275 kilometrów, z różnicą wzniesień wynoszącą 4666 metrów, ma liczyć trasa mistrzostw świata w australijskim Wollongong. Caleb Ewan wierzy, że 25 września nie będzie na straconej pozycji, choć nie kryje rozczarowania zaplanowanym przebiegiem wyścigu o tęczową koszulkę.
Sprinter zespołu Lotto Soudal dorastał niedaleko Wollongong, więc mógł żywić cichą nadzieję, iż organizator światowego czempionatu zaplanuje trasę pod niego lub innego zawodnika z Antypodów. Tak się jednak nie stało.
Gdybym mógł porozmawiać z nimi, a oni mnie posłuchali, to nie zobaczyliśmy takiej trasy, jaką mamy. Ale oczywiście nie mogli tego zrobić. Byłoby to z ich strony bardzo nieuczciwe. Jeżeli ścigamy się w Australii i mamy Australijczyka, który może wygrać na określonej trasie, to mądrze byłoby trasę poprowadzić pod Australijczyka. Ale to nie jest australijski sposób myślenia
– powiedział Ewan, w rozmowie z „AAP”.
Podobno UCI chciała sprinterskiego finału, Wollongong podszedł do tego inaczej, by nie sprzyjać miejscowemu zawodnikowi, więc jestem całą sytuacją trochę zawiedziony
– dodał.
27-letni zawodnik nie upada jednak na duchu. Uważa, że coraz lepiej radzi sobie na podjazdach, dlatego w wyścigu o mistrzostwo świata nie stanie na straconej pozycji.
Udowodnię, że się mylą i spróbuję zwyciężyć. Jestem gotowy na wyzwanie. Jeśli jest jakiś sprinter, który może tego dokonać, to jestem nim ja. Motywacji mam więcej niż ktokolwiek inny, zatem przygotuję się najlepiej jak potrafię. I miejmy nadzieję, że wygram.