Danielo - odzież kolarska

Alan Banaszek: “forma ma być na mistrzostwa świata”

Alan Banaszek o celach na mistrzostwa świata w Bergen, sprinterskim rozwoju i występach na trasie Tour de l’Avenir.

Polskie kolarstwo od wielu lat cierpi na brak rasowego sprintera, zdolnego rywalizować z najszybszymi zawodnikami globu. Wychowanie kolarza mogącego nawiązać do sukcesów Zbigniewa Sprucha nie należy może do sfery marzeń, ale biorąc pod uwagę brak spójnego systemu wychowania kolarzy w kraju, realizacja takiego projektu to zadanie niezwykle trudne.

19-letni Alan Banaszek w ściganiu młodzieżowym i elity stawia dopiero pierwsze kroki. 10. kolarz ubiegłorocznych mistrzostw świata orlików w tym roku czterokrotnie triumfował na polskich szosach, ale, co ważniejsze, kilkukrotnie pokazał się w czołówce zagranicznych imprez – w czołówce kończąc belgijski wyścig Nokere Koerse (1.HC) oraz Handzame Classic (1.1) oraz na 2. miejscu finiszując a jednym z etapów Settimana Coppi e Bartali (2.1).

Obiecujące wyniki sygnalizują sprinterski rozwój kolarza CCC Sprandi Polkowice, ale są dopiero początkiem drogi, jaką Banaszek przejść musi, by myśleć o znalezieniu się wśród najszybszych kolarzy globu. Póki co mistrz Europy juniorów z 2015 roku dobrze radzi sobie wśród młodzieżowców – w sierpniu wystartował w Tour de l’Avenir, na płaskich odcinkach otrzymując pełne wsparcie zespołu i sześciokrotnie finiszując w czołowej dziesiątce, a raz ocierając się o etapowy triumf.

Nie miałem w planach l’Avenir, ale jak się dowiedziałem, że te pierwsze sześć etapów jest do ogarnięcia, to postanowiłem pojechać. Na taką trasę jak przed rokiem to bym nie chciał

– przyznał w rozmowie z Rowery.org, przed mistrzostwami świata w norweskim Bergen.

Kadra Polski pojechała najlepszy “mini Tour de France” od bardzo wielu lat. Pod względem widoczności na trasie i wyników na kresce pokazując większą regularność i nawiązując do występów Macieja Paterskiego i Michała Kwiatkowskiego z lat 2008 i 2010.

Banaszek na pierwszych sześciu etapach cały czas był w grze – w chaotycznych zmaganiach młodzieżowców z całego świata zajmując 5., 6., dwa razy 7. i 8. miejsca, a na szóstym etapie na kresce przegrywając tylko z Kolumbijczykiem Alvaro Jose Hodegiem.

To było dziwne. Cały czas mi czegoś brakowało. Nie czułem się słabszy od żadnego z nich, ale cały czas pojawiał się jakiś mankament. Albo się na nas patrzyli, żeby pogonić w końcówce i wtedy brakowało ludzi do rozprowadzenia… cały czas coś. Na ostatnim etapie wszystko wyszło po mojej myśli, tylko zawahałem się niepotrzebnie na 250 metrów przed metą. Gdybym się nie zawahał i od razu poszedł, to bym pewnie wygrał ten etap, a tak to była ta sekunda, przez którą przegrałem

– wspominał.

Alan Banaszek

fot. Marek Kosowski/rowery.org

Doświadczenie zbieram na takich wyścigach jak Tour de Pologne, Tour of Britain, a na takim Tour de l’Avenir powinienem je wykorzystywać. Oni [najlepsi sprinterzy młodzieżowi] nie robią na mnie wrażenia. Mocy nie brakowało, wręcz przeciwnie. Moc była na wygrywanie, a brakowało za każdym razem trochę szczęścia. To też bardzo potrzebne, tym bardziej, że to dość chaotyczny wyścig.

Banaszek na francuskich szosach wspierany był przez Piotra Brożynę, Michała Palutę, Szymona Sajnoka, Gracjana Szeląga i Szymona Tracza. Piątka pracowała na zakończenie etapów sprintem i umożliwienie Banaszkowi skutecznego finiszu.

