Maciej Bodnar zdobył ósmy w karierze tytuł mistrza Polski w jeździe indywidualnej na czas. W wieku 37 lat do próby podszedł bez presji, a zwycięstwo dało mu miejsce w annałach polskiego kolarstwa obok Tadeusza Mytnika, który osiem tytułów mistrzowskich zdobył na przełomie lat 70. i 80. XX wieku.
Bodnar na mecie sprawiał wrażenie zadowolonego i spokojnego: ósmy triumf i jego historyczny wydźwięk nie robiły na nim wyjątkowego wrażenia.
Patrząc na te wszystkie mistrzostwa, które wygrałem, każde z nich coś w sobie miało. Te pierwsze były na pewno cięższe, bo towarzyszyła im chęć wygrania. Teraz jest o wiele łatwiej, nie pod względem sportowym, ale mentalnym. Mogę, a nie muszę. Nie musiałem nikomu nic udowadniać i zdobywać ósmego tytułu. Z drugiej strony, mistrzostwa to jakaś dodatkowa motywacja, żeby się sprawdzić. W tym roku nie jechałem zbyt wielu czasówek. Tutaj te próby są zawsze długie. Koszulka mistrza Polski to nagroda za treningi i za wszystkie wysiłki, tym bardziej w nowej drużynie
– mówił w rozmowie z niewielką grupką dziennikarzy na mecie w Leoncinie.
Kolarz z Dolnego Śląska na dystansie 51 kilometrów wykręcił rezultat o 13 sekund lepszy od Kamila Gradka i dwójka znowu spotkała się na podium mistrzostw Polski. Bodnar prowadził od początku zmagań, nad Gradkiem utrzymując przewagę 22-23 sekund i broniąc się na ostatniej rundzie.
Znałem różnice. Rok temu startowałem jako pierwszy, w ogóle nie miałem żadnych informacji. Różnie jest. Jak masz nogę, to jedziesz. Ja jechałem swoje, te informacje na pewno mi pomagały, ale w moim przypadku brak tych informacji nie zmieniłby nic w kwestii rozłożenia sił i tego, jak pojechałem. Zrobiłem swoje, więcej bym nie pojechał. Miałem dobry dzień, nie najlepszy, i bardzo się cieszę
– relacjonował.
Maciej Bodnar na Mazowsze przyjechał po Tour de Suisse, za sobą mając jedynie dwie próby jazdy indywidualnej na czas. W wieku 37 lat Polak zdaje sobie sprawę, że jego najlepsze dni w próbach jazdy na czas są już za nim.
Zmiana nastawienia zbiegła się ze zmianą ekipy: we francuskim zespole TotalEnergies, który Bodnar reprezentuje od stycznia, jego rolą nie jest wygrywanie czasówek, ale wykorzystywanie mocy i doświadczenia, by pomóc kolegom w odniesieniu zwycięstwa.
Na początku sezonu nie skupialiśmy się na czasówkach. Z wiekiem wiem, gdzie jest moje miejsce. Wiem, że poziom w jeździe na czas bardzo się podnosi, wchodzą nowinki techniczne. Lata lecą, ja sobie z tego wszystkiego zdaję sprawę
– przyznał.
Skupiam się na celach, jakie mi wyznacza drużyna. Celem było przygotowanie formy na klasyki. Ja myślę, że w formie byłem, mieliśmy za to trochę pecha z Peterem Saganem. Ale inni zawodnicy świetnie się wywiązywali z postawionych im zadań. Fajna atmosfera jest w drużynie. W moim przypadku, zmiana drużyny zawsze mi wychodziła na dobre. Jestem zadowolony.
Ośmiokrotny mistrz Polski w jeździe na czas w niedzielę wystartuje w wyścigu ze startu wspólnego. Choć będzie osamotniony w tłumie polskich ekip, nie jedzie na 225-kilometrową przejażdżkę.
Tu też mam bardzo duże doświadczenie (śmiech). Nie jestem może w wybitnej formie, ale stanę na starcie. Jeśli nie będę walczył, to będzie to najlepszy trening przed Tour de France, jeśli pojadę
– Bodnarzapewnił, choć czwartek, piątek i sobotę spędzi w domu i na niedzielny wyścig przyjedzie z marszu.
Bodnar póki co nie planuje końca zawodowej kariery.
Mam ważny kontrakt, więc na pewno będę się za rok ścigał. Patrząc na to, co zmienia się w sporcie i w życiu, to aż tak daleko w przyszłość nie będę wybiegał. Teraz cieszę się kolarstwem, cieszę się sportem. Tak sobie wywnioskowałem, że nic już nie muszę, cieszę się z roli, jaką mam w drużynie
– podkreślił.