Niedzielnym Paryż-Tours Jordi Meeus zakończył sezon 2022. Belg od ekipy Bora-hansgrohe dostał szansę pokazania się w klasykach, i chociaż wygrał dwa wyścigi, nie zdołał zaprezentować pełni swojego potencjału.
Meeus to 24-letni zawodnik z Belgii, od 2021 roku reprezentujący niemiecki zespół Bora-hansgrohe. Dobrze sprawdza się na finiszach, na wiatrach i brukach, ale póki co szanse dostawał w mniejszych wyścigach lub na pojedynczych etapach worldtourowych imprez. W innych startach sekundował bardziej doświadczonym kolegom.
Flamandzkie klasyki są bardzo bliskie mojemu sercu. Będę dalej próbował w nich szczęścia, a także na sprinterskich etapach albo sprinterskich klasykach. Chciałbym próbować połączyć ściganie w różnych wyścigach
– powiedział w rozmowie z “Rowery.org” podczas Rund um Köln w maju tego roku.
Ekipa Bora-hansgrohe rozegrała ten wyścig po profesorsku, umieszczając w dużej ucieczce aż pięciu kolarzy (Nils Politt, Sam Bennett, Jonas Koch, Ryan Mullen oraz Danny van Poppel). Co prawda w czołówce znaleźli się także inni faworyci, jednak z niewystarczającym wsparciem.
W finale podopieczni Ralpha Denka doprowadzili do sytuacji dwóch na jednego. Politt i Van Poppel ciągłym skokami wymęczyli samotnego Nikiasa Arndta z Team DSM.
To na pewno ciężki dzień, ale myślę, że możemy być bardzo zadowoleni z wyniku. Naszym celem było zwycięstwo w wyścigu. Nils wygrał, Danny był drugi
– zaczął rozmowę utalentowany sprinter.
Meeus, który cały dzień spędził w peletonie, przyjechał ostatecznie na 48. miejscu.
Plan zakładał albo finiszowanie z Samem [Bennettem], albo atak Nilsa jadącego na własną rękę, ponieważ to jest jego domowy wyścig [Politt pochodzi z Kolonii]. To był w zasadzie trochę trudniejszy wyścig niż ten, którego się spodziewaliśmy, ponieważ od pierwszych stromych wspinaczek jechaliśmy full gas. W końcówce Nils był bardzo mocny i dobrze wykończył to sam
– powiedział przy zespołowym busie.
W pierwszej części sezonu Meeus zaliczył tak naprawdę tylko dwa udane starty. Sprinterski klasyk Scheldeprijs, rozgrywany w tym roku na kolarskich rantach, zakończył na 12. pozycji. Natomiast w Paryż-Roubaix uplasował się na 14. miejscu, przyprowadzając na słynny welodrom pierwszą, większą grupę.
Dla mnie pierwsza część sezonu była rozczarowaniem. Cierpiałem trochę z powodu chorób. Najpierw złapałem koronawirusa na pierwszym wyścigu [Saudi Tour]. Miałem zapalenie oskrzeli na Tirreno-Adriático. Potem od razu przyszły klasyki i nie było czasu, żeby albo nadrobić zaległości i zbudować formę albo żeby zrobić porządną przerwę. W tym układzie albo ścigałem się w nienajlepszej formie, albo próbowałem wykorzystać krótkie przerwy na odpoczynek. Nie miałem dużo czasu, aby zbudować dyspozycję
– wspominał.
Dobrze, że Paryż-Roubaix odbył się tydzień później niż normalnie. Tam zrobiłem całkiem niezły wynik, więc to była właściwie jedna pozytywna rzecz w pierwszej części sezonu. Tak się stało nie z powodu tego, że nie trenowałem przez zimę, a przez choroby
– podsumował.
Sezon 2022 miał być dla młodego Belga pierwszym poważnym sprawdzianem potencjału w północnych klasykach.
W tym roku miałem sprawdzić na co mnie stać w klasykach. Oczywiście, to nie był dla mnie najlepszy test, ponieważ w tym roku nie byłem na takim poziomie, na którym miałem nadzieję, że będę. Flamandzkie klasyki są bardzo bliskie mojemu sercu. Będę dalej próbował w nich szczęścia, a także na sprinterskich etapach albo sprinterskich klasykach. Chciałbym próbować połączyć ściganie w różnych wyścigach.
