Danielo - odzież kolarska

Miejsce kolarstwem pachnące. Wirtualna wizyta w Muzeum Koers

Jeśli muzeum wyścigów kolarskich, to tylko w Belgii. Zapraszamy do wywiadu z jednym z pracowników i wirtualnej wizyty w Muzeum Koers.

Moje ostatnie wspomnienia wielkich tłumów związane są z kolarstwem. Sama tylko myśl o nieprzebranych masach, przez które przebijać się musiałem z dworca kolejowego Brussel-Centraal na start Tour de France w roku 2019, wydaje się być jak doświadczenie z innego świata. Niezbyt długa trasa ze stacji do Pałacu Królewskiego była pełna ludzi celebrujących jedno z największych kolarskich świąt. Pisząc pełna mam na myśli szczelne wypełnienie całej przestrzeni chodnika – od sklepowych witryn, aż po krawężnik.

Całe doświadczenie pasowało idealnie do stereotypu Belgów, jaki zagnieździł się w mojej głowie już na samym początku mojej przygody z kolarstwem: narodu oszalałego na punkcie tego sportu. Każdy poznany przeze mnie Belg wydawał się to potwierdzać. Pogawędki przed spotkaniami zawsze dotyczyły kolarstwa – ktoś był sąsiadem LeMonda, ktoś inny spotkał na przejażdżce Eddy’ego Merckxa, obstawialiśmy, kto wygra następny klasyk i czemu Wout Van Aert.

Nic więc dziwnego, że w kraju tak zawładniętym kolarską gorączką znajduje się muzeum tego sportu: Koers Museum w Roeselare. Miejsce jest nieprzypadkowe i również mocno związane z historią kolarstwa. To liczące zaledwie 60 tysięcy mieszkańców miasto we Flandrii wydało na świat, nie zagłębiając się zbytnio w statystyki, 4 mistrzów świata (Jempi Monsere, Patrick Sercu, Freddy Maertens, Benoni Beyhet) i pierwszego belgijskiego zwycięzcę Tour de France, Odiela Defraey’a. Nic dziwnego, że region Roeselare jest często nazywany kolebką Flandriens – prawdziwych twardych belgijskich kolarzy, którzy nie boją się atakować.

fot. Muzeum Koers

Historia muzeum sięga końca lat 80. XX wieku, kiedy to w miejskim muzeum otwarto niewielką wystawę poświęconą rowerom. Dekadę później, w 1998 roku, rada miasta zdecydowała o otwarciu muzeum kolarstwa z prawdziwego zdarzenia, a na jego miejsce wybrano zabytkowy budynek dawnej remizy strażackiej. Samo słowo koers, choć trudne do zgrabnego przetłumaczenia na język polski, nie pozostawia wątpliwości czemu jest poświęcone muzeum: wyścigom kolarskim.

Drogim Czytelnikom może się wydawać, że pisanie artykułu na temat muzeum w odległej Belgii w czasach pandemii jest torturą wielce okrutną. Nie byłbym zdolny do takiej niegodziwości, a w zamian proponuję wirtualną wizytę w Muzeum Koers poprzedzoną rozmową z jednym z jego pracowników: Driesem.

Nasza rozmowa zaczyna się od chyba najczęściej padających ostatnimi czasy słów: “Słyszysz mnie?” “Czy twój mikrofon jest wyciszony?” “Nie słyszę cię”. Po uporaniu się z problemami technicznymi zaczynamy rozmawiać kolarstwie i muzeum. Za każdym razem gdy zadaję pytanie o kolekcję, ulubiony eksponat czy misję tego miejsca, w oknie na ekranie monitora dostrzegam błysk w oku mojego rozmówcy.

Dries z muzeum związany jest już przeszło dekadę, a pracą łączy wykształcenie i pasję do kolarstwa.

Z wykształcenia jestem historykiem, ale kolarstwem pasjonuję się od lat. Moim pierwszym wspomnieniem są przejeżdżający pod moim domem Dag Otto Lauritzen i Steve Bauer, którzy mieszkali chyba kilometr lub dwa dalej. Dla mnie to był szok, a oglądanie zawodowych kolarzy na progu swojego domu zapoczątkowało moją pasję do kolarstwa. Innym razem, żeby zobaczyć prawdziwy wyścig, wystarczyło po prostu wyjść przed dom. Potem, kiedy skończyłem studia i pojawił się wakat w muzeum, postanowiłem spróbować. Udało się i pracuję w muzeum już 11 lat. W tym czasie przeczytałem wiele dokumentów, książek i czasopism. Lubię studiować te dokumenty, żeby lepiej poznać historię kolarstwa

– wspominał.

