Michał Kwiatkowski wygrał Tour de Pologne. Sukces ten, sześć lat po pokazaniu się na trasie polskiego wyścigu i zajęciu drugiego miejsca, pokazuje drogę, jaką “Kwiatek” przeszedł w zawodowym peletonie.
28-latek na przestrzeni ostatnich sezonów ścigał się i rozwijał w dwóch najlepszych zespołach – Etixx-Quick Step/Quick-Step Floors oraz Team Sky. Na najwyższym stopniu podium Tour de Pologne stanął jako kolarz wszechstronny, grający zespołowo, potrafiący udźwignąć presję i poradzić sobie w niemal każdej sytuacji na szosie.
Sukces potwierdza rozwój Kwiatkowskiego w kontekście rozgrywania i kontrolowania wyścigów etapowych, a także uwalnia go, przynajmniej w jakimś stopniu, od konieczności tłumaczenia się z planów startowych i odpowiadania na pytania o to kiedy wreszcie wygra polski wyścig. Na polskie szosy będzie mógł wracać, jak zawsze, dla kibiców, a bez dodatkowej presji.
Kolarz Team Sky przed sobą ma jeszcze sporo ścigania, którego celem są rozgrywane pod koniec września w austriackim Innsbrucku mistrzostwa świata.
Polscy kolarze, którzy wybili się na międzynarodowe wody, od lat mierzyli się z wyzwaniem Tour de Pologne. Polski wyścig to, wbrew serwowanym przez organizatorów na wyrost zapowiedziom, nie żaden trzeci czy czwarty wyścig etapowy świata, a dynamiczna etapówka między Tour de France i Vuelta a Espana, w której pokazują się młodzi zawodnicy lub nogę grzeją zawodnicy jadący do Hiszpanii. Wymagająca trasa zapewnia, że w polskich górach rywalizacja toczy się o każdą sekundę, a walka o podium rozgrywa się między dość szerokim gronem zawodników.
W ostatnich latach, po skróceniu etapów i dodaniu dynamicznych końcówek, wyścig podąża za najnowszymi trendami organizacyjnymi i jest świetną platformą dla zawodników dopiero budujących swoją pozycję na poziomie WorldTour. Dla kolarzy celujących w wyścigi etapowe Tour de Pologne rzadko jest celem per se, co czyni sierpniową rozgrywkę mocno nieprzewidywalną.
Z punktu widzenia polskich zawodników sytuacja wygląda inaczej – kolarze jeżdżący w zagranicznych ekipach co roku starali się połączyć ważne starty z przyjazdem do Polski, pokazaniem się kibicom lub próbą walki o wynik. Od czasu awansu wyścigu do cyklu WorldTour, sukcesy biało-czerwonych w klasyfikacji generalnej były jednak rzadkością. Ta sytuacja uległa zmianie w ostatnich siedmiu latach, gdy do peletonu weszli Polacy potrafiący walczyć o zwycięstwo w takich imprezach. Michał Kwiatkowski i Rafał Majka automatycznie stali się kandydatami do zwycięstwa, nośnikami nadziei polskich kibiców, którzy dla tej dwójki licznie obsadzali trasy.
Kwiatkowski i Majka poradzili sobie z tym wyzwaniem i mają na koncie po jednym triumfie w krajowym wyścigu. Mimo różnej charakterystyki zwycięzców, obie wygrane są dość podobne. Majka w 2014 do Polski przyjechał po Giro d’Italia i Tour de France, na oparach formy wygrywając dwa najbardziej odpowiadające mu etapy i broniąc koszulki na czasówce. Kwiatkowski w tym sezonie, niepewny formy po Tour de France, wygrał dwa najbardziej odpowiadające mu odcinki i prowadzenie obronił w górach.
Obaj zawodnicy mają też w palmares drugie miejsca – 2012 i 2017, co oznacza, że w ostatnich siedmiu sezonach w sumie cztery razy pojawiali się na podium wyścigu.
Kwiatkowski w tym roku trafił z formą i podołał wyzwaniu nie tylko na trasie, ale i temu rzucanemu mu przez jego własną głowę. Status faworyta i oczekiwania, by jako jeden z dwóch najlepszych polskich kolarzy odniósł sukces w polskiej imprezie, nie były lekkie, ale Kwiatkowski, po ponad dwóch latach w zespole Sky, zdaje się radzić sobie nieco lepiej z presją.
28-latek przez sześć dni wyścig miał w pełni pod kontrolą, a swoją dominację potwierdził zwycięstwami na dwóch odcinkach. Pod presją znalazł się w końcówce siódmego etapu do Bukowiny Tatrzańskiej, gdy do ataku zerwał się Simon Yates (Mitchelton-Scott). Brytyjczyk do etapu przystąpił ze stratą 39 sekund, więc mógł zostać odpuszczony na kilkanaście sekund, ale gonitwa za nim mogła skończyć się brakiem sił by w końcówce odpowiedzieć na atak jadących na kole rywali.
