Danielo - odzież kolarska

Kim jest Andreas Leknessund? O Norwegu, który nosił maglia rosa

Andreas Leknessund do kolarstwa trafił po szkole sportowej w Norwegii, przeszedł przez struktury młodzieżowego zespołu Uno-X i w ekipie DSM rozwinął skrzydła. Oto historia Norwega, który przez pięć dni nosił koszulkę lidera Giro d’Italia.

Andreas Leknessund został liderem Giro d’Italia po ucieczce na czwartym etapie i koszulkę oddał dopiero po czasówce na dziewiątym odcinku. 23-latek, który na pagórkowatym odcinku ósmym nieźle bronił się przed atakami faworytów i w niedzielę pojechał solidną czasówkę, nie widzi się jednak w walce o najwyższe lokaty.

Nie sądzę, że Giro zmienia wiele w kontekście mojej przyszłości. Nadal widzę się jako kolarza na ucieczki. Oczywiście, jeśli pojawi się okazja na wynik w generalce, zainteresuję się nią. Ale w Grand Tourach moją najlepszą szansą jest polowanie na etapy

– zapowiedział na konferencji prasowej podczas dnia przerwy.

Celem na Giro było wygranie etapu i ten cel jest nadal aktualny. Póki co jestem na dobrej pozycji w generalce, ale chciałbym bardzo wygrać etap. Niewiele zabrakło mi na czwartym etapie, ale myślę, że może mi się udać. Im trudniejszy etap, tym lepiej. Coś jak na czwartym etapie, [odpowiadają mi] trasy, na których wszyscy są wymęczeni w końcówce.

Dni w maglia rosa

Plan Leknessunda na wygranie etapu w regionie Basilicata zbiegł się z planem ekipy Soudal-Quick-Step, która po trzech dniach eskortowania lidera wyścigu chciała oddać maglia rosa w ręce innej ekipy.

Andreas Leknessund tego dnia miał dobry dzień, ale równocześnie wyciągnął los na loterii. Gdy w finale walczył z Aurelienem Paretem-Peintrem, miał świadomość, że bez względu na wynik sprintu może zostać liderem wyścigu.

Tak też się stało. Francuz wygrał etap, a Norweg przywdział maglia rosa. W historii tylko jeden z jego rodaków może pochwalić się podobnym wyczynem: Knut Knudsen, który był liderem Giro dwa razy: w 1975 i w 1981 roku.

Jestem naprawdę zadowolony z początku Giro. Pojechaliśmy bardzo dobrze jako drużyna, ja spędziłem pięć dni w różowej koszulce, a koledzy wywalczyli miejsca w dziesiątce etapów. Maglia rosa to najjaśniejszy punkt tych etapów, ale jestem przekonany, że będziemy walczyli o dobre wyniki w kolejnych dniach

– ocenił Norweg podczas dnia przerwy.

Po ochłonięciu, 23-latek do sukcesu od początku podszedł racjonalnie. Koszulki nie zamierzał oddać bez walki, ale wiedział, że na czasówce i w wysokich górach nie może mierzyć się z faworytami wyścigu.

Prowadzenie rywalizacji w Grand Tourze jest wyjątkowe. Dodaje pewności siebie, przynosi nowe odczucia w peletonie, bo nagle to inni kolarze podjeżdżają z gratulacjami. To było niezwykle miłe. Nie czułem presji, starałem się po prostu każdego dnia pojechać jak najlepiej. Wiedziałem, że nie utrzymam koszulki do końca. Cieszyłem się każdym dniem w maglia rosa

– zapewnił.

Początek Giro przeszedł moje oczekiwania. Wiedziałem, że jestem w formie, ale na pewno nie spodziewałem się, że pierwszy tydzień tak się ułoży. Myślałem, że w drugim czy trzecim tygodniu uda mi się powalczyć o etapowe zwycięstwo w ucieczkach.

Andreas Leknessund w koszulce lidera Giro d'Italia

fot. Fabio Ferrari/LaPresse

Andreas Leknessund, chłopak z koła podbiegunowego

Andreas Leknessund pochodzi z Tromsø, miasta położonego w obrębie koła podbiegunowego północnego.

Jego przygoda z kolarstwem zaczęła się, nie tak dawno, w 2018 roku, gdy trafił do kontynentalnego ówcześnie zespołu Uno-X. Kolarstwo w Norwegii stało wtedy kilkoma niezłymi wyścigami oraz sukcesami takich zawodników jak Edvald Boasson Hagen i Alexander Kristoff, którzy podążali ścieżkami wydeptanymi między innymi przez Thora Hushovda.

Tromsø, jak opowiada Leknessund, nie oferowało wtedy perspektyw na ściganie się na rowerze poza lokalnymi, rodzinnymi imprezami.

