Danielo - odzież kolarska

Tour Down Under 2020. Richie Porte przełamał passę Daryla Impeya

Richie Porte i Daryl Impey na czele grupki atakującej

Richie Porte (Trek-Segafredo) po raz drugi w karierze wygrał Tour Down Under. Tasmańczykowi udało się ograć Daryla Impeya, który imprezę sprzątał mu sprzed nosa w dwóch ostatnich sezonach.

Porte nie wygrał etapu na Willunga Hill, ale ten przebiegł w układzie innym niż w ostatnich latach. Tasmańczyk metę osiągnął jako drugi, a kryzys Impeya na dwa kilometry przed szczytem pozwolił 35-latkowi na świetne rozpoczęcie sezonu.

Ponowna wygrana to fantastyczne uczucie. Dzień przysporzył nam wielu trudów, kilka razy myślałem, że generalka pojechała, bo w ucieczce było wielu zawodników. Ukłony dla chłopaków, którzy pracowali by to opanować. Wiem, że łatwo wyróżnić Madsa [Pedersena], bo jest mistrzem świata i pracuje na mnie, ale ten sukces to zasługa całej ekipy. Wszyscy się do tego dołożyli

mówił po etapie.

Kiedy mnie odczepili, wiedziałem, że to koniec, odcięło mnie. Walczyłem do końca by obronić miejsce na podium, ale to nie był dobry dzień. Męczyłem się już na początku podjazdu, być może to cena za intensywny tydzień ścigania. Zrobiliśmy co mogliśmy, nie szukam wymówek

podsumował z kolei Impey.

fot. Santos Tour Down Under @cauldphoto

Góral kontra klasykowiec

Trasa Tour Down Under, nawet wzbogacona o etap do Paracombe, jak co roku stanowiła świetnie zaprojektowane pole batalii między kolarzami zręcznie pokonującymi niewielkie podjazdy a zawodnikami, którzy górki takie “wciągają”, ale ich forte stanowi raczej walka na pagórkach, wiatrach i finiszach z mniejszych grupek.

Richie Porte i Daryl Impey w herosów tej przedwiosennej batalii wcielali się w ostatnich trzech latach. Afrykaner sprytnie wykorzystywał każdą szansę i zbierał sekundy bonifikat, a na Willundze próbował nie stracić sił goniąc Porte’a pod wiatr i odrabiał w samym finale. Porte wyścig próbował wygrać od 2014 roku, ale same zwycięstwa na Willunga Hill nie wystarczały w starciu z zawodnikami polującymi na sekundy bonifikaty lub mającymi więcej szczęścia czy głowy na karku by nie tracić sekund we wcześniejszej fazie rywalizacji.

W 2017 Tasmańczykowi udało się wygrać w Paracombe i na Willundze, a ponieważ jego rywalami byli górale niepolujący na lotne finisze, zwycięstwo odniósł on ze sporą przewagą. W starciu z Impeyem na jego niekorzyść działały niewielkie różnice czasowe na podjazdach oraz fakt, że jego rywal wspierany był przez zespół, który lotne finisze traktował równie poważnie jak walkę o etapowe zwycięstwo.

Wyścig jak zawsze, finał jak nigdy

Impey w tym roku sekundy kolekcjonował od pierwszego etapu, a strata 5 sekund na Paracombe dała mu nadzieję na pokonanie Porte’a. Z sześciu sekund na czwartym etapie zrobiły się trzy, a lotnymi finiszami na piątym odcinku kolarz Mitchelton-Scott awansował na pozycję lidera. Przed Willunga Hill miał zaledwie 2 sekundy przewagi nad Portem.

W takim układzie ekipa Mitchelton-Scott nie miała nic przeciwko temu by do rundy w Willunga Hill dojechała spora ucieczka. Tę kasować musieli kolarze Trek-Segafredo i AG2R La Mondiale, co nałożyło na Porte’a i spółkę więcej odpowiedzialności.

Mads w sumie w pojedynkę odrobił 2 minuty przewagi do tej 26-osobowej ucieczki. To fantastyczny gość. Kilka dni po tym jak został mistrzem świata powiedział mi, że przyjedzie na Tour Down Under i spróbuje pomóc mi wygrać. Słowa dotrzymał… jechał fantastycznie, jak reszta ekipy. Bardzo dobrze czuję się mogąc wykończyć ich pracę

wspominał zwycięzca wyścigu.

fot. Santos Tour Down Under @cauldphoto

Porte na szczycie Willunga Hill wygrywał przez ostatnie sześć lat. W tym roku jego przyspieszenia ponownie rozbiły peleton, a tempo za mocne okazało się dla Impeya, który strzelił na 2 kilometry przed metą. Tasmańczykowi kilometr dalej udało się odczepić także Simona Yatesa (Mitchelton-Scott) oraz podążających za nim kolarzy Ineos oraz Diego Ulisisego i Simona Geschke.

Porte nie wspinał się na Willungę. Jego jazda przypominała raczej 2-kilometrowy sprint po górskim torze z przeszkodami. Australijczyk połykał uciekinierów bez zmrużenia oka i na 500 metrów przed metą jechał już sam. Wszystko zdawało się iść po tej samej linii co w latach ubiegłych.

Tylko przez chwilę. Zza pleców Porte’a w finale wyłonił się jadący wcześniej w ucieczce Matthew Holmes (Lotto Soudal). Brytyjczykowi jakimś cudem udało się złapać koło lidera Trek-Segafredo, a na wypłaszczeniu przed metą rozpocząć finisz po zwycięstwo etapowe. Porte na to nie znalazł odpowiedzi, ale na mecie i tak promieniał.

Miło byłoby zostać królem Willunga Hill po raz siódmy, ale ochrowa koszulka była ważniejsza. Bitwy nie wygraliśmy, ale cała wojna zakończyła się zwycięstwem. To była ekscytująca końcówka, którą świetnym ściganiem zbudowali też kolarze Mitchelton-Scott

tłumaczył.

3 Comments

  1. Bedrzich

    26 stycznia 2020, 20:57 o 20:57

    No i świetnie, może to początek dobrego Richiego…

    • Tomek86

      26 stycznia 2020, 22:18 o 22:18

      akurat na tej górce to on co rok notuje dobre rozpoczęcie sezonu 🙂

      • Bedrzich

        27 stycznia 2020, 13:54 o 13:54

        Ale mi chodziło raczej o cały wyścig, że ta górka jest jego ulubiona to wiadomka 🙂