Kwiatkowski zachował spokój i nawet gdy w finale musiał sam kasować atak i uważać na siedzących na kole rywali, nie pękł i obronił koszulkę.
Bardzo serdecznie muszę podziękować kolegom z zespołu, za to, że przez ostatnie cztery dni a w zasadzie cały wyścig, zrobili wszystko za mnie. Biorąc pod uwagę, że gdzieś w końcówce wyścigu musiałem gonić Yatesa, to jest nic w porównaniu z tym, ile kilometrów na czele przejechał Łukasz Wiśniowski, [Ian] Stannard czy Michał Gołaś, Salvatore Puccio, Pavel Sivakov czy Sergio Henao. Nie chciałem przegrać wyścigu… bo nie mogłem. Mieliśmy to w miarę pod kontrolą
– mówił na mecie mistrz Polski.
Kwiatkowski w tym sezonie wygrał już trzy wyścigi etapowe – w lutym Volta ao Algarve, w marcu Tirreno-Adriatico, a do tego Tour de Pologne. Sukcesy te są w pewnym stopniu odzwierciedleniem drogi, jaką pokonuje kolarz z Chełmży. 28-latek nie chce się szufladkować i zamykać w jednej specjalizacji, a w kilkuletniej perspektywie ma start w wyścigu trzytygodniowym i próbę walki w klasyfikacji generalnej.
Nie jest łatwo bronić koszulki w Tour de Pologne, bo ten wyścig zawsze rozgrywa się na sekundy i nigdy na tych trudnych technicznie rundach wokół Bukowiny nie jest łatwo kontrolować przebieg wyścigu
– dodał.
Kwiatkowski po trzech tygodniach na trasie Tour de France i tygodniu w Polsce nie będzie miał czasu na odpoczynek. 25 sierpnia zacząć ma trzytygodniową Vuelta a Espana, na trasie której ma przygotować się do wrześniowych mistrzostw świata. To spora nowość – Polak po raz pierwszy w karierze pojedzie dwa Grand Toury w jednym sezonie i po raz pierwszy tak intensywnie ścigał się będzie przed mistrzostwami świata.
Tymczasem inaczej wyglądać powinna jazda zespołu Sky – liderzy ekipy – Chris Froome i Geraint Thomas za sobą mają kampanię skupione na Giro d’Italia i Tour de France. Dwa wygrane wyścigi trzytygodniowe to brak presji w Hiszpanii, ale też szansa dla zawodników, którzy zostaną wybrani do ósemki. W klasyfikacji generalnej powalczyć chciałby pewnie David de la Cruz, natomiast możliwe, że cały zespół nie będzie zaangażowany w pracę na rzecz jednego lidera przez 21 etapów, a kolarze brytyjskiej grupy walczyli będą o etapowe zwycięstw.
W barwach kadry narodowej Kwiatkowski we wrześniu walczyć ma na trasach mistrzostw świata. Wyścig ze startu wspólnego to górska przeprawa, rozgrywka dla górali i najmocniejszych kolarzy specjalizujących się w wyścigach etapowych, być może dla niezwykle dobrze przygotowanych klasykowców.
Kadra Polski do wyścigu ze startu wspólnego w Austrii przystąpi w sześcioosobowym składzie, a obok Kwiatkowskiego w reprezentacji powinien znaleźć się także Rafał Majka. Obaj zawodnicy w przeszłości nie mieli problemów ze współpracą pod biało-czerwoną flagą i, mimo posiadania własnych ambicji, zdawali sobie sprawę, że sukces mogą odnieść tylko jeśli ich własne możliwości poparte są wsparciem kolegi. Tak było podczas igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro, gdy Kwiatkowski pomógł lepiej dysponowanemu Majce w wywalczeniu brązowego medalu. Podejście zwycięzców Tour de Pologne raczej się nie zmieniło i w Innsbrucku wyznacznikiem także powinna być dyspozycja dnia, a nie osobiste ambicje.
Karol
11 sierpnia 2018, 17:45 o 17:45
1. Kwiatkowski nie jest jednym z dwóch najlepszych polskich kolarzy, tylko jest zdecydowanie najlepszym polskim kolarzem. Robi stały postęp, a Majka od czasu odstawienia ruskiego koksu u Tinkoffa, nie dość, że się nie rozwija, to wręcz jest słabszy niż był kilka lat temu.
2. Bardzo dziwne, że “G” nie jedzie Vuelty i nie walczy o dublet. Akurat połączenie TdF i Vuelta wychodzi bardzo dobrze, w przeciwieństwie do Giro i TdF. Czyli “G” jest słabiaczek i jednorazowy strzał na TdF, które wygrał tylko dlatego, że Froome był ujechany po Giro. Zaden z niego wielki grandturowiec w tej chwili. A najmlodszy juz nie jest. Ale oczywiscie lepiej wygrac jedno TdF w karierze niz nic.