Muzeum kolarstwa w Roeselare nie jest nastawione jedynie na ekspozycję rowerów i kolarskich pamiątek. Miejsce to ufundowane z miejskich pieniędzy ma swoją misję i stawia przed sobą konkretne cele, co podkreśla Dries.

Chcemy popularyzować rower, zachęcić ludzi do jeżdżenia, do zabrania roweru i ruszenia w drogę, do radości z jazdy. Dlatego w naszym muzeum, mamy też kawiarnię, prysznic i bezpieczne schowki dla rowerów. Stworzyliśmy warunki, żeby ludzie mogli do nas przyjechać, zaparkować samochód, wziąć rower, przejechać się po okolicy, a po wszystkim zobaczyć naszą wystawę. Drugim celem jest przybliżenie ludziom historii kolarstwa i naszego regionu, poprzez gromadzenie różnych eksponatów, ale też materiałów na temat kolarstwa – magazynów, dokumentów, książek, czasopism.

Dogodna lokalizacja w sercu Flandrii sprawia, że na postój podczas rowerowej przejażdżki decydują się nie tylko kibice i amatorzy. W muzealnej kawiarni szczęśliwcy nierzadko mogą spotkać i zawodowców, urządzających sobie w tych starych murach i pośród kolarskich pamiątek przerwę na kawę podczas treningu.

fot. Muzeum Koers

Koers Museum różni się od wielu podobnych miejsc z kolarskimi pamiątkami tym, że, jak na prawdziwe muzeum przystało, prowadzi również działalność naukową. W takową angażuje się również mój przewodnik.

Pracujemy bardzo ciężko, żeby powiększyć naszą kolekcję materiałów. Wielu studentów czy dziennikarzy odwiedza nas, żeby prowadzić badania na temat przeszłości kolarstwa. Jednym z celów naszego muzeum jest danie ludziom możliwości poznawania historii kolarstwa i jej studiowania

– opowiadał.

Sam teraz prowadzę badania na temat historii mistrzostwa świata w Belgii. Pracuję też nad historiami Belgijek, które zostały mistrzyniami świata. Inny przykład, który mogę podać: kilka tygodni temu zgłosił się do nas badacz, który interesował się kolarską tożsamością. Kolarstwo jest bardzo ważne dla wielu ludzi we Flandrii. Politycy lubią wykorzystywać kolarskie przykłady do swoich własnych celów. W swoich przemówieniach często używają na przykład słowa Flandrien, bo wiedzą, że im to pomoże. Jak widzisz, kolarstwo jest bardzo ważne we Flandrii, to więcej niż tylko sport.

Trudno się nie zgodzić ze statusem jaki kolarstwo ma we Flandrii. Kilka lat temu muzeum Koers zorganizowało wystawę o nazwie “Ściganie to religia”. Zbiory muzeum przyciągają najróżniejszych badaczy i dziennikarzy, także z takich dziedzin jak socjologia i kultura. Badają oni jaki status i wpływ na codzienne życie ma kolarstwo i wyścigi. A wpływ ma nie mały. Kilka lat temu usunięcie z trasy Wyścigu Dookoła Flandrii legendarnego podjazdu pod Muur van Geraardsbergen doprowadziło do sporych protestów.

Warto też nadmienić, że dostęp do zbiorów dokumentów i materiałów zebranych w muzeum nie jest dostępny wyłącznie dla zawodowych badaczy. Każdy kibic kolarstwa może umówić się w czytelni i rozpocząć studiowanie interesujących go zagadnień.

fot. Muzeum Koers

Najstarsze materiały w muzealnych archiwach pochodzą z XIX wieku, a więc praktycznie z samych początków kolarstwa jako sportu. Według Driesa, zbiory Koers mogą stanowić największe publiczne archiwum poświęcone wyłącznie kolarstwu w Europie. Poza wydawaniem różnych opracowań, muzeum rozpoczęło też proces cyfryzacji swoich zbiorów. Być może niedługo każdy z nas, będzie miał dostęp do tej niesamowitej kolekcji materiałów bez wychodzenia z domu.

