Danielo - odzież kolarska

Paryż – Roubiax 2006: nietykalny Fabian Cancellara

PT; 259 km. Szwajcar Fabian Cancellara (Team CSC), po ataku na Carrefour de l’Arbre, został zwycięzcą 104. Paryż – Roubaix.

194 zawodników o 10:58 wyruszyło z Compiegne na trasę “Piekła Północy”. Do pokonania było 27 odcinków brukowanych o łącznej długości 52,7 km. Pogoda sprzyjała, z za chmur przebijało słońce, wiał umiarkowany wiatr.

Jak zawsze od pierwszych kilometrów nie brakowało akcji zaczepnych, w 20-osobowej grupie znalazł się nawet jedyny polski reprezentant Piotr Mazur (Saunier Duval), ale przez dłuższy czas peleton nie pozwalał na wiele harcownikom. Nie brakowało również kraks, leżał m. in. George Hincapie (Discovery Channel), przebitą oponę wymieniał Thor Hushovd (Credit Agricole).

W końcu na 62 km oderwała się czwórka: Joost Posthuma (Rabobank), Nicolas Portal (Caisse d’Epargne), Stephan Schreck (T-Mobile) i Dmitri Konyshev (LPR), powoli zyskując przewagę. Z tyłu jechała trójka: Marco Righetto (Liquigas), Stephane Berges (AG2R), Iker Flores (Euskaltel), do której dołączył następnie Frank Hoj (Gerolsteiner).

Kolarze w takiej konfiguracji dojechali do pierwszego (a 27 licząc wstecz) brukowanego odcinka, Troivilles at Inchy (97 km; 2,2 km; ***). Przewaga liderów wynosiła wówczas 1.20 nad goniącą grupą i 2.05 nad peletonem. Na 110 km różnice zwiększyły się odpowiednio do 2.25 i 4.00, ale peleton powoli przyspieszył redukując systematycznie straty.

Po pokonaniu Maing at Monchaux-sur-Écaillon (sektor 19; 144 km; 1,6 km; ***) na zakręcie w czołówce wywrócił się Portal, ale szybko zdołał dołączyć do kolegów. 1.47 tracili wówczas Frank Hoj i Matte Pronk (Unibet.com), zasadnicza grupy minutę więcej. Na Haveluy at Wallers (sektor 18; 155,5 km; 2,5 km; ****) peleton odjechał słabnącemu Mazurowi. Przewaga czwórki zmalała poniżej minuty za sprawą ekipy Quick Step narzucającej bardzo mocne tempo przed Laskiem Arenberg (sektor 17; 163,5 km; 2,4 km; *****).

Odcinek ten okazał się końcem ucieczki prowadzącej od 62 km czwórki. Z przodu wyselekcjonowała się 17-osobowa czołówka: Van Petegem, Steegmans (Davitamon), Hincapie, Gusev, Hoste (Discovery), Cancellara, Michaelsen (CSC), Boonen (Quick Step), Wesemann, Schreck (T-Mobile), Guesdon, Eisel (FDJ), Posthuma, Flecha (Rabobank), Portal (Caisse d’Epargne), Ballan, Franzoi (Lampre).

Kolejny defekt przytrafił się Hushovdowi, który w ten sposób tracił szansę na odegranie roli w wyścigu. W trudnej sytuacji znalazł się Boonen, wszyscy jego pomocnicy zostali z tyłu. Strata peletonu wynosiła 40 sekund, w którym pracowali właśnie kolarze Quick Step, próbując dołączy ze wsparciem dla swojego lidera.

Na Hornaing at Wandignies – Hamage (sektor 15; 176 km; 3,7 km; ***) z czołówki odpadli Schreck, Franzoi i Posthuma. Kolarze Quick Step przed tym odcinkiem zmniejszyli stratę zasadniczej grupy do 27 sekund, ale po jego pokonaniu wzrosła już do 50 sekund.

60 km przed metą prowadząca grupa miała w zapasie blisko 2 minuty. Nastąpiło pewne uspokojenie przed decydującymi fragmentami “kocich łbów”.

W końcu na Auchy-lez-Orchies at Bersée (sektor 11; 205 km; 2,6 km; ***) zaatakował Flecha. Za Hiszpanem błyskawicznie znaleźli się Boonen i Cancellara, a po wyjechaniu na asfalt kolejni, oprócz zmęczonego Portala.

