Sep Vanmarcke robił wszystko, by zakończyć Ronde van Vlaanderen na podium. Był tam, gdzie być powinien. Tylko rower nieco zastrajkował.
Najpierw zawodnik teamu LottoNL-Jumbo miał defekt, potem upadł, musiał wymienić rower. Problem polegał na tym, że z samochodu drużynowego dostał co prawda maszynę zastępczą, jednak nie całkiem sprawną.
120 km przed metą znalazłem się praktycznie w sytuacji bez wyjścia. Długo czekałem na rower rezerwowy. Jak na złość wysokość siodła była źle ustawiona, w ogóle nie była ustawiona
– powiedział Belg, który następnie z dwoma kolegami gonił czołówkę.
Oprócz niego leżał też zwycięzca Mediolan-San Remo Arnaud Demare. Sprinter FDJ musiał się wycofać, Vanmarcke jechał dalej.
Na podjazdach czułem się dobrze. Kiedy zaatakowali Peter Sagan (Tinkoff) i Michał Kwiatkowski (Sky) wiedziałem, że to jest decydujący moment. Pospieszyłem za nimi, za mną zrobiła się luka. Idealna sytuacja
– dodał.
Sagan ostatecznie uciekł Vanmarcke’owi na Paterbergu, zmęczonego 28-latka doścignął jeszcze Fabian Cancellara (Trek-Segafredo).
Za rok nie będzie już Fabiana, a Sagan nie będzie tak mocny, jak dziś. Wtedy może będzie szansa dla mnie
– prognozował Vanmarcke, dzisiaj trzeci na mecie.