Kolarstwo, poza odmianą torową i zyskującym ostatnio na popularności zmaganiom w wirtualnym świecie, to przede wszystkim sport kojarzony z otwartą przestrzenią i jazdą na dworze. Zamknięcie tak dynamicznego sportu w muzeum, musi być nie małym wzywaniem. Tak samo jak zebranie w jednym miejscu perełek z kolarskiej historii, często już bardzo odległej.

Och! To bardzo trudne i skomplikowane zagadnienie. Przede wszystkim trzeba zebrać odpowiednie eksponaty. Musisz zebrać je od zawodników, albo ich drużyn. Co nie zawsze jest łatwe, bo mamy też przecież prywatnych kolekcjonerów, którzy szukają dokładnie tych samych rzeczy. No i sami zawodnicy i zespoły zbierają czasem różne pamiątki, jak rowery czy koszulki. Zdarza nam się kupować rzeczy bezpośrednio od zawodników, albo to oni sami przekazują nam swoje rowery. Takim zaufaniem się cieszymy. Pracujemy też z prywatnymi kolekcjonerami. Tak więc, żeby zdobyć eksponaty, trzeba współpracować z różnymi partnerami

– wyjaśniał pracownik muzeum.

Same eksponaty, choćby nie wiadomo jak rzadkie i ciekawe, nie wystarczą, by przyciągnąć zwiedzających. Aby zainteresować ich historią kolarstwa i zgromadzonych egzemplarzy, potrzeba czegoś więcej.

Kolejnym czynnikiem, który musisz wziąć pod uwagę, jest przyciągnięcie ludzi do muzeum. Tłumy stojące przy trasach wyścigów we Flandrii to jedno, ale sprawienie, żeby przyszli do muzeum to zupełnie inna historia. Właśnie, samo użycie słowa muzeum jest problem. Ludzie myślą, że to coś trudnego albo nudnego. To siedzi w ich głowach. Potrzebna jest zmiana sposobu myślenia kibiców kolarstwa, żeby przyszli i przekroczyli progi muzeum. My też musimy się zmienić i wyjść do ludzi

– przyznał Dries.

W normalnych czasach muzeum przeżywa największe oblężenie w marcu i kwietniu, kiedy na okolicznych drogach rozgrywane są praktycznie non-stop wyścigi, w tym ten największy: Ronde van Vlaanderen. Goście z całego świata odwiedzają jednak muzeum przez okrągły rok. Przyjeżdżają z całego świata, sami lub z rodzinami, nawet z tak odległych zakątków jak Australia.

fot. Muzeum Koers

W tym roku, w związku z zaplanowanymi we Flandrii mistrzostwami świata, muzeum ruszy w podróż przez Belgię ze specjalną objazdową wystawą.

W tym roku kupiliśmy dużego vana. Mamy zamiar ruszyć w podróż przez Belgię i zatrzymywać się w różnych miastach, nie tylko tych związanych z mistrzostwami świata. Ruszamy w trasę, żeby zabrać nasze muzeum do ludzi

– zapowiadał Dries.

Wspomniane już historyczne rowery i pamiątki kolarskie stanowią na pewno największą atrakcję muzeum Koers. Zdobywanie nowych i ciekawych eksponatów wymaga mieszanki nie lada talentu negocjacyjnego, cierpliwości, kontaktów i oczywiście nierzadko pieniędzy. Jednym razem rowery udaje się pozyskać bezpośrednio od zawodników, innym razem dzięki dobrym stosunkom z drużynowym mechanikiem.

Przykładowo, rower Annemiek van Vleuten dostaliśmy po tym, jak napisałem do niej e-mail, wyjaśniając, że pracujemy nad wystawą poświęconą mistrzostwom świata. Zapytaliśmy, czy ma może wciąż rower powiązany z mistrzostwami. Odpowiedziała twierdząco, miała rower, na którym jeździła w sezonie po zdobyciu tęczowej koszulki. Zapytała, czy chcielibyśmy go odkupić, więc tak, kupiliśmy go. Używamy naszej sieci i naszych kontaktów. Jesteśmy trochę jak ośmiornica. Podczas mojej kariery w muzeum odkryłem jak wiele osób ma w domu małe prywatne muzea z 3 albo 4 rowerami. To niesamowite!

– wspominał.

fot. Muzeum Koers

Rowery z nieco bardziej odległych czasów można znaleźć w najróżniejszych i najdziwniejszych miejscach. Czasem sprzęt o niesamowitej historii stoi za starymi pudłami w piwnicy. Innym razem podarunek przekazywany w rodzinie z pokolenia na pokolenie traci swoją sentymentalną wartość, a próby określenia jego monetarnej wartości prowadzą do kolekcjonerów i muzeum. Niektóre z rowerów, na których wielcy tego sportu wygrywali legendarne wyścigi, były przez lata używane przez przypadkowych ludzi jak zwyczajne rowery.

