Lance Armstrong po raz nie wiadomo już który powtórzył, że w 2009 roku, kiedy wrócił do kolarstwa i zajął w Tour de France miejsce na podium, jechał całkowicie czysty.
Naopowiadałem już zbyt wiele kłamstw, na więcej nie mogę sobie pozwolić. Na pewno istnieją jeszcze próbki moczu i krwi z 2009 roku. Sprawdźcie je, nic nie znajdziecie
– powiedział Teksańczyk w wywiadzie dla La Gazzetta dello Sport, podczas swojego pobytu w Rzymie.
Po udowodnieniu wieloletnich praktyk dopingowych Boss został dożywotnio zdyskwalifikowany i zabrano mu wszystkie tytuły króla Paryża (1999-2005). Armstrong wie, że zasłużył na karę, ale nie może pogodzić się z jej wysokością.
Mogli dać mi bana, który byłby pięć, sześć, a nawet dziesięć razy większy od innych, ale nie tysiąc razy. Prawda jest taka, że w świecie sportu, a zwłaszcza w kolarstwie, jest wiele hipokryzji. Jestem traktowany jako absolutne zło, za to wszyscy inni pozostali legendami.
Amerykanin dodał, że już tylko sporadycznie jeździ na rowerze, czas woli spędzać na grze w golfa.
Golf bardzo mi pomaga. Wszędzie zabieram ze sobą kije golfowe. To najlepszy sport do uwolnienia głowy od złych myśli. Rower? Skończyłem z kolarstwem. Jeżdżę raptem od czasu do czasu i tylko z przyjaciółmi.
No właśnie, a co z nimi?
Nadal pozostaję w kontakcie z Johanem Bruyneelem i Georgem Hincapie. Nie mam już kontaktu z Jimem Ochowiczem czy Eddy Merckx’em. Rozumiem, że w grę wchodzą tu interesy zawodowe, ale mam nadzieję na odbudowanie pewnych relacji.