Danielo - odzież kolarska

Marta Lach: “potrafię walczyć z najlepszymi”

Pierwsze zawodowe zwycięstwo, medal mistrzostw Europy, a za pasem debiut w Giro Rosa. Marta Lach w pierwszym roku w zawodowym peletonie nie próżnowała. O swoich przygodach i wnioskach wyciąganych z pierwszych wyścigów z najwyższej półki opowiadała nam podczas mistrzostw świata w Yorkshire.

Swój pierwszy sezon w zawodowym peletonie Marta Lach (CCC-Liv) ma już praktycznie za sobą. Gdy rozmawialiśmy z Martą na początku roku, powiedziała, że jej rolą w drużynie jest pomagać innym. Jednakże osobiste cele i ambicje dawały jej nadzieję, iż ciężka praca da kiedyś efekty i sama stanie na podium.

To “kiedyś” nadeszło wcześniej, niż sama myślała.

Byłam i właściwie cały czas jestem do pomocy, ale jak tylko pojawia się szansa i dostaję informację, że mogę walczyć, to staram się wykorzystać ją najlepiej jak potrafię. Jestem zadowolona z tego sezonu, pomagałam dziewczynom z ekipy praktycznie na każdym wyścigu, na paru też dostałam możliwość dla siebie. Ale przede wszystkim praca na rzecz ekipy była wykonana przeze mnie znakomicie: tak uważam ja i tak uważa też drużyna

– opowiadała w Harrogate Lach.

Polka w 52 dniach startowych wzięła udział w 7 wyścigach etapowych, na koncie zapisując wygrany etap luksemburskiej etapówki Festival Elsy Jacobs, 10. miejsce w Strzale Brabanckiej i srebro mistrzostw Europy orliczek.

Taki mój pierwszy dobry wynik osiągnęłam w Luksemburgu. Tam od startu do mety czułam się bardzo mocna, szukałam swojej szansy i wygrałam etap. Potem na Thüringen Ladies Tour jechałam całkiem dobrze, na jednym z odcinków zajęłam 2. miejsce. Następnie przyszedł czas na mistrzostwa Europy i tak naprawdę to był mój główny cel na ten rok i w zasadzie ogromne marzenie do spełnienia.

To ogromne marzenie stało się bardzo realne na trasie tegorocznych mistrzostwach Europy w Alkmaar. Tam Lach sięgnęła po srebrny medal w wyścigu ze startu wspólnego orliczek, przegrywając na finiszu jedynie z Włoszką Letizią Paternoster.

Udało mi się zdobyć srebrny medal, niestety nie wygrałam, a było to w moim zasięgu. Nie byłam aż tak eksplozywna jak Letizia, ale ten medal to fajne podsumowanie moich 10 lat ścigania. Spełniłam tym swoje marzenie. Może nie największe, ale to duży krok, na który czekałam i który utwierdził mnie w przekonaniu, że potrafię to zrobić i potrafię walczyć z najlepszymi

– podsumowała 22-latka.

Fot. Magda Tkacz / rowery.org

Swoje pierwsze lata w kategorii do lat 23, która w przypadku kobiet zlewa się mocno z kategorią elity, Lach spędziła w polskiej drużynie MAT ATOM Deweloper Wrocław. Tam miała okazję startować w zagranicznych wyścigach, acz mimo to przejście na wyższy poziom wiązało się z nowymi doświadczeniami.

Przed sezonem miałam oczekiwania co do swojego wyniku na mistrzostwach Europy, co udało mi się spełnić. Jeśli chodzi o ekipę, to wszystko jak najbardziej na plus, wszystko jest profesjonalne, tak jak sobie wyobrażałam. Z dziewczynami dogaduję się dobrze, a przed sezonem trochę się tego obawiałam. W końcu angielski, którego uczą nas w szkole, różni się od tego, jakim komunikujemy się w drużynie. Wierzę, że ten krok, który zrobiłam, jest naprawdę dobry

– podkreśliła.

Lach do ekipy CCC-Liv trafiła pod koniec roku 2018, gdy holenderski projekt polski rys zyskał dzięki sponsoringowi firmy CCC. Wraz z Agnieszką Skalniak wskoczyła do zespołu, w którym pierwsze skrzypce grać miały i grały Marianne Vos i Ashleigh Moolman-Pasio.

Wiele osób mówi mi, że pierwszy rok w zawodowym peletonie jest najsłabszy… jeśli to jest mój najsłabszy rok, to aż boję się pomyśleć, co będzie dalej. Mam za sobą naprawdę dobry sezon, myślę że mogę go tak określić. Wiadomo, mam więcej aspiracji i marzeń, ale trzeba spokojnie dążyć do celu

– zapowiedziała zawodniczka CCC-Liv.