W tamtym roku kupiliśmy na południu Francji niesamowitą kolekcję rowerów. Jeden z prywatnych kolekcjonerów, w starszym wieku, zdecydował, że chce się przeprowadzić i szukał nowego miejsca dla swoich zbiorów. To duża kolekcja i kosztowała mnóstwo pieniędzy, a my jesteśmy tylko skromną jednostką publiczną, musieliśmy szukać pieniędzy też u innych źródeł. Negocjowaliśmy przez 5 lat, ale w końcu się udało i pojechaliśmy po te zbiory w zeszłym roku. Były tam rowery używane podczas pierwszego Tour de France, z Paryż-Roubaix w 1940, rowery z różnych edycji “Wielkiej Pętli” w latach 20. XX wieku

– opowiadał z przejęciem Dries.

Warto nadmienić, że muzeum jest jednostką publiczną praktycznie w całości opłacaną przez miasto Roeselare. Budżet pozwala utrzymać muzeum, pokryć wypłaty pracowników i pokryć niektóre zakupy eksponatów. Z racji tego, że część na zakupy jest niewielka, wiele eksponatów znajduje się w muzeum na zasadzie wypożyczenia od właścicieli, czy to byłych zawodników czy prywatnych kolekcjonerów. Niemniej jednak, pośród zgromadzonych eksponatów znaleźć można prawdziwe perełki.

Poza rowerem Van Vleuten, na punkcie którego mam bzika, bardzo ważny jest też dla mnie rower Jaspera Stuyvena. Jechał na nim w Paryż-Roubaix w 2017 roku i skończył na 4. miejscu. Ten rower jest naprawdę piękny, jeśli chodzi o malowanie, detale, o to jak jest zaprojektowany.

– wyliczał Dries.

fot. Muzeum Koers

Muzeum szuka przede wszystkim rowerów i pamiątek, z którymi wiążą się wyjątkowe historie.

Mógłbym Ci podać jeszcze 10 przykładów! Mamy rower Lance’a Armstronga. Na ramie ma napis “Daddy Yo-Yo” (pol. Tatuś Jojo), bo tak mówił zawsze do niego jego syn Luke. Mamy pięknie pomalowany rower Fabiana Cancellary. Mamy rower do jazdy na czas Jana Ulricha z 2003 roku. Ten, na którym wywrócił się podczas ostatniej czasówki. Mamy naprawdę wiele świetnych rowerów!

– podsumował.

Jeśli po rozmowie macie ochotę zapoznać się bliżej z ekspozycją i perełkami zgromadzonymi w Muzeum Koers, to kliknijcie TUTAJ.

5 Comments

  1. Obserwator

    6 kwietnia 2021, 13:00 o 13:00

    Mogę być w mniejszości, ale – więcej takich tekstów! Więcej szerszego, kulturowego spojrzenia na kolarstwo; więcej przedstawiania rzeczy, które nie jest tak łatwo znaleźć samemu. Gratulacje!

  2. Jakub Zimoch

    6 kwietnia 2021, 18:48 o 18:48

    Dzięki za miłe słowa! Staramy się i w najbliższym czasie więcej będzie takich tekstów.

  3. Tom

    7 kwietnia 2021, 00:17 o 00:17

    Ciekawy artykuł. Chyba brakuje w muzeum eksponatów związanych z polskim kolarstwem chociaż zapewne odnotowali mistrzostwo świata Kwiatka w 2014.

  4. Jakub Zimoch

    7 kwietnia 2021, 11:22 o 11:22

    W muzeum znajduje się rower, na którym Michał Kwiatkowski zdobył tytuł 😉

  5. KOERS. Museum of Cycle Racing

    9 kwietnia 2021, 12:23 o 12:23

    Rower Michała Kwiatkowskiego, którym zdobył tytuł mistrza świata w 2014 roku, trafi do muzeum w 2021 roku dzięki uprzejmości Patricka Lefevere. Mamy też koszulkę kolarską od Kwiatkowskiego jako mistrza Polski przez Team Sky. W zajezdniach nadal mamy koszulkę narodową i sprzęt polskiej ekipy CCC z 2020 roku. Jesteśmy otwarci na kolarstwo międzynarodowe.