Danielo - odzież kolarska

Grandtourowe śniadanie #3. Cesare Benedetti, naleśniki i hotelowe nawyki

Trzecim uczestnikiem naszego, niezbyt poważnego, cyklu „Grandtourowe śniadanie” jest startujący w Giro d’Italia Cesare Benedetti (Bora-hansgrohe).

W ramach wywiadów z kolarzami biorącymi udział w Wielkich Tourach postanowiliśmy do poważniejszych tematów dodać kilka dużo luźniejszych i bardziej niekonwencjonalnych w kolarstwie pytań.

Każdy z rozmówców odpowiada na zestaw mniej więcej takich samych, krótkich pytań o zwyczaje w trakcie wyścigu trzytygodniowego: m.in. o rytuały, spędzanie wolnego czasu, odczucia z wrześniowego wyścigu i jedzenie, w tym wypowiadając się na temat kontrowersyjnego dodatku do pizzy.

Trzecim gościem cyklu jest Cesare Benedetti z ekipy Bora-hansgrohe, który po raz piąty w karierze przystępuje do Giro d’Italia.

Jaką kawę pijesz rano podczas Grand Touru?

Americano. A najwięcej to 3-4 kawy przed etapem.

Masz jakiś zwyczaj na tak długim wyścigu? Jakiś rytuał?

Nie. Lubię tylko leżeć na igłach przed spaniem, na macie z igłami.

Długie transfery. Książka, serial, film, spanie?

Muzyka. Zawsze mam książkę ze sobą, ale na wyścigu jesteśmy tak zmęczeni, że ciężko znaleźć koncentrację. Ale jak transfer jest długi, to ważne, żeby myśleć nad regeneracją i odpoczynkiem.

Masz jakieś przesądy związane ze startem w Giro? Szczęśliwe breloczki, coś takiego?

Nie, nie mam nic takiego chyba w walizce.

Z czym kojarzy Ci się dzień przerwy?

Nie lubię ich tak bardzo (śmiech). Tak się zrelaksuję, że aż staje się to męczące. Wychodzi stres i zmęczenie. Ale kojarzy mi się z tym, że coś się zmienia. Zawsze mam nadzieję, że kucharz da nam naleśniki na śniadanie, albo coś takiego. No i że będzie takie długie śniadanie, bez stresu.

Najlepszy kolega z pokoju na wyścigu trzytygodniowym?

[Christoph] Pfingsten chyba. Obydwaj lubiliśmy mieć taki ciemny pokój, cicho, wcześnie pójść spać, rano wcześnie wstać. Z Pfingstenem mieliśmy taki bardzo dobry rytm. I [Bartosz] Huzarski.

Z kim najlepiej jechać w gruppetto?

Kiedy jeszcze był, to [Bernhard] Eisel (śmiech). Jak z nim pojechałeś, to wiadomo było, że zdążysz na czas.

Dobra ucieczka na Grand Tourze. Jak się zabrać do takiej i po czym widać, że to pójdzie?

Jak jest ucieczka, która może jechać do końca, to przede wszystkim trzeba mieć nogi. Trzeba wziąć pod uwagę klasyfikację i jakie są drużyny. Zawsze trzeba liczyć, kto chce walczyć na lotnym finiszu, czy ktoś jest tam wysoko w klasyfikacji. Plus zawsze trochę szczęścia.

Czy coś Cię zaskoczyło w protokołach sanitarnych w tym nowym reżimie?

Na początku tak, bo wszystko było trochę skomplikowane. Chcieli, aby testy były robione kolejno sześć i trzy dni przed wyścigiem, tylko że okazało się, że czasami trzy dni przed wypada niedziela czy sobota. Nie było łatwo je robić. Dzwoniłem nawet do Krakowa, żeby zobaczyć, ale też nie można było zrobić w niedzielę. Ale to szybko zmieniono i to okno zostało trochę elastyczne, można zrobić siedem czy pięć dni, albo cztery czy dwa. Okazało się więc, że zawsze można zrobić test.

Pizza z ananasem czy bez?

Bez, ale nie jestem tak jak [Matteo] Trentin (śmiech). W życiu już jadłem kilka razy pizzę hawajską, ze trzy-cztery razy. Nie mam nic przeciwko, ale chętniej zjem coś innego (śmiech).

***

Grandtourowe śniadanie #1.

Matteo Trentin w kwestiach pizzy i gruppetto

Toms Skujins

Grandtourowe śniadanie #2.

Toms Skujiņš, ziemniaki i czekolada