Julian Alaphilippe przetrwał na pozycji lidera Tour de France pierwszy alpejski odcinek wyścigu. Jego niesamowita kampania skończyć miała się już kilka razy w ostatnich 10 dniach. Czy kres marzeniom 27-latka położą dwa górskie finisze w finale największego wyścigu świata?
Francuska prasa porównania do Thomasa Voecklera i jego niesamowitego Touru z 2011 roku snuć zaczęła dość wcześnie, gdy Alaphilippe wygrał czasówkę w Pau i następnego dnia dziarsko wjechał z najlepszymi na Col du Tourmalet.
Voeckler, znany uciekinier, niezły wspinacz ale nie spec od wyścigów etapowych, w 2011 roku, po ucieczce na 9. etapie, zdobył koszulkę lidera, przetrwał Pireneje, w Alpach potrafił zaatakować, a koszulkę utrzymał nawet na górskim etapie zakończonym wspinaczką na Col du Galibier. Prowadzenie stracił na 19. odcinku i wyścig skończył na 4. miejscu, ale jego sukces był dla niemającej jeszcze swoich Bardetów i Pinotów Francji potężnym zastrzykiem emocji.
Alaphilippe póki co jedzie o niebo lepiej od nawet najbardziej optymistycznych założeń przedstartowych. Francuz nie tylko sprawił rodakom radość wygraną etapową i zdobyciem koszulki na dzień przed Dniem Bastylii, ale odmówił jej oddania. 27-latek wygrał czasówkę w Pau, przetrwał Pireneje z najlepszymi, a choć pierwszy pierwszy alpejski etap wpędził go w kłopoty, prowadzenia nie stracił.
Tak jak się spodziewaliśmy, to był potworne trudny etap. Zrobiłem wszystko, co było w mojej mocy i muszę spory ukłon wykonać w stosunku do ekipy, która wykonała na moją rzecz olbrzymią pracę. Ataki Bernala i Thomasa wyrzuciły mnie na granice fizycznych możliwości. Mogło być znacznie gorzej
– podsumował przed kamerami francuskich telewizji.
Alaphilippe z grupki faworytów spływać zaczął na Col du Galibier, gdy tempo podkręcili Geraint Thomas, a następnie Thibaut Pinot. Francuz, nachalnie popychany przez kibiców, trzymał się jednak dzielnie i na szczycie ostatniego podjazdu zameldował się 15-20 sekund za grupką Thomasa. Na zjeździe zawodnikowi Deceuninck-Quick-Step udało się dojechać i jedynym kolarzem, do którego “Loulou” stracił, był Egan Bernal (Team Ineos).
Ryzykowałem na zjeździe, bo na szczycie wziąłem gel i musiałem złapać oddech. Potem zachowywałem już koncentrację i po chwili widziałem już motocykle. W głowie miałem tylko to, żeby się nie wyłożyć. Byłem u granic możliwości, ale wyszedłem na czoło grupy. Lubię szybko zjeżdżać, no i chciałem im pokazać, że wróciłem
– relacjonował po ceremonii podiumowej.
Alaphilippe przed sobą ma dwa alpejskie etapy, a w zapasie 1:30 nad drugim Bernalem, 1:35 nad trzecim Thomsem i 1:47 nad czwartym Stevenem Kruijswijkiem (Jumbo-Visma) i 1:50 nad piątym Thibautem Pinotem (Groupama-FDJ).
Francuz wie, że zadanie przed nim stojące zakrawa na misję z gatunku niewykonalnych, ale podkreśla, że bez względu na wynik jest już spełniony.
Obiecałem, że dam z siebie wszystko w górach i dotrzymałem słowa. Tak samo jechał będę jutro i pojutrze, nie poddam się. Mam świadomość tego, co dzieje się we Francji, oczekiwania są olbrzymie. Ja mogę tylko dać z siebie wszystko
– zapowiedział.
Etap prawdy Tour of Türkiye dla Franka van den Broeka. W Garcii triumf Mirre Knaven. Wiadomości i wyniki z piątku,…
Brandon McNulty (UAE Team Emirates) wygrał trzeci etap Tour de Romandie, jazdę indywidualną na czas.
Górskie trasy rowerowe wcale nie są tak dużym wyzwaniem, jak wiele osób sądzi.
Szef UAE Team Emirates potwierdza cele Tadeja Pogacara. Lund znowu najlepszy w Turcji. Wiadomości i wyniki z 25 kwietnia.
Belg Thibau Nys (Lidl-Trek) zdobył po podjeździe do Les Marécottes drugi etap Tour de Romandie i objął prowadzenie w wyścigu.
Katarzyna Niewiadoma zmieniła plany na Igrzyska Olimpijskie. Zamiast na czasówce, Polka skupi się na wyścigu ze startu wspólnego i Tour…
Zobacz komentarze
Super Brawo! Ineos nawet jak wygra to dla mnie jest porażka i nudny team jak flaki z olejem!
Zero wygranych etapów jedna biała koszulka.
Oby im się nie udało!