Tour de France 2023. Vingegaard lepiej niż założenia, Pogacar nie składa broni

Jonas Vingegaard pojechał czasówkę lepiej niż zakładali jego trenerzy. Tadej Pogacar nie miał najlepszego dnia. Po dwóch tygodniach zaciętej szarpaniny na sekundy, indywidualny wysiłek u podnóża Mont Blanc wyraźnie wskazał, że broniący tytułu Duńczyk jest mocniejszy od Słoweńca.

Wysiłek nie był długi, nieco ponad 30 minut, ale zdołał zmienić efekty ponad 62 godzin starań w ostatnich dwóch tygodniach. Czasówka u podnóża Mont Blanc rozpoczęła trzeci tydzień Tour de France i niemal dwuminutowym buforem rozdzieliła dwóch najlepszych kolarzy wyścigu.

Tadej Pogacar nie tak wyobrażał sobie klasyfikację Tour de France po czasówce. Słoweniec stracił 1:38 do Jonasa Vingegaarda i ma 1:48 do odrobienia, jeśli chce wygrać Tour de France.

Nie czułem się najlepiej w drugiej części trasy, ale to był nadal porządny wysiłek. Znałem czasy Van Aerta, cieszyłem się, że jestem od niego lepszy, ale równocześnie notowałem straty do Jonasa. Czułem, że idzie mi dobrze, ale różnica jest teraz spora. Miałem nadzieję, że będzie mniejsza, miałem nadzieję założyć dziś koszulkę lidera. Mam nadzieję, że to okaże się takim etapem jak ten z Col de Marie Blanque [etap 5] i że jutro będę miał nogę

– mówił na mecie.

fot. A.S.O./Pauline Ballet

Nadzieja umiera ostatnia, więc lider UAE Team Emirates nadal wierzy. Przed nim królewski etap na Col de la Loze (środa) i górski etap w Wogezach (sobota).

To nie koniec. Jeśli jutro będzie padało, mogę obiecać, że będzie ciekawie. Przed nami dwa bardzo trudne etapy, chyba najtrudniejsze w tym wyścigu. Wszystko się może wydarzyć, każdy może mieć zły dzień. Trudno jest odrobić stratę niecałych dwóch minut, ale spróbujemy

– zapewnił.

Jonas Vingegaard na odcinku z Passy do Combloux frunął. Lider Jumbo-Visma ma 1:48 przewagi nad Pogacarem przed królewskim etapem wyścigu, ale kolejno kolarze tracą już kilka i kilkanaście minut. Dość powiedzieć, że piąty zawodnik w klasyfikacji traci już ponad 11 minut, a dziesiąty ponad 18 minut.

Czułem się znakomicie. To najlepsza czasówka, jaką w życiu pojechałem i jestem z tego dumny. Jeśli mam być szczery, jestem zaskoczony, że poszło mi tak dobrze. Podzieliliśmy czasówkę na cztery części. Pojechałem mocno na pierwszym podjeździe, złapałem oddech na zjeździe i oszczędzałem się na płaskim odcinku. Dałem z siebie wszystko na ostatnim podjeździe, ale zostawiłem rezerwy na dojazd do mety za szczytem. Mieliśmy to wszystko rozpisane, ale jechałem tak dobrze, że nawet w momentach, w których miałem się oszczędzać, generowałem więcej mocy niż zakładaliśmy

– tłumaczył Duńczyk.

Nie wygrałem jeszcze wyścigu. To nie koniec, nadal muszę bronić koszulki. Póki co pomaga mi w tym świetny zespół i za to im dziękuję. Wszystko co robimy w tegorocznym Tourze jest częścią planu, który każdego dnia wcielamy w życie.

fot. A.S.O./Charly Lopez

Czasówki do udanych nie zaliczy Jai Hindley. Australijczyk z Bora-hansgrohe stracił 4:37 do Vingegaarda i choć pozostaje piąty w klasyfikacji generalnej, jego widoki na poprawienie tego wyniku nie są najlepsze. Do walczących o podium Adama Yatesa i Carlosa Rodrigueza traci ponad 2 minuty, natomiast za jego plecami wyrastają Simon Yates, Pello Bilbao i Sepp Kuss.

Nie poszło mi tak, jak oczekiwałem. Czuję skutki upadku, miałem problemy z generowaniem najwyższej mocy. Wczoraj skupiliśmy się na terapii i odpoczynku, mniej na treningu. Myślę, że te zabiegi były ważne, ale dziś trudno było mi znaleźć właściwy rytm. Zobaczymy co przyniosą kolejne dni: wiem, że jestem w formie i będzie to widać, jeśli pozbieram się po tej kraksie

– mówił.