Danielo - odzież kolarska

Tour de France Femmes 2022. Annemiek van Vleuten: “staram się nie być perfekcyjną”

Annemiek van Vleuten triumfuje na La Planche des Belles Filles

Królowa jest tylko jedna. Annemiek van Vleuten wygrała Tour de France Femmes i jako najlepsza zawodniczka świata była gotowa nie tylko na wyzwanie rywalek, ale i na zabranie głosu w imieniu peletonu kobiet.

Jej pierwsze wspomnienia Tour de France to etapy wyścigu mężczyzn i sukcesy kolarzy Rabobanku, ale gdy dziennikarze pytali o to, co powinno pojawić się na trasie w przyszłym roku, Van Vleuten wybór Alpe d’Huez uzasadniła nawiązaniem do batalii, które toczyły tam zawodniczki w latach 80. ubiegłego wieku.

Annemiek van Vleuten zna historię sportu, jego realia i nie ucieka od odpowiedzi na ważne pytania. Na pozycji najmocniejszej zawodniczki w peletonie zachowuje jednak umiar i kurtuazję. Otwarcie mówi, że w wyścigach kobiet brakuje czasówek, że peleton kobiet nie jest gotowy na trzytygodniowy Tour de France. Zachowania ekip, które dyktowały mocniejsze tempo w momencie defektu rywalki, skrytykowała, ale bez wymieniania nazwisk, za to odwołując się do pryncypiów fair play i przykładu Jonasa Vingegaarda.

W wieku 39 lat Holenderka nie aspiruje do roli rzeczniczki peletonu, ale jako zwyciężczyni wie, jak rozłożyć akcenty i wykorzystać swoją pozycję, gdy kamery wreszcie zwrócone są na peleton kobiet.

Jej zwycięstwo na dwóch górskich etapach i w klasyfikacji generalnej było scenariuszem przewidywanym, ale podanym niczym dobry thriller. Holenderka do momentu ataku na siódmym etapie nie była pewna, czy uda się jej wykrzesać z siebie pełnię potencjału po chorobie.

To spełnienie marzeń: wygranie na górskim etapie w żółtej koszulce. Ten tydzień nie był łatwy, były wzloty i były upadki. Nawet dziś nie miałam łatwo, za mną niezły rollercoaster. Zwycięstwo w maillot jaune na solo: najlepsze zwycięstwo

– powiedziała Van Vleuten po wygraniu ostatniego odcinka.

Trudno mi uwierzyć, że po takim przechorowaniu się siedzę tutaj w żółtej koszulce

– dodała już na konferencji prasowej.

Holenderka w pamięci miała ścieżkę, jaką przeszła w ostatnim tygodniu lipca. Po wygraniu Giro d’Italia Donne rzuciła wszystkie siły na regenerację i odpoczynek przed największym wyścigiem sezonu. Tour de France Femmes nie zdążył się jeszcze dobrze zacząć, a liderka ekipy Movistar już myślała o wycofaniu się.

Annemiek van Vleuten nie myśli zwykle o opuszczeniu wyścigów, raczej o ich wygrywaniu. Z żelazną konsekwencją, z uporem godnym lepszej sprawy, poświęcając niemal każdą chwilę swojego istnienia przygotowaniom się do kolejnych sportowych celów. Po pierwszym etapie Touru zmogło ją jednak zatrucie pokarmowe, a koleżanki z ekipy Movistar przez dwa kolejne dni musiały pomagać jej pakować walizkę i popychać ją na etapach.

Annemiek van Vleuten w koszulce liderki Tour de France Femmes

fot. A.S.O./Fabien Boukla

39-latka przeczołgała się przez kolejne odcinki, czwartego dnia czuła się już lepiej. Siódmego dnia nie odpoczywała, za to rzeź, jaką urządziła na podjazdach Wogezów, jeszcze w jej trakcie przeszła do annałów kolarstwa. Dzień później, na La Planche des Belles Filles, Van Vleuten dokończyła dzieła zniszczenia.

Jej szarżę po etapowe zwycięstwo w szczytowym punkcie tylko we francuskiej telewizji oglądało 5,1 miliona widzów.

Jestem bardzo dumna, że wygrałam pierwszą edycję Tour de France kobiet po reaktywacji. Mam nadzieję, że to wielki start i że ten wyścig będzie jeszcze większym wydarzeniem. Dziś mogę jeść tylko pizzę i lody, mogę świętować i nie myśleć o jutrze

– dodała ze śmiechem.

Właśnie dzwonił mój trener, na jutro rozpisał mi 6 godzin treningu, więc… (śmiech) żartuję, trener powiedział, że przez następny tydzień mogę robić co mi się podoba

– rzuciła na konferencji prasowej, gdy ktoś zapytał o dalsze plany.

Annemiek van Vleuten w otoczeniu koleżanek z Movistar Team na Tour de France Femmes

fot. A.S.O. Thomas Maheux

Van Vleuten znana jest z niemal ascetycznego podejścia do sportu. Holenderka tygodnie spędza trenując na wysokości, poświęca się niemal zupełnie przygotowaniom, ale, jak mówi, to ją nakręca.

Chcę być wzorem, który pokazuje, że podstawą wszystkich osiągnięć jest czerpanie radości ze swojej pracy. Jeśli się tym nie cieszysz, nie ma co jeździć. Zawsze próbuję się cieszyć wszystkim co robię. I… staram się nie być perfekcyjną

– powiedziała w wywiadzie z australijską stacją “SBS Sport”.

Akceptuję, że te 5% mojego czasu nie jest spędzane perfekcyjne: czasami jem lody, pizzę, nie idę spać wcześnie. Ale przez 95% jestem skupiona na celu. Kiedy sobie takowy wyznaczam, zadaję sobie pytanie: czy to mi odpowiada? Nie robię rzeczy, którymi się nie cieszę. Kolarstwo dało mi tak wiele, doceniam to i to mnie napędza.

Kolarstwo jako ścieżka życia, którą Van Vleuten rozpoczęła na dobre po ukończeniu studiów (z wykształcenia specjalistka w chorobach odzwierzęcych i epidemiologii), w wieku 25 lat, ma jednak swój koniec. 39-latka kończy karierę po sezonie 2023. Ze sceny chciałaby zejść niepokonana, po drugiej wygranej w Tour de France Femmes.

[Organizatorzy] muszą być rozważni w rozbudowywaniu tego wyścigu. Trasa musi być interesująca, jak w tym roku. Nie ma co wpychać na siłę Alpe d’Huez, alpejskich i pirenejskich wspinaczek. Ale Alpe d’Huez byłoby miłym prezentem dla mnie na zakończenie kariery

– roześmiała się.

Mam nadzieję, że rozwój peletonu kobiet pozwoli za jakiś czas na zorganizowanie trzytygodniowego wyścigu. Ale proszę, nie róbcie tego za rok, myślę, że nie jesteśmy na to gotowe

– dodała, później wskazując, że nie wszystkie zawodniczki startujące w wyścigu otrzymują pełnoetatowe wynagrodzenie i że rozwój dyscypliny zajmie więcej czasu.