Jaki typ wyścigów najbardziej odpowiada umiejętnościom 24-latka?
Teraz powiedziałbym, że Paryż-Roubaix. To właśnie tam mam swój najlepszy dotychczas wynik w klasykach. To także wyścig, który lubię najbardziej. Ale także jest Ronde van Vlaanderen, bardzo trudny klasyk, także wyjątkowy. Myślę, że Roubaix powinno mi bardziej odpowiadać.
– dodał.
Po rozgrzewkowym Rund um Köln Meeus obrał kurs na wyścigi etapowe i mistrzostwa Belgii.
Krajowy czempionat na płaskiej trasie wokół Middelkerke 24-latek zakończył ze srebrnym medalem. To spore osiągnięcie, biorąc pod uwagę fakt, że był jednym kolarzem Bory w całej stawce. Na finiszu nieznacznie uległ Timowi Merlierowi z Alpecin-Deceuninck.
Na etapie Critérium du Dauphiné finiszował drugi, na etapowym podium stanął też dwa razy na trasie Tour de Pologne. Zapowiadał się debiut w Vuelta a España, o którym mówił już w maju, ale ze startu wyeliminowała go kraksa… na górskiej czasówce podczas Tour de Pologne. Meeus na jednym z ostatnich zakrętów przed metą wpadł na barierkę i złamał nos oraz obojczyk.
Jordi Meeus wrócił do ścigania już na początku września w Wielkiej Brytanii. Tour of Britain może i nie miał gwiazdorskiej obsady, jak co roku, głównie przez mistrzostwa świata w dalekiej Australii, ale na liście startowej nie brakowało solidnych nazwisk.
Belg zaczął od wygranego sprintu na trzecim odcinku, ale tego dnia peleton zaskoczyła 4-osobowa ucieczka, więc starczyło mu “tylko” na 5. miejsce. Dwa dni później ekipy sprinterskie nie pozwoliły sobie na takie akcje, a zawodnik Bora-hansgrohe na ulicach Mansfield zachował sporo zimnej krwi. Na ostatnim kilometrze, z winy organizatorów, część kolarzy wybrała złą stronę szosy, która poprowadziła ich w ślepą uliczkę.
24-latek znalazł się w drugiej grupie szczęśliwców, dzięki czemu sięgnął po swój pierwszy triumf w sezonie, uprzedzając na kresce Stanisława Aniołkowskiego.
Wiedzieliśmy, że przez barierki musimy wziąć ostatni zakręt po zewnętrznej. W końcówce wciąż miałem dobre nogi i mogłem poruszać się w peletonie bez większego ryzyka. Sprint wyszedł perfekcyjnie, ruszyłem we właściwym momencie. To wspaniałe uczucie wrócić na podium po wszystkich niepowodzeniach, jakich doświadczyłem do tej pory w tym sezonie.
– mówił wtedy.
Tydzień później Meeus kolejny raz znakomicie odnalazł się w chaosie ostatnich kilometrów, sięgając największy sukces w dotychczasowej karierze. Po kraksie na ostatnich 2 kilometrach pagórkowatego Primus Classic, Meeus ostał się w kilkunastoosobowej grupce, przyczaił się na kole Arnauda Démare’a, by na ostatnich 25 metrach wyjść Francuzowi z koła.
Ze względu na deszcz, finał był naprawdę chaotyczny. Ide [Schelling] ustawił mnie w bardzo dobrej pozycji, i dzięki jego pracy uniknęliśmy kraksy. Démare zaczął finisz wcześnie, było blisko, ale miałem perfekcyjny timing. Wiedziałem, że mogę go wyprzedzić na kresce
– opowiadał na gorąco.
Sprinter z Lommel to bardzo wysoki i masywny zawodnik. Według danych z oficjalnej strony zespołu mierzy aż 190 centymetrów przy wadze 80 kilogramów. Dobre radzenie sobie na pagórkowatych odcinkach i przetrwanie do sprintu to w jego przypadku kwestia złapania równowagi w kwestii wagi i generowanej mocy.
Oczywiście masz więcej mocy, więc na płaskich częściach trasy i sprintach jesteś lepszy, ale to sprawia, że jest bardzo trudno na podjazdach. Musisz próbować być jak najlżejszym bez utraty mocy
– wyjaśnił w Kolonii.