Cheng Ji jest pierwszym Chińczykiem w historii, który wystartował w Tour de France. Po pierwszym tygodniu zmagań kierownictwo zespołu Giant-Shimano jest zadowolone z występu 27-latka.
Cheng Ji w hotelu dostaje zawsze pokój jednoosobowy, który z reguły zarezerwowany jest dla kapitana. Dlaczego otrzymuje go nasz bohater? Bo po prostu bardzo głośno chrapie… Co wieczór via Skype rozmawia ze swoją żoną mieszkającą na co dzień w Państwie Środka.
Para widzi się jedynie w miesiące zimowe, wiosnę, lato i jesień Cheng Ji przesiaduje w Europie. Na obozach czy wyścigach.
W „Wielkiej Pętli” zajmuje aktualnie ostatnie miejsce. Jeśli tę pozycję utrzyma, w Paryżu otrzyma specjalną nagrodę – lanterne rouge (czerwonej latarni). Koledzy nazywają go „Breakaway Killer”, zabójcą ucieczek, ponieważ takie jest jego główne zadanie.
Kierownictwo Giant-Shimano tłumaczy, że Cheng Ji na Tour pojechał wyłącznie ze względów sportowych, a nie z powodu powiązań sponsorskich. Dwa lata temu wziął udział w Vuelta a Espana – imprezę zakończył na ostatniej lokacie, z Giro d’Italia (2013) wycofał się po pięciu etapach.
Specjalnie dla niego z ojczyzny przyleciało siedmiu dziennikarzy. Codziennie w Chinach w TV można śledzić dwugodzinną transmisję live z przebiegu Grand boucle. Przed odbiornikami zasiadają miliony.
Nie chodzi przecież o to, skąd pochodzisz, tylko o to, co robisz i kim chciałbyś zostać, w co wierzysz. Trzeba iść swoją drogą
– powiedział Cheng Ji, który w młodości próbował swoich sił w lekkiej atletyce.