Danielo - odzież kolarska

Mistrzostwa Polski 2023. Alan Banaszek: “Trzeba mieć głowę na karku”

Alan Banaszek po wygraniu wyścigu o mistrzostwo Polski

Alan Banaszek w Ostrołęce przywdział biało-czerwoną koszulkę mistrza Polski. Złoty medal w wyścigu ze startu wspólnego wywalczył po ponad 165 kilometrach w ucieczce.

Alan Banaszek zdobył mistrzostwo Polski w wyścigu ze startu elity mężczyzn po tym jak wraz z Filipem Maciejukiem i Marcinem Budzińskim odjechali z 13-osobowej grupy, prowadzącej 227-kilometrowy wyścig. 25-latek na finiszu okazał się najlepszy i na podium świętował największy sukces w szosowej karierze.

To jest taki dziwny wyścig… o, ten pan wie najlepiej [wskazuje nad nadchodzącego Marka Rutkiewicza]. Trzeba mieć głowę na karku, bo tutaj nie wygrywa wcale najmocniejszy. Trzeba mieć dużo szczęścia, trzeba mieć pod nogą. Ja dzisiaj miałem, naprawdę dużo pod nogą. Ale trzeba mieć też nosa do pewnych rzeczy i to mi się też zazębiło. Fajnie głowa pracowała, cały czas byłem tam, gdzie trzeba. I tak jechałem sobie po to

– mówił już na spokojnie, po dekoracji i kontroli antydopingowej, w rozmowie z trzema obecnymi na miejscu reporterami.

Nowy mistrz Polski w kolarstwie szosowym to dwukrotny mistrz Europy w kolarstwie torowym (w wyścigu punktowym (2017) i w omnium (2021), który w tym sezonie występuje w amerykańskim zespole Human Powered Health i rywalizację na torze łączy z wyścigami szosowymi.

Jego celem są Igrzyska Olimpijskie w kolarstwie torowym w Paryżu, natomiast w tym sezonie skupi się na Tour de Pologne i na mistrzostwach świata w kolarstwie torowym w Glasgow.

Doświadczenie w ściganiu się na welodromie i w sprintach grało na korzyść Banaszka na płaskiej trasie w Ostrołęce, ale 25-latek musiał przetrwać 227 kilometrów ścigania w starciu z kolarzami topowych ekip i licznie reprezentowanymi polskimi zespołami.

Wszystkie ruchy były przemyślane, nie traciłem głupio sił. Jechałem jak najmniejszym kosztem, a tak, żeby niczego nie przegapić

– podkreślił.

Banaszek, drugi kolarz wyścigu z 2021 roku, tym razem jechał bez licznej obstawy, jaką wtedy zapewniali mu kolarze HRE Mazowsze Serce Polski. Tym razem musiał liczyć na siebie, a na starcie stanął tylko ze Stanisławem Aniołkowskim, również reprezentującym barwy amerykańskiego zespołu Human Powered Health.

Bardziej musiałem się skupiać na sobie, tam jeździliśmy bardziej drużynowo. Wiadomo, jakiś tam sentyment jest [do ekipy]. Ale nie mogę powiedzieć, że chłopaki z Mazowsza mi pomagali, Marcin jechał bez zmian. Ale nie podkładali mi kłód pod nogi. Żadnych koalicji tam nie było

– zapewnił.

Być we właściwym miejscu

Alan Banaszek w powodzenie ucieczki, która zawiązała się po około 60 kilometrach, uwierzył dość wcześnie.

Wiedziałem, że każdy chciał pracować [w odjeżdżającej trzynastce – przyp. red.] i wiedziałem, że jak każdy będzie chciał pracować, to pojedziemy i że nas raczej nikt nie dogoni. Naprawdę jakaś niesamowita koalicja musiałaby się w peletonie zebrać, żeby tę akcję dogonić

– wskazał.

Grupka uzyskała ponad pięć minut przewagi, co w wyścigu o mistrzostwo Polski zwykle pozwala zacząć myśleć o medalach. Zawodnik amerykańskiej ekipy przyznał, że czołówkę chciał okroić dość wcześnie. Jego atak na 90 kilometrów przed metą nie przyniósł efektu, więc Banaszek wrócił do grupki i poczekał na lepszą okazję.