Ten sezon to przede wszystkim dla Lach wiele nowych wrażeń z rywalizacji — wyścigi o różnej konfiguracji trasy, w różnych miejscach świata i obstawie. 22-latka miała przede wszystkim okazję sprawdzić, na jakich trasach czuje się najlepiej, gdyż w roli pomagającej zawodniczki wykazać się musiała w dość zdywersyfikowanym programie startów.

Wyścigi po brukach są w porządku. Na początku sezonu mocą nie grzeszyłam, bo jednak zaczynałam ściganie znacznie wcześniej niż w poprzednich latach. Ale właśnie na tych brukowych odcinkach sporo nadrabiałam. Na wiatrach, szczerze mówiąc, nie czuję się aż tak dobrze, jak na pofałdowanych trasach, gdzie radzę sobie całkiem przyzwoicie

– wyjaśniła.

Myślę, że w przyszłości dużej szansy w wyścigach etapowych nie mam, bo na czasówkach nie radzę sobie aż tak dobrze. Klasyki to coś, w czym naprawdę dobrze się czuję. Potrafię się przygotować do wyścigu, który ma jeden dzień, dobrze się nastawić i walczyć

– przyznała.

Marta Lach zadebiutowała w tym roku w Giro Rosa, najdłuższym i najtrudniejszym kobiecym wyścigu. W klasyfikacji generalnej Polka zakończyła start na 47. lokacie, ale jej główne zadanie stanowiła pomoc koleżankom z drużyny.

Wrażeniami debiutantki spontanicznie dzieliła się we wpisach na Facebooku, które stanowiły jeden z lepszych wglądów w peleton nietransmitowanego na żywo wyścigu.

To był najpoważniejszy wyścig w moim życiu, dziesięć dni ścigania dzień po dniu. Naprawdę długie dystanse i te góry dawały się we znaki. Byłam tam zawodniczką od pomocy, Marianne wygrała cztery etapy na dziesięć, a Ashleigh zajęła czwarte miejsce w generalce. Tak naprawdę nie byłoby to możliwe, gdyby nie pomoc nas wszystkich, oddawałyśmy całe serce

– wspominała.

Z dnia na dzień było coraz trudniej. Po siódmym etapie byłam naprawdę zmęczona, bolało mnie kolano z przeciążenia, tych ogromnych ilości godzin na rowerze. Bałam się, że nie wystartuję do kolejnego etapu, ale miałam w głowie to, że muszę skończyć ten wyścig, bardzo tego chciałam i udało się

– relacjonowała.

Jak na to, że pomagałam innym, to skończyłam w generalce na całkiem przyzwoitym miejscu, a oddawałam całą siebie dla dziewczyn. Odpuszczałam końcówki, żeby przygotować się na następny dzień. Ważna była regeneracja po każdym etapie, jedzenie, szybki masaż i spanie. Nie było czasu na myślenie o głupotach. Ciężkie życie kolarza, ale podobało mi się, to dla mnie ogromne doświadczenie.

Zebrane w tym roku doświadczenie to dla Lach również bodziec do dalszej pracy i uświadomienie sobie dalszych celów. Jednym z nich jest praca nad jazdą na czas, aby w przyszłości stać się zawodniczką, liczącą się w wyścigach etapowych.

Nie chcę wybiegać w przyszłość, jeśli chodzi o wyniki. Ale jeśli chodzi o takie cechy motoryczne, to przede wszystkim na sztywnych podjazdach chciałabym być lepsza. Mam z tym problem, często zawodniczki, które są ode mnie cięższe, jadą szybciej. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, ale to coś, nad czym muszę popracować. Chcę być też lepsza na czas, to jest cel, o którym mówię co roku. Jestem coraz lepsza, ale wciąż nie tak dobra, aby walczyć w etapowych wyścigach, czy też po prostu pomagać

– analizowała.

Gdy mamy w ekipie liderkę na wyścig, ale coś pójdzie nie tak, to zawsze powinna być druga dziewczyna, która ją zastąpi. Chciałabym poprawić swoją jazdę na czas, bo ma to znaczenie w wyścigach etapowych. Mam dobry finisz, ale nie zawsze potrafię się odnaleźć w końcówce. Może trochę się boję, te dziewczyny jeżdżą jak wariatki. Ja czasem też, ale nie aż tak, czasem uważam, że nie warto ryzykować. Może gdybym podjęła trochę więcej ryzyka, to myślę że częściej mogłabym być na dobrej pozycji w końcówce, nawet je wygrywać. Muszę się trochę przełamać i powinno być dobrze.