Na konferencji prasowej w Aigle UCI przedstawiła swoją metodę, którą stosują kontrolerzy, gdy chcą znaleźć moto-doping. Ostatnio o elektrycznym wspomaganiu znowu zrobiło się głośno, politykę UCI mocno krytykowano.
W połowie kwietnia dziennikarze włoskiej gazety Corriere della Sera oraz francuskiej telewizji Stade 2 dzięki kamerom termowizyjnym wskazali na pewne niewłaściwości, które zauważono w kilku rowerach zawodników startujących w Coppi e Bartali oraz Strade Bianche.
Obraz termowizyjny można było interpretować na kilka sposobów. Jeden z nich wskazywał jednak jednoznacznie na to, że niektórzy kolarze mogli mieć zamontowane dodatkowe, zabronione silniczki.
Federacja zamiast kamer termowizyjnych używa tabletu, specjalnej aplikacji skanującej i detektora magnetycznego. Brian Cookson broni swojej technologii i nie uważa, by termowizja była lepsza.
Wierzymy, że nasz sposób jest efektywniejszy. Materiał i wyniki pokazane w reportażu nie są miarodajne. Na termowizji widać coś tylko wtedy, kiedy motor przed chwilą był włączony. Przy falach rentgenowskich trzeba izolować otoczenie. A ultradźwięki źle sobie radzą z różną grubością ram. Media kochają sensacje, złe informacje szybciej są kolportowane niż dobre. Dysponujemy systemem, dzięki któremu możemy wykryć e-doping
– tłumaczył prezydent dodając, że w Tour de Romandie przeprowadzono 500 niezapowiedzianych kontroli.