Mieliśmy dobrą grupę, chłopaki byli silni i udawało się coś zrobić, a nie jechać w cieniu innych. Braliśmy czasem na siebie ciężar wyścigu. Kadra była zgrana. Nas trzech było z CCC to się dobrze rozumiemy, z [Szymonem] Sajnokiem znamy się długo, jesteśmy przyjaciółmi. Gracjan Szeląg zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie, nie ścigałem się z nim, nie znaliśmy się, a dawał z siebie wszystko, żeby pomóc

– zaznaczył.

Banaszek próbkę swoich umiejętności zaprezentował także na brytyjskich szosach, na piątym odcinku dobrze obsadzonego wyścigu kończąc finisz na piątej pozycji i ulegając tylko Fernando Gavirii, Eli Vivianiemu, Alexandrowi Kristoffowi i Dylanowi Groenewegenowi.

Bardzo mnie cieszy taki wynik, że tylko tak naprawdę przegrałem z tymi najlepszymi na świecie. Nie ma chyba lepszych, to już ścisła czołówka. Ograłem wszystkich, oprócz najlepszych, utrzymałem ich koło. Znalazłem się w dobrej pozycji, dzięki dobrej pracy kolegów. Bez zespołu, który się podłoży w stu procentach trudno cokolwiek zrobić

– tłumaczył, dziękując kolegom z ekipy.

Młody kolarz w pierwszym sezonie z CCC Sprandi Polkowice przejechał więcej imprez młodzieżowych, a program uzupełniając startami takimi jak Tour of Estonia czy Abu Dhabi Tour. W tym roku startował już więcej w imprezach elity, na koncie zapisując prawie 60 dni startowych. Czy taki program nie jest zbyt dużym obciążeniem?

To jest przemyślane. Jak jest za ciężko, to zmniejszam ilość startów, rozmawiamy o tym. Dyrektor pyta, czy czuję się na siłach, czy chcę jechać coś lżejszego. Wszystko dobrze współgra, jest to wszystko fajnie dobrane, żeby był rozwój, ale żeby się nie cofać

– analizował.

Widać w wynikach, ale postęp widać też w cyfrach. Bo jeśli chodzi o waty, to wszystko idzie w górę. Staram się nie dochodzić do formy wielkimi wyścigami. Nie za wszelka cenę, ona ma przyjść sama z siebie, muszę to wytrenować i wiem kiedy. Jak nie przyjdzie, to się nie przejmuję, nie dokładam więcej [wyścigów], bo mój organizm jeszcze nie dorósł, żeby jeszcze pewne rzeczy osiągać. Staram się tak pracować, żeby nie eksploatować nadmiernie organizmu.

Przed Banaszkiem start w mistrzostwach świata w wyścigu ze startu wspólnego młodzieżowców. Czy w najmniej przewidywalnym wyścigu mistrzostw świata da się cokolwiek przewidzieć? Młodzieżowa kadra Polski w Bergen gotowa ma być na każdy scenariusz, ale ponownie liczy na kolarza CCC Sprandi Polkowice i zainteresowana będzie doprowadzeniem do finiszu z grupy.

Zapowiadałem, że forma ma być na mistrzostwa świata. Jedziemy walczyć i myślę, że stać nas na medal. Czy ja czy inny kolega, ale będziemy walczyli. Jeśli nie będzie deszczu, to będzie sprint. Ale ja dobrze czuję się w deszczu, właśnie takie warunki mi odpowiadają

– wyjaśnił Banaszek.

Trasa w Bergen pozwala myśleć o finiszu z grupy. 19-kilometrowa runda w wyścigu młodzieżowców zmarszczona jest jednym podjazdem (1,5 km, 6,4%), a ze szczytu Łososiowego Wzgórza do mety pozostaje prawie 11 kilometrów. Wystarczająco by przegrupować się i złapać potencjalnych atakujących.

10 okrążeń to jednak spore wyzwanie i w piątek po południu biało-czerwoni – Banaszek, Kamil Małecki, Piotr Brożyna, Szymon Sajnok i Michał Paluta spróbują podjąć wyzwanie rywali i norweskiej pogody.

W Richmond były trzy podjazdy, to trudniej niż jeden. Tu się zjedzie, a tam pękało, na zjazdach nie było jak połączyć grup. Będziemy oczywiście przygotowani na różne scenariusze, żeby nas nie zaskoczyli, może pójdzie ucieczka, którą peleton odpuści. Liczymy na finisz z grupki, przy jednym podjeździe łatwiej o to, żeby się zjechało

– analizował.