Kolejny odcinek Mons-en-Pévele (sektor 10; 210,5 km; 3,0 km; *****) okazał się tragiczny dla Hincapie. W rowerze Amerykanina odpadła kierownica i jeden z głównych faworytów do zwycięstwa zakończył wyścig siedząc na poboczu ze łzami w oczach. Przyspieszył Boonen, za którym utrzymali się Cancellara, Van Petegem i Ballan, a po dłuższej pogoni jeszcze Gusev, Hoste i Flecha, a na końcu Eisel.

Z początkiem Cysoing at Bourghelles (sektor 6; 232 km; 1.3 km; ****) rozpoczęły się cztery decydujące brukowane odcinki. Sytuację starał się kontrolować Boonen. Wywrócił się Gusev, pociągając za sobą Ballana, ale dwójka zdołała powrócić do czołówki. Rosjanin na Bourghelles at Wannehain (sektor 6b; 234,5; 1,1 km; ****) znów odpadł, ale jeszcze raz dołączył.

Przed Camphin-en Pévele (sektor 5; 239 km; 1,8 km; ****) atakowali Flecha z Ballanem, a już na bruku Gusev z Cancellarą. Dwójka zdobyła 15 sekund przewagi, wjeżdżając na ostatni trudny fragment – Carrefour de l’Arbre (sektor 4; 242 km; 2,1 km; *****). Z przodu ciągnął Cancellara, w drugiej grupce Ballan.

Szwajcar odskoczył Rosjaninowi, wychodząc na samotne prowadzenie. Po Gruson (sektor 3; 244 km; 1,1 km; **) z przodu jechał Cancellara, za nim, o pół minuty, Gusev, Van Petegem i Hoste, następnie Ballan i dopiero dalej Boonen z Flechą. Tą ostatnią trójkę po chwili zatrzymał przejeżdżający pociąg, ostatecznie przekreślając ich jakiekolwiek szanse na zwycięstwo.

7 km przed końcem Szwajcar wyprzedzał trójkę Gusev, Van Petegem i Hoste o 0.45, następną trójkę Ballan, Boonen, Flecha o 1.13.

Do końca już nic się nie zmieniło, Fabian Cancellara samotnie wjechał na welodrom w Roubaix, w znakomitym stylu zwyciężając w “Piekle Północy”. Sprinterską rozgrywkę o drugie miejsce rozstrzygnął dla siebie Hoste przed Van Petegemem.

Po wyścigu sędziowie zdyskwalifikowali trójkę: Hoste, Van Petegem i Gusev, za przejechanie przez przejazd kolejowy przy zamkniętym szlabanie.

Claude Deschaseaux, przewodniczący komisji Paryż-Roubaix, tak skomentował dyskwalifikację trójki zawodników: Leif’a Hoste, Petera Van Petegema oraz Vladimira Guseva, którzy nie zatrzymali się na przejeździe kolejowym:

– Ta reguła została wprowadzona w życie już jakiś czas temu, ze względów bezpieczeństwa, by zawodnicy nie próbowali manewrów wokół szlabanów. Można było zobaczyć, że było wystarczająco dużo czasu, by się zatrzymać [kolarze]. Bez wątpienia ta decyzja nie jest dla poszkodowanych zbyt szczęśliwa, ale według zasad regulaminu. Zawodowcy znają go bardzo dobrze.

Deschaseaux’a skrytykował natomiast dyrektor wyścigu, odpowiedzialny jeszcze w zeszłym roku za Tour de France, Jean-Marie Leblanc: – Było przecież wiadomo, że Cancellara wygra, a pozostali będą walczyć tylko o drugie miejsce. Dla mnie ważniejszy jest duch sportu, a nie suche zasady.

Fabian Cancellara jest dopiero drugim obywatelem Szwajcarii, któremu udało się triumfować w Paryż-Roubaix. Poniżej krótki wywiad z 25-letnim zawodnikiem teamu CSC, znanym do tej pory przede wszystkim, jako doskonały „czasowiec”, a nie specjalista od klasyków.

Widział Pan czerwone światło przy przejeździe kolejowym?

Nic nie widziałem. Koncentrowałem się wyłącznie na mojej jeździe. To, co działo się za mną, w ogóle mnie nie interesowało. Powidziałem sobie, że „mój” wyścig rozpoczyna się w Arenbergu. Zastanawiałem się, jak będzie wyglądać czołowa grupka kolarzy. Cały czas czułem się mocny i trzymałem swoje tempo. Widziałem niektórych zawodników, szeroko otwierających usta. Coś osiągnąłem. A na końcu to była już demonstracja-z pociągiem, czy bez niego! Sytuacja z tyłu mnie nie była ważna.

