Danielo - odzież kolarska

Tour de France 2016: wypowiedzi po 5. etapie

Impreza w BMC Racing trwa. Greg van Avermaet nie tylko wygrał dzisiejszy etap Tour de France w Le Lioran, ale również sięgnął po pierwszą w karierze żółtą koszulkę lidera.

Belg na ostatnim podjeździe po prostu odjechał swojemu rodakowi Thomasowi De Gendtowi (Lotto Soudal). Na ostatnich metrach van Avermaet cieszył się z sukcesu na swój sposób jeżdżąc zygzakiem.

Każdy marzy o “maillot jaune”, nie każdemu udaje się ją zdobyć, bo zadanie jest piekielnie trudne. Już na 2. etapie szukałem swojego szczęścia, bez efektów. Dzisiaj wiedziałem, że otrzymam kolejną szansę. Zaatakowałem w odpowiednim momencie, kiedy uformowała się ucieczka. Jednak najważniejszy moment był ten, kiedy odjechaliśmy razem z De Gendtem. Byliśmy najsilniejsi. Praktycznie w dwójkę wypracowaliśmy tak wielką przewagę. Kiedy Thomas został za mną, miałem tylko jedną myśl: nie upaść

– mówił zwycięzca tegorocznej edycji Tirreno-Adriatico.

Van Avermaet dodał, że o wiele bardziej cieszy się z żółtka, niż z wygranej etapowej.

Z tego powodu, że dla zawodników jeżdżących podobnie jak ja, koszulka lidera Tour to rzadkość. Nie jestem najlepszym sprinterem, najlepszym czasowcem czy najlepszym góralem świata. Gdy jednak kręcę w czołówce, wiem, co mam zrobić. Potrafię cierpieć

– stwierdził 31-latek.

Drugi na mecie De Gendt objął prowadzenie w klasyfikacji górskiej.

Nie żałuję, że się nie udało. Miałem pecha, że z przodu znalazłem się razem z Gregiem, który jest jednym z najlepszych kolarzy na świecie. Dyrektor powiedział mi, że nie mam walczyć o punkty do koszulki w grochy, ale cały czas je zbierałem, ponieważ nie zawsze nadarza się okazja, by ten trykot założyć

– tłumaczył.

Rafał Majka był trzeci, Polak przyprowadził grupę faworytów z ponad pięciominutową stratą.

To był pierwszy etap górski, postanowiłem spróbować swoich sił, ponieważ czułem się dobrze i takie mieliśmy założenia taktyczne. Odjechaliśmy na samym początku etapu, na krótkim podjeździe – w ucieczce był też m.in. Bartosz Huzarski, który był bardzo silny. Początkowo współpraca w grupie układała się dobrze, ale potem było różnie. W końcu odjechali Grivko, Van Avermaet i De Gendt, a my zostaliśmy w 5 z tyłu. Ostatecznie przyjechałem na 3. miejscu, tuż przed grupą. Cieszę się, że forma w górach jest całkiem niezła po zgrupowaniu w Livigno. Alberto dzisiaj stracił trochę sekund, jednak nie jest w pełni formy po tych upadkach, ale wierzymy że będzie lepiej!

– napisał mistrz Polski na swoim facebook’u.

Jego kolega drużynowy z Tinkoff Peter Sagan stracił za to prowadzenie w generalce. Słowak, któremu na Pas de Peyrol odjechali rywale, nie był tym faktem zbytnio przejęty.

Być może mógłbym spróbować pozostać przy konkurentach dłużej, lecz nie miałoby to większego sensu w perspektywie kolejnych etapów

– relacjonował mistrz świata.

Obszerne sprawozdania z każdego etapu znajdziecie na fanpejdżu Bartosza Huzarskiego (Bora-Argon 18).

Trafiłem dzisiaj bardzo dobry odjazd, bardzo dobry do czasu, aż po kilku km nagle za naszymi plecami zmaterializował się Rafał. Jako że ma w ekipie lidera normalne było, że będzie jechał bez zmian. Większość zaakceptowała ten fakt oraz pogodziła się z myślami, że jeśli peleton nas odpuści, na co się zapowiadało, to walczymy o 2 miejsce na etapie.

Ale nie każdemu taki układ pasował, pierwszy który jechał bez zmian był Grivko, ale przy trzech takich asach w ekipie, mógł powiedzieć, że jadą na etap. Z tym też reszta się jakoś pogodziła i kręciliśmy tak do 80 km. Później sprawy przybrały całkowicie inny wymiar, gdy nasza grupa się podzieliła. Wiedziałem już, że to będzie długie kolejne 140 km.

W naszym samochodzie zapadły pewne, niezrozumiałe dla mnie decyzje i kazano mi jechać bez zmian. Całkowicie wbrew mojemu stylowi i zasadom które wyznaję, ale nie miałem wyjścia. Rafał walczył o etap, Sicard i Pauwels o klasyfikację generalną. a ja teoretycznie byłem z nich najsłabszy. Tak więc trzech z przodu, trzech tutaj, z prostego rachunku wychodzi najlepiej 7. miejsce. Też dobre, nie ma się co oszukiwać, to jest TDF, tu trzeba brać to co wyścig daje, nie myśleć, że na kolejnym etapie może być lepiej, bliżej, mocniej, dalej. Ale ostatecznie zabrakło bardzo niewiele do 4. miejsca na etapie. Szczęśliwie dla mnie Rafał nie mam jeszcze dobrych nóg, więc dawałem z nim radę. Myślę, że przysporzyliśmy wam dzisiaj trochę radości. Dwóch Polaków w top 10 na etapie TDF nie zdarza się często. Ja się nie oszczędzałem, grupa była bardzo blisko, zbliżali się niesamowicie szybko, jednak na tym poziomie, po tylu kilometrach na wcześniejszych etapach nogi mają swoje limity, szczególnie po całym dniu w małej grupce.

Na tym samym podjeździe co Sagan zgubił się też Vincenzo Nibali (Astana). „Rekin z Mesyny” na mecie zameldował się 13 minut po zwycięzcy:

Nic się nie stało, ze mną jest wszystko ok. To normalna kolej rzeczy. Nogi nie pracowały tak, jak chciałem, dlatego dałem sobie spokój. Dla nas, jako drużyny, najważniejszy jest Fabio Aru. Ja już swoje wygrałem.