W najbliższą sobotę peleton pojedzie klasyczną drogą włoskiego monumentu, z Cipressa i Poggio oraz finiszem w San Remo. Jeśli słowacki gigant odniesie na Via Roma zwycięstwo zostanie pierwszym zawodnikiem od 1983 roku, który dokona tego w tęczowej koszulce.
Kolarz Tinkoff należeć będzie do grona głównych faworytów wyścigu, ale marzyłaby mu się trudniejsza przeprawa na blisko 300-kilometrowym dystansie.
Pozostaje lubić to co jest, nawet jeśli chciałbym Mediolan-San Remo z Manie, a może nawet Pompeianą. Sprinterom byłoby trudniej. Ja nigdy nie byłem wspinaczem, ale nie czuję się sprinterem
– powiedział Sagan w “La Gazzetta dello Sport”.
Idea włączenia Pompeiany pomiędzy Cipressą a Poggio funkcjonowała w przestrzenie medialnej w latach 2013-14, jednak nigdy nie została urzeczywistniona. Na Manie (4,7 km; 6,7%) kolarze wspinali się w okresie 2008-2012.
Sagan dotychczas pięć razy ukończył “Primaverę”, w tym cztery razy w najlepszej dziesiątce. Najbliżej triumfu był w 2013 roku, kiedy w z zimowych warunkach uległ na kresce Geraldowi Ciolkowi.
Wspomnienia z wyścigu? Nie kojarzyłem M-SR, w takim sensie iż nie widziałem, że istnieje, do czasu przejścia na zawodowstwo. Odkrycia dokonałem dopiero w 2011 roku. To jest długie 300 kilometrów. Najdłuższe i najłatwiejsze, ale bardzo trudne do wygrania. Kluczowy punkt na trasie? Trudno wskazać, w przeciwnym razie wygrałbym już pięć razy! Każdego roku wyścig jest inny i pogoda odgrywa istotną rolę. Podoba mi się wszystko. Z pokorą podchodzę do tego co dostaję. Pochodzę z ubogiej rodziny i nigdy nie narzekam
– dodał 26-latek.