Danielo - odzież kolarska

Gandawa-Wevelgem 2018. Peter Sagan szlifuje formę

Jeżeli ktoś wątpił, że Peter Sagan będzie za tydzień walczył o triumf we “Flandryjskiej Piękności”, dzisiejszy występ Słowaka rozwiać musiał te wątpliwości.

Mistrz świata po finiszu z grupki wygrał wyścig Gandawa-Wevelgem i podbudowany tym sukcesem w przyszłą niedzielę stanie na starcie Ronde van Vlaanderen.

Kolarz Bora-hansgrohe przez cały dzień spokojnie kręcił w głównej grupie, wspierany najpierw przez Macieja Bodnara, a potem przez Marcusa Burghardta. Słynne belgijskie bergi dzieliły stawkę, lecz na dojeździe do mety grupki zaczęły się łączyć, a do Wevelgem na czele wpadło 29 zawodników. Po raz pierwszy od 2014 roku o losach “sprinterskiego klasyku” zadecydowały więc końcowe metry.

Finisz był prawdziwym popisem trzykrotnego mistrza świata. Sagan spokojnie kręcił “w czubie”, a potem nagle wyskoczył na pierwsze miejsce i natychmiast uzyskał minimalną przewagę. Choć o triumf, walczyli również Elia Viviani (Quick-Step Floors) i Arnaud Démare (Groupama-FDJ), mistrz świata przeciął kreskę jako pierwszy i zwyciężył w klasyku po raz trzeci w swojej karierze.

Jestem bardzo zadowolony i cieszę się, że znów tu wygrałem. Moja ekipa wykonała świetną pracę. W końcówce było nas dwóch. Pokazaliśmy się z dobrej strony. Sprinty są zawsze loterią i cały czas zastanawiałem się, co się wydarzy. Ostatecznie zacząłem dość wcześnie, lecz udało się, bo miałem siłę, aby to zakończyć.

– tłumaczył Słowak w komunikacie prasowym.

Sagan tym samym stanął na podium w Wevelgem po raz szósty w karierze, z czego po raz trzeci na najwyższym jego stopniu. W 2013 roku samotnie zaatakował 4 kilometry przed kreską i zyskał kilkunastosekundową przewagę, którą utrzymał aż do końca, wyprzedzając kilkuosobową grupkę. Z kolei przed dwoma laty odskoczył na Kemmelbergu z Fabianem Cancellarą i Sepem Vanmarcke, których wyprzedził w sprinterskim finiszu. Po raz pierwszy zwyciężył więc w belgijskim klasyku dojeżdżając do mety na czele aż tak licznej grupy.

To był inny wyścig w porównaniu do pozostałych edycji, które przejechałem. Nie było stresu i lepsze warunki pogodowe ułatwiły zadanie. Nie była to aż tak szalona rywalizacja jak ostatnimi latami, ale była dość szybka

– dodał.

Nie jest tajemnicą, że wyścig prowadzący przez pola bitew I wojny światowej był ostatnim z klasyków, na trasach których Sagan chce się przygotować do swoich dwóch kolejnych startów – Ronde van Vlaanderen (1 kwietnia) i Paryż-Roubaix (8 kwietnia). Choć Słowak w swoim palmarès ma już wywalczone dwa lata temu zwycięstwo w “Flandryjskiej Piękności”, nie zdołał jeszcze ani razu stanąć na podium “Piekła Północy”.

Po tych startach 27-latek pojawi się jeszcze na Amstel Gold Race (15 kwietnia), gdzie zakończy swoją kampanię wiosenną. Kolejnym wyścigiem na jego rozkładzie będzie Amgen Tour of California (13-19 maja), rozpoczynający przygotowania do walki o szósty sukces w klasyfikacji punktowej Tour de France.