Danielo - odzież kolarska

Tour de France 2014: wypowiedzi po 11. etapie

Nosił już maillot jaune w Dniu Bastylii. Wygrał Clasica San Sebastian. A dziś nie miał sobie równych w końcówce 11. etapu Tour de France. Tony Gallopin rozwija skrzydła i daje Francuzom powody do dumy.

Gallopin w zasadzie z wyścigu był rozliczony – po udanej ucieczce zdobył na jeden dzień prowadzenie w wyścigu, 14 lipca prezentując rodakom koszulkę lidera Tour de France. Pierwszą pozycję stracił na drodze na la Planche des Belles Filles, ale niepowodzenie jednego dnia nie odebrało mu ochoty do walki.

W finale 11. odcinka perfekcyjnie rozegrał swoją partię szachów. Najpierw zaatakował, a gdy dojechali do niego Peter Sagan, Michał Kwiatkowski i Michael Rogers, poprawił. Trójka oglądała się na siebie, patrzyła jakby tu dojechać do mety, a tymczasem Francuz leciał jak na skrzydłach, nic nie robiąc sobie z tego kunktatorstwa.

To niesamowite! Atak w finale nie był planowany, cały dzień bolały mnie nogi. Znałem teren – przed Tourem zrobiłem tu rekonesans z moją narzeczoną i moim tatą. Nie jechałem ostatnich pięciu kilometrów, więc poprosiłem dyrektora, żeby pokazał mi profil. Wiedziałem, że przegram finisz z grupki, więc musiałem atakować. W zwycięstwo uwierzyłem dopiero 100 metrów przed metą, to było coś fantastycznego. Nie jestem jednak zaskoczony swoim występem – przed Tourem zakładałem, że przyjadę tu do pomocy, ale miałem też szukać szczęścia na takich etapach

– mówił na mecie.

Gallopin akcję przeprowadził w idealnym momencie – na ostatniej prostej peleton zwarł szyki, najpierw łapiąc ciągle oglądających się zawodników, a potem przypuszczając szturm na pozycję samotnego Francuza. Ten zdołał się obronić, a finisz z grupy wygrał Niemiec John Degenkolb.

Było blisko. Tony Gallopin był bardzo mocny i należą mu się gratulacje. Dla mnie dobrą wiadomością jest fakt, że nie czułem dziś tak dużego bólu, a drugie miejsce dodało mi pewności siebie przed jutrzejszym etapem. Ale to wciąż najtrudniejszy tydzień na rowerze w moim życiu

– mówił kolarz ekipy Giant-Shimano, który, mimo sporej rany i urazowi mięśni pośladka, szansy na etapowy triumf upatruje na trasie jutrzejszego etapu.

Zwycięstwo etapowego w tegorocznej edycji Touru ciągle ściga Peter Sagan. Słowak jechał dziś w końcówce w prowadzącej grupce, ale ze współpracy nic nie wyszło.

Nie sądzę, bym miał inne opcje w dzisiejszej końcówce. Jak to zwykle bywa, nikt nie chciał ze mną pracować. Nie narzekam, takie jest kolarstwo, ale bardzo trudno jest mi walczyć o zwycięstwo. Nie mogę gonić każdego. Za Gallopinem może bym jeszcze podjechał, ale potem Rogers albo Kwiatkowski by poprawili. Jestem przeziębiony, ale mam nadzieję, że nie przeszkodzi mi to w walce jutro

– mówił lider ekipy Cannondale.

Zwięźlej swój zawód wyraził Michał Kwiatkowski. Kolarz Omega Pharma-Quick Step na oficjalnym profilu na Facebooku zanotował:

Wszystko albo nic. Dziś, nic!;/

Nic w baku nie miał za to Andrew Talansky (Garmin-Sharp), przeżywający swój najgorszy dzień na rowerze. Amerykanin cierpiał z powodu obrażeń odniesionych w kraksach i nie wytrzymał tempa na pierwszym podjeździe. Mimo bólu i potężnych strat do peletonu, młody Amerykanin odmówił zejścia z trasy i samotnie kontynuował walkę.

Do mety dotarł 32 minuty za zwycięzcą, mieszcząc się w limicie czasu.

Bolą mnie plecy, ale jechałem dla ekipy. Dla zespołu, dla chłopaków. Zaufali mi, pracowali na mnie cały Tour, nie chciałem się poddać po tym wszystkim co dla mnie zrobili

– wyjaśniał “Pitbull”.

fot. Jakub Zimoch/rowery.org