Danielo - odzież kolarska

Nowicjusze otwierają sezon w San Luis

Tegoroczną edycję argentyńskiego wyścigu Tour de San Luis zwycięstwami rozpoczęli kolarze, dla których wyścig ten jest pierwszym w barwach czołowych ekip świata.

Dwa pierwsze odcinki oprócz plagi upałów i zatruć przyniosły też niespodzianki – finisz z grupy i kolejny popis Marka Cavendisha nie doszedł do skutku na pierwszy etapie, a krótka wspinaczka na drugim rozgrzała wspinaczy i zakończyła się nieco niespodziewanym triumfem nowego kolarza ekipy Trek.

Phillip Gaimon. W Europie prawie nieznany, od początku roku jeżdżący w ekipie Garmin-Sharp. 27-latek spędził ostatnie 5 lat w amerykańskich zespołach, z mniejszymi lub większymi sukcesami ścigając się na szerokich szosach Kolorado i Kalifornii. Kontrakt wygrał przegranymi mistrzostwami kraju – jego brawurowy atak w ostatniej partii trasy wydawał się mieć stuprocentowe szanse powodzenia, jednak zakończony został w obrębie ostatniego kilometra. To w połączeniu z 2. miejsce w Tour of Gila zapewniło mu kontrakt.

Co zatem zrobić by w pierwszym dniu startowym w nowej ekipie wygrać etap?

– Nasz dyrektor sportowy wpadł na pomysł, że warto rzucić mnie do ucieczki, bo czołowe zespoły nie mają pojęcia kim jestem. No i ten plan wypalił. Nigdy, nawet w najśmielszych snach, nie wyobrażałem sobie, że mogę założyć tu koszulkę lidera. Jeśli to nie sen, to będę walczył z całych sił by ją obronić

– objaśniał taktykę, ciągle nieprzytomny z wrażenia, Amerykanin.

Gaimon najpierw zabrał się do ucieczki, później pogubił innych śmiałków, nie ucierpiał w kraksie, która wyeliminowała część rywali, a ostatniemu przeciwnikowi odjechał na finałowym kilometrze i na mecie zameldował się ponad 4 minuty przed peletonem, który nękany upałem i zatruciem pokarmowym nie miał ochoty na gonitwę. Jak dotąd radzi sobie świetnie – prowadzi w klasyfikacji generalnej i nie traci czasowego buforu, ale przed nim jeszcze dwa górskie etapy i jazda na czas.

Kolejnym nowicjuszem jest zwycięzca drugiego etapu – Kolumbijczyk Julian Arredondo. Jeżdżący w ekipie Trek Factory Racing 25-latek dotychczas ścigał się w Azji, swój talent objawiając szerszej publiczności w ubiegłym sezonie, gdy triumfował w Tour de Langkawi. Cenne zwycięstwo pozwoliło mu wskoczyć do składu ekipy WorldTour i spróbować swych sił wśród czołowych zawodników.

– Nie mogę uwierzyć w to co się stało. Dziękuję Bogu za to zwycięstwo. Przez ostatni miesiąc ciężko trenowałem i skupiałem się na tym, by wygrać dla nowej ekipy, by triumfem podziękować im za pokładane we mnie zaufanie

– mówił na mecie drugiego etapu, który wygrał tuż przed Peterem Stetiną (BMC).

25-letni Kolumbijczyk był jednym z inicjatorów akcji na finałowym podjeździe drugiego etapu, na dwóch ostatnich kilometrach urywając między innymi swojego rodaka Nairo Quintanę (Movistar Team). Na finiszu okazał się minimalnie lepszy od Stetiny (z którym wygrał też podczas górskiego etapu w Malezji), lepiej wchodząc w ostatni zakręt i drugiego dnia “pracy” w nowej drużynie świętując duży sukces.

– Lubię kiedy jest gorąco, lubię też krótkie podjazdy. Nie zdawałem sobie sprawy, że jestem tak silny. W zimie brakuje punków odniesienia, a tutaj jest sporo ekip WorldTour

– podsumowywał.

fot. Trek Factory Racing