zgrupowaniu w Lloret de Mar. W tym roku mam duży komfort, bo wiedziałem bardzo wcześnie, że mam miejsce w ekipie na kolejny sezon. Wszystko mam rozplanowane aż do pierwszych startów, więc mogę w spokoju szykować formę.

Do ekipy Voster Uniwheels dołączyłeś jako ostatni i to już w trakcie ubiegłego sezonu. Jak wyglądał u ciebie ten czas?

– To prawda, było bardzo dużo zawirowań. Nie miałem możliwości dobrze rozplanować przygotowań do sezonu, bo byłem na zgrupowaniu w grudniu i styczniu, a w lutym i marcu już nie. Miałem niepewną sytuację. To był chyba najcięższy okres w mojej sportowej karierze. Ale nie poddawałem się, wiedziałem że muszę to przetrwać, a później pójdzie z górki. I faktycznie tak się stało.

Skoro jest już spokojna głowa, porozmawiajmy o celach i marzeniach na ten i kolejne sezony. Co znajduje się wśród twoich sportowych marzeń?

– Nie ukrywam, że od zawsze marzę o koszulce mistrza Polski jako o najpiękniejszym sukcesie jaki każdy polski kolarz może sobie wymarzyć. Poza tym uważam, że poprzeczkę trzeba sobie stawiać wysoko. W minionym roku podczas mistrzostw Polski także bardzo dobrze się czułem i wiem, że jestem w stanie należycie przygotować się na tę imprezę. W Sobótce w 2014 roku niewiele zabrakło mi żeby zwyciężyć, może w przyszłości się uda? W dodatku w niedalekim odstępie czasowym od MP mamy inne ciekawe wyścigi takie jak Małopolski Wyścig Górski czy Wyścig „Solidarności” i Olimpijczyków, na które siłą rzeczy też powinienem być w wysokiej dyspozycji. Wśród celów i marzeń jest też możliwość godnego reprezentowania Polski w Tour de Pologne.

Masz małego synka. Chciałbyś żeby w przyszłości poszedł w ślady taty i został kolarzem?

– Czasem się z żoną zastanawiamy czy młody nie zechce przypadkiem zacząć trenować kolarstwa. Na razie się tego obawiam (śmiech). Mamy w domu mały zegarek w kształcie roweru, strasznie się do niego przysiada i próbuje jeździć. To mogą być pierwsze „objawy”. Jeżeli będzie chciał zostać kolarzem to na pewno będzie miał lżej niż jego tata. Kiedy ja zaczynałem jeździć, w mojej rodzinie nie było nikogo kto uprawiałby jakąkolwiek dyscyplinę – ja byłem jedynym dzikusem, który wziął się za sport i musiałem sam przebijać się przez wszystkie bariery po drodze. Mój syn na pewno miałby łatwiej, mając już ojca w kolarskim światku. Zobaczymy jak życie się ułoży. Nic na siłę, ale jak tylko będzie chciał, na pewno pomogę mu, żeby mógł zostać jeszcze

inf. prasowa / Karolina Halejak