Jako dziecko uprawiałem narciarstwo. Wyrastałem na północy Norwegii, gdzie zima trwa dość długo. Nie mamy tam wielu entuzjastów jazdy rowerem, ale mój tata i moja siostra zaczęli jeździć. Ja nie byłem najlepszy na nartach, trochę mnie to nudziło, a kolarstwo wydawało się lepszą zabawą. Pierwsze kilka lat nie było prawie żadnych wyścigów, jeździliśmy w małych grupkach, trenowaliśmy dla zabawy

– wspominał w rozmowie z “Rowery.org” w styczniu tego roku.

Leknessund dziś z dumną opowiada o warunkach, w jakich przyszło mu zaczynać kolarstwo, ale i o tym, że lubi do nich wracać. Siedząc na konferencji prasowej podczas Giro d’Italia, 23-latek przyznał, że od pięciogodzinnych treningów nie odstrasza go śnieg ani brak światła, a zdjęcia z zimowych treningów w domu rozsyła regularnie kolegom z zespołu.

Norweg koło podbiegunowe porzucił jednak dość szybko, bo w wieku 15 lat aplikował do szkoły sportowej w Oslo i tam kontynuował treningi.

Od tamtego momentu moje życie obracało się wokół kolarstwa. Byłem na uprzywilejowanej pozycji. Po przeprowadzce dołączyłem do lokalnego klubu, jednego z większych w Norwegii. Jako junior szybko znalazłem się w kadrze narodowej. W pierwszym roku juniora pojechałem niemal wszystkie wyścigi z kalendarza kadry. Od razu miałem dobry program. Rok potem podpisałem kontrakt z Uno-X. Oni też mieli niezły plan startów. Czułem, że przez te lata trafiałem dobrze jeśli chodzi o środowisko. A ono też ewoluowało: Uno-X było małym zespołem dla kolarzy do lat 23, a z czasem przeistoczyło się w profesjonalną ekipę

– nakreślał.

Andreas Leknessund w koszulce lidera Giro d'Italia

fot. Gian Mattia D’Alberto/Lapresse

W mojej klasie było 7 czy 8 chłopaków w podobnej sytuacji, też wyjechali wcześnie z domu. Jednym z nich jest mój drużynowy kolega, Jonas Iversby Hvideberg. To była dla nas wszystkich duża zmiana, ale mieliśmy poczucie bezpieczeństwa, bo nie byliśmy sami. Wszyscy przyjechali tam, żeby osiągnąć jak najwyższy poziom sportowy. Większości się nie udaje, ale to są to nadal fajne trzy lata. Te trzy lata zrobiły ze mnie kolarza

– wspominał.

Norweska scena kolarska zmieniała się w latach, które Leknessund spędził w szkole sportowej i w zespole Uno-X. Dziś na poziomie WorldTour ściga się 8 zawodników i 8 zawodniczek, na poziomie ProTeam 24 kolarzy, a na poziomie kontynentalnym aż 29 zawodników i 9 zawodniczek.

Coraz więcej ludzi wybiera kolarstwo. jest system dla dzieci, które zaczynają od klubów, przechodzą przez szkoły sportowe, potem przez ekipy młodzieżowe, wreszcie zespoły kontynentalne i zawodowe. Myślę, że ja i inni młodzi zawodnicy z Norwegii jesteśmy świadectwem tej kultury i tego sposobu pracy

– zaznaczył.

Orlik rozwija skrzydła

Andreasowi Leknessundowi zawsze dobrze wychodziły czasówki i wynik w niedzielę, czyli dzielna obrona na 35-kilometrowym odcinku trasy Giro, nie wziął się z powietrza.

Jako junior sięgnął szczytu tej dyscypliny na norweskim podwórku i Europie, predyspozycje potwierdzając w każdej próbie, w jakiej startował. Startował głównie w etapówkach, z kadrą, z wynikami. Drugi w juniorskim Wyścigu Pokoju, drugi w Trophee Centre Morbihan i pierwszy w Tour du Pays de Vaud: po tak udanym 2017 roku mogłyby zainteresować się nim zaplecza najlepszych ekip, ale Norweg trafił do młodzieżowej wówczas ekipy Uno-X.

W pierwszym roku kategorii młodzieżowej zaczęła się klarować perspektywa zarabiania na życie w sporcie. Pamiętam, że już wtedy interesowały się mną ekipą WorldTour. Zawsze miałem poczucie, że możliwości, które się przede mną pojawiają, są lepsze niż to, czego się spodziewam. Nie spodziewałem się podpisania kontraktu z Uno-X. Tak samo kiedy zaczęły się mną interesować ekipy WorldTour… myślałem, że to tylko zainteresowanie, że przecież nie będę zawodowcem

– opowiadał o swoich początkach w peletonie.

