Danielo - odzież kolarska

Sean Elliott: Irlandczyk, który ograł Belgów

Omloop Het Nieuwsblad wygrywali przede wszystkim Belgowie. Pasmo sukcesów przełamał dopiero Irlandczyk, Sean Elliott.

Omloop Het Volk, dzisiaj znany jako Omloop Het Nieuwsblad, rozpoczął swoją historię jako ściśle belgijska afera. Wydawca dziennika “Het Volk” stwierdził, że Belgia, a w zasadzie Flandria, zasługuje na nowy wyścig po swoich hellingen i brukach. Świeżo-powstały wyścig, mający być sportową i moralną konkurencją dla mającego o wiele dłuższą, ale zbrukaną współpracą z Nazistami, tradycję wyścigu Ronde van Vlaanderen, nazwano… Omloop van Vlaanderen. Smaczku dodawał fakt, że organizatorem Ronde był konkurencyjny dziennik “Het Nieuwsblad”.

Semantyczna różnica pomiędzy słowami “ronde” i “omloop” w języku niderlandzkim jest tak subtelna, że nawet najwprawniejszemu prawnikowi ciężko byłoby udowodnić, że chodzi tu o coś innego, niż zwyczajny plagiat. Organizatorzy zmuszeni zostali więc zmienić nazwę na Omloop Het Volk.

Wyścig pozostawał wewnętrzną sprawą Belgów, a otwarcia na międzynarodowe towarzystwo z pewnością nie ułatwiał termin rozgrywania wyścigu, gdy w Europie wciąż panowała zima. Przestudiowanie list startowych pierwszych kilkunastu edycji pozwala na dogłębne zaznajomienie się z wyglądem flagi Królestwa Belgii.

Już w 4. odsłonie wyścigu w 1948 roku jako pierwszy linię mety minął Fausto Coppi. Został on jednak relegowany na drugie miejsce za niezgodne z przepisami przyjęcie koła od kolarza innej drużyny. W wyścigu oficjalnie tryumfował Belg Grysolle, po którym w tabelach zwycięzców pojawia się kolejnych 10 flag Belgii. Aż wreszcie w 1959 roku, w 15. edycji wyścigu, przy nazwisku zwycięzcy pojawia się jakże egzotyczna flaga Irlandii.

Sean Elliot nie był przekonany do startu w Omloop Het Volk. Kilka dni wcześniej w wyścigu Gandawa-Wevelgem połamał ramę swojego podstawowego roweru, a do jakości szybko złożonego zapasowego, nie był do końca przekonany. Tuż przed wyścigiem dał swojemu sprzętowi jeszcze jedną szansę stwierdzając, że nie jest tak źle i że start w Omloop nie byłby jednak wcale takim głupim pomysłem.

Seamus Elliot urodził się na przedmieściach Dublina w rodzinie mechanika motocyklowego. Zanim w wieku 14 lat nauczył się jeździć na rowerze, realizował swoje sportowe ambicje uprawiając tradycyjne celtyckie dyscypliny jak hurling czy futbol gaelicki. Jego pasja do kolarstwa rozwijać się zaczęła na dobre, gdy ukończył swój pierwszy wyścig dookoła lokalnego kościoła na drugim miejscu.

Jego droga do zawodowego peletonu niewiele różniła się od setek karier w tamtym czasie. Chłopiec z robotniczej rodziny zajmuje wysokie miejsce w lokalnym wyścigu, startując na czymś, co rowerem można było nazwać w najlepszym wypadku kilkanaście lat temu. Kolejne sukcesy oznaczały coraz lepsze drużyny, aż w końcu, po kilku całkiem przyzwoitych latach spędzonych pośród amatorów, Irlandczyk dołączył do prawdziwych wielkich peletonu. Podpisując w 1956 roku kontrakt z drużyną Helyett-Potin stał się drużynowym kolegą Jacquesa Anquetila i Jeana Stablinskiego (którego to siostrę później poślubił).

W swoim pierwszym starcie w Omloop Het Volk, w 1957 roku, zaatakował daleko od mety i jadąc z innym Anglosasem, Brianem Robinsonem, został złapany tuż przed metą. Dwa lata później pogoda nie rozpieszczała zawodników, nawet jak na tę porę roku. Dość powiedzieć, że do mety dojechało jedynie 64 ze 175 startujących zawodników.

Tym razem Irlandczyk nie spieszył się z atakiem. Ku swojemu zaskoczeniu czuł się tego dnia znakomicie. Gdy “noga podaje”, nie ma lepszego miejsca do ataku, niż stromy i kręty podjazd pod Muur van Geraardsbergen.

Tylko jeden kolarz utrzymał się na kole Elliotta, Belg Fred de Bruyne. Porównując palmares obu panów, sytuacja kolarza z Irlandii nie wyglądała obiecująco. Belg mógł się już pochwalić zwycięstwami w czterech kolarskich monumentach – Paryż-Roubaix, Wyścigu Dookoła Flandrii, Liege-Bastogne-Liege i Mediolan-San Remo.

Przewaga dwójki nie malała, nawet pomimo pogoni dowodzonej przez tuzy kalibru Van Looy’a czy Van Steenbergena. Zbliżając się do finiszu Elliott postanowił postawić na spryt. Zrobił wszystko, by De Bruyne na finałową prostą wjechał jako pierwszy. Sam finisz był już zdecydowanie łatwiejszy. Pomimo potężnego sprintu Belga, Irlandczyk ograł go z łatwością i jako pierwszy minął linię mety. De Bruyne nigdy nie wygrał Omloop Het Volk.

Po zwycięstwie Irlandczyka na kolejnego zwycięzcę spoza Belgii trzeba było czekać kolejne 5 lat (był nim Holender Jo de Roo), a na kolejnego zwycięzcę spoza Beneluksu aż do 1991 roku (wygrał Niemiec Andreas Kappes).

Po sukcesie w Omloop Elliott wygrał jeszcze etapy we wszystkich Wielkich Tourach, był wicemistrzem świata i pierwszym Anglosasem, który założył żółtą koszulkę lidera Tour de France, stał też na podium Vuelty. Być może lista jego sukcesów prezentowałaby się bardziej okazale, gdyby nie odkrył, że pomaganie innym, może być równie intratnym sposobem zarabiania, jak jazda na swoje konto.

Z kolarstwa odszedł wykluczony. Ledwo wiążąc koniec z końcem po upadku na ścieżce biznesu, zdecydował się opowiedzieć o sprzedawaniu wyścigów i używaniu zabronionych substancji londyńskiemu brukowcowi “Sunday People”. To nie spodobało się w środowisku, a Elliott w końcu wrócił do Irlandii, gdzie otworzył warsztat metalurgiczny. Ścigać się próbował, ale bez powodzenia. W maju 1971 roku został znaleziony martwy w budynku warsztatu, dwa tygodnie po śmierci swojego ojca. Okoliczności nie są jasne i odzwierciedlała to opinia koronera, który zgon od rany postrzałowej ocenił jako podejrzany, ale nie był w stanie znaleźć wątków, które umożliwiłyby wszczęcie śledztwa.

Choć na Wyspach Brytyjskich jest raczej zapomnianą postacią, to gdy Tour de France startował z Dublina w 1998 roku, ówczesny dyrektor wyścigu Jean-Marie Leblanc złożył wieniec na jego grobie.