Lance Armstrong po przeprosinach Emmy O’Reilly, swego czasu nazwanej kobietą upadłą, kontynuuje podróż do ludzi skrzywdzonych przez Amerykanina w okresie sportowej kariery.
W jednej z paryskich restauracji doszło do spotkania Bossa z “wykopanym” przez niego z peletonu Christophem Bassonsem.
Francuz na przełomie wieków jako jeden z nielicznych miał odwagę powiedzieć “nie” dopingowi, a nawet więcej, mówił głośno o tym co się dzieje wśród kolarzy. Przegiął podczas Tour de France 1999, gdy na łamach gazety Le Parisien napisał o podejrzanej prędkości peletonu.
Nie spodobało się to nowemu “szeryfowi” peletonu Armstrongowi, który na trasie 10. etapu podjechał do Francuza i głośno, przy wszystkich, powiedział, że ten szkodzi kolarstwu, powinien opuścić nie tylko wyścig, ale nawet nie zasługuje na status profesjonalnego kolarza.
Teksańczyk osiągnął swoje. Bassons przedwcześnie wycofał się z Wielkiej Pętli, a dwa lata później, czując się zaszczutym, zakończył karierę.
Obecnie jestem szczęśliwym człowiekiem. Mogę być dumny z siebie. Niczego nie żałuję. Jestem ojcem dwójki dzieci. Mam pracę, którą lubię i plany na przyszłość
– powiedział 39-letni Bassons.
Dla mnie najważniejszą rzeczą jest móc ci powiedzieć przepraszam
– miał natomiast oznajmić Teksańczyk w czasie spotkania.