Przeskok z poziomu juniorskiego na poziom młodzieżowy nie był łatwy, ale Leknessund nie zniknął. W 2018 roku w Wyścigu Pokoju i w Ronde de l’Isard zmieścił się w dziesiątce, a rok później wrócił by pierwszy wyścig wygrać, a w drugim zająć drugie miejsce. Drugie miejsca w Circuit des Ardennes i w Gandawa-Wevelgem potwierdziły wytrzymałość, a piąte miejsce w mistrzostwach Europy pokazało, że rower czasowy nie poszedł w odstawkę.

W 2020 roku zdobył mistrzostwo Europy w jeździe na czas młodzieżowców, pokonując wyraźnie Stefana Bisseggera, Ilana van Wildera, Toma Pidcocka czy Jonathana Milana. To mogło i robiło wrażenie. Zainteresowanie nie było tylko zainteresowaniem, za rozmowami poszły maile z dokumentami.

Podpisałem kontrakt z DSMem na początku trzeciego roku w kategorii młodzieżowej. Nie spodziewałem się jednak wiele, myślałem, że może w wieku 25 lat zostanę pomocnikiem w ekipie WorldTour. Rok później wygrywałem wyścigi, a teraz siedzę tu [na konferencji ekipy DSM] i na koncie mam już etap Tour de Suisse oraz generalkę Arctic Race of Norway, wyścigu, który stanowił dla mnie inspirację

– tłumaczył w styczniu tego roku, przed startem sezonu.

Andreas Leknessund w koszulce lidera Giro d'Italia

fot. Fabio Ferrari/LaPresse

Leknessund dziś miesza w Oslo i stamtąd wyrusza w świata na kolejne wyścigi. Gdy mówi o przyzwyczajaniu się do obciążeń ścigania na najwyższym poziomie, łatwo dostrzec, że na związane z tym podróże kładzie szczególny nacisk.

Przeskok do WorldTouru okazał się sporą zmianą. W 2021 roku pandemia uczyniła obozy treningowe i podróżowanie bardziej skomplikowanymi i utrudniła mi poznawanie ekipy. Po niektórych wyścigach musiałem gdzieś zostawać z powodu przepisów w Norwegii

– wspominał.

W pierwszym roku z ekipą startowałem w różnych wyścigach. Potrzebowałem też trochę czasu, żeby się przystosować do nowego środowiska, nowych treningów. W 2022 roku pokazałem, że jestem na właściwej ścieżce. Wtedy postanowiliśmy też zawiesić poprzeczkę nieco wyżej pod względem obciążeń treningowych i dni wyścigowych. Można powiedzieć, że przestałem być orlikiem i stałem się kolarzem worldtourowym. 200 dni w podróży, w tym wiele na obozach treningowych. To był duży krok pod wieloma względami i to się opłaciło..

To jeszcze nie koniec Giro

Koszulka lidera Giro d’Italia jest ukoronowaniem udanego przejścia przez kategorie juniorską i młodzieżową i przeskok na pokład zawodowego peletonu. Andreas Leknessund na włoski Grand Tour ma jednak więcej planów.

Norweg początkowo planował walkę o etapowe zwycięstwa. Z planu tego nie zamierza rezygnować, choć na okazję będzie musiał poczekać, gdyż w klasyfikacji generalnej jest nadal wysoko: do drugiego tygodnia przystąpi jako szósty kolarz wyścigu.

Na pewno jestem w stanie wygrać etap. Już pokazałem, że jestem w odpowiedniej formie. Bez koszulki lidera na plecach może będę miał więcej luzu. Jest to możliwe, ale to nie jest łatwe wyzwanie

– przyznał.

Czy Norwega kusi perspektywa walki o wysokie miejsca w klasyfikacji generalnej wyścigów etapowych?

Leknessund zapewnia, że póki co skupia się na rozwoju i polowaniu na etapy. Warto jednak pamiętać, że w wieku 22 lat zajął może mniej widoczne, ale bardzo obiecujące miejsca w dużych wyścigach etapowych: 11. w Paryż-Nicea, 13. w Tour de Suisse, 27. w Tour de France.

Co ugra w Italii – czas pokaże – ale wynik na miarę pierwszej dziesiątki klasyfikacji generalnej zdaje się być poza jego zasięgiem i, póki co, kręgiem jego zainteresowań.

Nie sądzę, że Giro zmienia wiele w kontekście mojej przyszłości. Nadal widzę się jako kolarza na ucieczki. Oczywiście, jeśli pojawi się okazja na wynik w generalce, zainteresuję się nią. Ale w Grand Tourach moją najlepszą szansą jest polowanie na etapy

– ocenił w poniedziałek.