Apollo
11 sierpnia 2018, 18:02 o 18:02
Karol jeżeli masz rower to na nim rozjeżdżaj emocje; proszę Cię nie “wypacaj” ich publicznie wypisując takie głupoty.
reko
11 sierpnia 2018, 21:17 o 21:17
“żaden z niego wielki grandtourowiec”…to się nie dzieje…i ciągle o tym koksie Majki…
Karol
12 sierpnia 2018, 15:01 o 15:01
Cóż takiego wielkiego osiągnął Majka w tym roku w GT? W tej chwili nie jest żadnym wielkim grandturowcem, to jest fakt, a nie opinia. Ale skoro to negujesz to podaj jakieś argumenty. Umiesz?
reko
12 sierpnia 2018, 22:00 o 22:00
umiem…Ty już nawet sam nie wiesz co piszesz. Napisałeś o G, że żaden z niego wielki grandourowiec. No bo o nim w tym wątku pisałeś. A teraz w odpowiedzi wylatujesz o Majce. Zatem jeśli pisałeś o G, że żaden z niego wielki grandtourowiec (wygrał TdF) to jest to śmieszne, a jeśli miałeś na myśli Majkę….cóż czas pomyśleć o składniejszym ubieraniu myśli.
Wlada
11 sierpnia 2018, 22:59 o 22:59
Czy “ruscy” kolarze na ruskim koksie dominują w peletonie?
Poza tym tinkoff był raczej duńską drużyną, której sponsorem , a potem właścicielem został Tinkoff. Był biznesmenem, człwiekiem nowym w wielkim sporcie i raczej nie kojarzonym z dopingiem. W kolarstwo zainwestował , jak sam mówił , dla reklamy swojego biznesu. Jak cel osiągnął to się wycofał.
Jeżeli mówisz o “ruskim dopingu” to masz pewnie na myśli Winokurowa i Astane, ew. lekkoatletow.
Karol
12 sierpnia 2018, 15:07 o 15:07
Majka jeżdżąc w ruskiej ekipie miał swoje najlepsze wyniki. Ruscy przez ostatnie lata mieli zorganizowany doping i szprycowali każdego w każdej dyscyplinie kto miał dostęp do systemu. Dziwnym trafem wyniki zniknęły gdy Majka przestał jeżdzić w Tinkoffie, a do tego odkryto wielką skalę ruskiego dopingu. Całe szczęście, że tylko zniknęły wyniki a nie zniknął Majka gdyby go złapali i dostał dyskwalifikację.
Ale oczywiście można być naiwnym i wierzyć, że zawodowy sport jest “czysty”, zwłaszcza taki jak kolarstwo. A ludzie jadą 3500km w 3 tygodnie, dzień w dzień ze średnią prędkością w okolicach 40km/h, częściowo po wielkich górach, na bułce z bananem i może aminokwasach.
reko
12 sierpnia 2018, 22:06 o 22:06
nikt tu naiwny nie jest i większość o tym pisze, ale czasami naprawdę są inne czynniki niż tylko lepszy “ruski koks” od gorszego np.: “niemieckiego koksu”. Cały sport zawodowy na moje leci na wspomaganiu. Tylko, że to wspomaganie to walka o promile bo całą robotę robi trening, dieta, odnowa biologiczna, team itp., itd.. I żeby nie komentować posta poniżej….jeździłeś w jakichkolwiek polskich amatorskich ogórkach, czy maratonach. Koksem wieje na potęgę…dowód co roku ktoś wpada. Taki mamy klimat. Tylko, że w kolarstwie amatorskim kontrole są rzadsze niż w pro-a jednak wpadają. Wiesz mi…naiwniaków chyba tu nie ma.
Karol
12 sierpnia 2018, 15:10 o 15:10
Na stronie konkurencji jest podany news, że mistrz Polski amatorów został złapany na dopingu. Mistrz Polski Amatorów w ogórkowych zawodach wokół komina bierze doping żeby wygrać, a zawodowcy jeżdżący za dużą kasę i o poważne trofea jadą na czysto- naiwnych kibiców nie sieją.
analityk
12 sierpnia 2018, 15:29 o 15:29
poproszę o syntetyczne porównanie ruskiego koksu i brytyjskiego
Andrzej
11 sierpnia 2018, 21:15 o 21:15
Yates dostał też przynajmniej dwie mocne zmiany od motocykla z kamerą. Z 16′ nagle zrobiłosię 39′. Tak jak Roglč na zjeździe. Nikt tego nie zauważył bo wszystko, dla nas, kibicòw Michała, dobrze się skończyło. Lefevre ma rację motocykle to problem. A właściwie sędziowie którzy pozwalają na to motorom z kamerami.
maerkx
12 sierpnia 2018, 09:11 o 09:11
Z tymi motocyklami była parodia kompletna na tym wyścigu. Myślałem, że gorzej już być nie może niż na innych wyścigach, jednak myliłem się…