Wiedziałem, że mamy dużą przewagę i że można zacząć myśleć o tym, żeby to jakoś układać lepiej pod siebie. Było tam kilku szybkich chłopaków. Nie lubię zostawiać przypadkowi takich sytuacji… różnie bywa. Nie chciałem czekać za długo. Było po trzech chłopaków z Mazowsza i Vostera. Tobiasz [Pawlak] i Norbert [Banaszek] są bardzo szybcy, tamci mieli Bartosza Rudyka. Wiem, że ten młody [Radosław] Frątczak jest też szybki, “Wiśnia” jest mega szybki. Ostatnio tak dużo nie finiszowałem, nie czułbym się pewnie na finiszu

– analizował.

Nie myślałem w ogóle o tym, kto może być najsilniejszy. Podchodziłem do tego z respektem, nikogo nie lekceważyłem.

Alan Banaszek po wygraniu wyścigu o mistrzostwo Polski

Alan Banaszek po wygraniu wyścigu o mistrzostwo Polski; fot. rowery.org

Trójkowa akcja i incydent na rondzie

Banaszek przeskoczył do atakujących Maciejuka i Budzińskiego, co utworzyło zwycięską akcję dnia na około 70 kilometrów przed metą. W tym gronie kolarz Human Powered Health był najszybszy, Maciejuk robił za motor napędowy, a Budziński jechał bez zmian, bo miał za plecami dwóch kolegów.

Jak tylko dojechałem do nich, to Marcin przestał dawać zmiany. Trochę się obawiałem, bo Marcinek jest bardzo dynamiczny. Ale jak skoczył na rundę do końca i “zawiesił się” przed nami, to już byłem spokojny. Filip zaskoczył mnie, szczerze mówiąc [atakiem na ostatnim kilometrze]. Jakbym zareagował sekundę wcześniej, to nie byłoby problemu, a tak musiałem się trochę zagiąć

– relacjonował Banaszek, którego zwycięski sprint był odpowiedzią na akcję kolarza Bahrain Victorious.

Trójka na rundy w Ostrołęce wjechała z przewagą 1:40 nad pościgiem, w którym kolarze oglądali się na Łukasza Wiśniowskiego. Peleton z ekipą Voster, Łukaszem Owsianem, Cesare Benedettim i Michałem Kwiatkowskim tracił 3:30.

Banaszek na wjeździe na rundy w Ostrołęce, 37 kilometrów przed metą, źle pojechał na rondzie za linią startu/mety. Powrót do prowadzącej dwójki miał odbyć się przy pomocy samochodu, na co sędziemu głównemu, Pawłowi Skorkowi, po wyścigu zwracał uwagę świadek zajścia, Michał Gołaś.

Sędzia główny potwierdził później, że ze strony ekipy Bahrain Victorious nie został wniesiony oficjalny protest i że po rozpatrzeniu okoliczności incydent nie stał się podstawą do jakichkolwiek działań.

Zapytany o ten moment, Banaszek, potwierdził, że na rondzie pojechał prosto, zamiast skręcić w lewo. Droga, którą wybrał, nie była zamknięta (kolarze wpadali tam po finiszu), nie było tam też oznaczeń trasy.

Poznałem tę końcówkę dopiero jak wjechaliśmy na rundy. Zgubiłem drogę na wjeździe. Chłopaki przed wjazdem na rundy zgubili moje koło, bo ja pojechałem dobrze, to ja czekałem na nich. A później ja straciłem ich koło, bo źle pojechałem. Nie było tam nic… nie wiem, miałem wrażenie, że motocyklista pojechał prosto. [Oni] nie poczekali

– wspominał.

Lekką zapomogę dostałem z samochodu, ale wszystko w granicach rozsądku, ale też wiadomo, z karą się można liczyć. Takie jest kolarstwo. Ale też byłem trochę pokrzywdzony przez to, że ta droga nie była zamknięta. To był nasz pierwszy wjazd na rundę. Złapałem jeszcze kolumnę [samochody jadące za ucieczką]

– tłumaczył.