Wierzył Pan, że Boonena można pokonać?

Boonen jest zawodnikiem, jak ja i wielu innych. Stanąłem na starcie, by wygrać. Rozmawiałem z teamem przed wyścigiem i uzgodniliśmy, że nie będziemy zbytnio uważać na Boonena. Dla mnie było ważne, aby pokazać mojemu zespołowi, iż jestem w stanie znaleźć sobie miejsce w każdej uciekającej grupce. Dlaczego to takie ważne? Ponieważ drużyna świetnie dla mnie pracowała.

Jaki punkt był dzisiaj decydujący?

Oprócz tego, że byłem najmocniejszy, mogę powiedzieć, iż miałem niezwykle silne nogi-jak jeszcze nigdy. Również psychika nie zawiodła.

Śmiał się Pan na mecie.

Tak i nie. Często pytałem przez nadajnik, ile sekund mam jeszcze przewagi. Największy problem sprawiał mi wiejący z przodu wiatr. Czułęm się, jak w „czasówce”. Nigdy nie byłem pewien, nawet 5 km przed welodromem, czy wjadę na stadion sam, czy też nie.

O czym Pan myślał, będąc już na welodromie w Roubiax?

Najpierw myślałem, by tylko teraz nie upaść. Ale kiedy zauważyłem mojego dyrektora sportowego [teamu CSC], Scotta Sunderlanda, zdałem sobie z tego sprawę, że teraz mogę sobie trochę odpuścić, jechać trochę wolniej i rozkoszować się atmosferą. Potem przyszedł czas na emocje. Ostatnich 300 metrów wprost nie da się opisać. Jestem przecież dopiero drugim Szwajcarem w historii, po Henri Sutterze w roku 1923, który wygrał Roubaix.

Jakie ma Pan cele na dalszy przebieg sezonu?

W ubiegłym roku powiedziałem w Roubaix, że tutaj wrócę i zwyciężę. Teraz myślami jestem przy Tour des Flanders, ponieważ sądzę, iż dowiodłem, iż również ten klasyk mogę wygrać. Teraz pora na odrobinę odpoczynku. Potrzebuje urlopu, na świętowanie sukcesu…

Inne wypowiedzi:

Drugi na mecie Tom Boonen (Quick Step): Wygrał dzisiaj najlepszy. Nie rozumiem zamieszania wokół “afery szlabanowej”. Na miejscu uciekającej trójki, postąpiłbym tak samo. W taki sposób [przez dyskwalifikację] zająć drugie miejsce, nie jest zbyt przyjemne. W tym miejscu, gdzie zaatakował Cancellara, a więc 19 km przed metą, chciałem również i ja odjechać. Miałem nawet skontrować z lewej strony, ale Flecha wpadł na ten sam pomysł i musiałem zwolnić. Nie byłem tak mocny, jak w Tour des Flanders. Gdybym czuł się silniejszy, to pogoniłbym za Fabianem. Jednak sądzę, że też moja druga lokata w Roubaix, mając na uwadze cały przebieg sezonu, jest zasłużona.

Przed dyskwalifikacją drugi na mecie Leif Hoste (Discovery Channel): To śmieszne. Mieli 15 km by nam zakomunikować [o dyskwalifikacji], ale nie zrobili tego. Powinni to zrobić w trakcie wyścigu, a nie po wszystkim. Gdzie duch wyścigu? Co mogę zrobić, złożyć protest przeciw UCI? Nie sądzę by to coś zmieniło.

Przed dyskwalifikacją trzeci na mecie Peter Van Petegem (Davitamon-Lotto): Udowodniłem, że jeszcze się nie skończyłem. Cancellara był najsilniejszy, gdyby było inaczej dojechalibyśmy do niego. Wiatr sprawił, że to był bardzo ciężki wyścig, a po atakach Flechy nogi zaczęły odczuwać dystans. Co do dyskwalifikacji to nie sprowadziliśmy niebezpieczeństwa na innych zawodników. OK, to był poważny błąd. W Belgii z tym jest różnie, tutaj była dyskwalifikacja.

Dyrektor sportowy Discovery Channel Dirk Demol: Cały dzień nie opuszczał nas pech, szczególnie ten urwany widelec Hincapie i później dyskwalifikacje. Nie rozumiem tego. Miejsca między pierwszym, a siódmym były rozstrzygnięte. Nic się nie mogło zmienić.