Danielo - odzież kolarska

Tour de France 2022. Jonas Vingegaard: “drugie miejsce już mam, teraz jadę po zwycięstwo”

Jonas Vingegaard czekał na swój moment, ale do końca nie był pewien, czy na alpejskim etapie Tour de France podoła Tadejowi Pogacarowi. Duńczyk na Col du Granon postawił wszystko na jedną kartę i po całym dniu pracy zespołu Jumbo-Visma zdołał przełamać opór rywala.

Tadej Pogacar kilka dni temu w jednym z wywiadów powiedział, że uważa Jonasa Vingegaarda za najlepszego górala świata. Uwaga ta, którą można było zbyć jako kurtuazję w obliczu pytania o najgroźniejszego rywala, brzmiała szczerze, gdyż Słoweniec wiedział, jak trudnym rywalem jest Duńczyk.

Vingegaard, który przed rokiem w Paryżu przegrał tylko z Pogacarem, w pierwszych dniach tegorocznego Tour de France szybko wyszedł na pozycję wicelidera i jako jedyny ścigał się z Pogacarem na La Planche des Belles Filles i w Châtel. Przed kluczowymi alpejskimi etapami do Słoweńca zmarnotrawił jednak mniej sił i do lidera tracił tylko 39 sekund.

Co warte podkreślenia, Duńczyk jedzie swój drugi Tour de France w karierze. Ta zaczęła się przecież niedawno: 25-latek do 2019 roku ścigał się przecież na poziomie kontynentalnym i pracował w sortowni ryb. Od czasu wejścia w szeregi Jumbo-Visma jego kariera nabrała rozpędu i po dwóch i pół roku od dołączenia do peletonu WorldTour Vingegaard znajduje się na jego czele.

Nadal nie wierzę. Marzenie się spełnia. To niewiarygodne, to jakieś wariactwo. Kiedy się obudziłem rano, wiedziałem, że chcę pojechać po etap i po koszulkę. Ale dokonać tego… to niesamowite. Wygrana etapowa na Tourze, koszulka lidera, tego nikt mi nie odbierze. Trudno to ubrać w słowa. O tym marzyłem. Zawsze

– mówił na mecie.

Nawet jeśli ją stracę, to będę niezwykle dumny z bycia liderem Touru. To jest największy wyścig świata, jestem jego liderem. Trudno to opisać

– dodał na konferencji prasowej, kilkadziesiąt minut później.

Vingegaard na mecie, jeszcze na rolkach, już rozmawiał przez telefon. Nie była to jednak rozmowa o nowym kontrakcie ani gratulacje od pani premier Mette Frederiken.

Rozmawiałem z moją dziewczyną. Ona jest całym moim światem. Nie byłbym w stanie osiągnąć niczego bez niej i bez mojej córki. Bez wsparcia, które mi dają. Są dla mnie najważniejsi, pierwsza rzecz jaką robię [po etapie] to dzwonię do nich

– przyznał na konferencji prasowej.

fot. Gian Mattia D’Alberto – LaPresse

Plan znali wszyscy

Przejęcie koszulki lidera było planem zespołu Jumbo-Visma, który w operację złamania Tadeja Pogacara zaangażował cały skład.

Plan zakładał wysłanie zawodników do ucieczki, a następnie wczesne ataki, ale do tego dochodziły warunki dnia: aby taką operację przeprowadzić wszyscy musieli się dobrze czuć, a dwóch zawodników Jumbo-Visma musiało zinfiltrować ucieczkę.

We środę te dwie zmienne zagrały w równaniu ułożonym przez holenderską ekipę. Na etapie prowadzącym przez Col du Telegraphe i Col du Galibier ku niesamowicie stromej Col du Granon, ekipa lidera nie zdołała zapanować nad selekcją ucieczki i Christophe Laporte i Wout van Aert zabrali się do ucieczki w roli “satelitów” (jak rolę ich określił Vingegaard).

Primoz Roglic i Jonas Vingegaard czuli się za to na tyle dobrze, że zaczęli atakować Tadeja Pogacara już na Col du Telegraphe.

Chcieliśmy zaatakować z daleka, Primoz naprawdę się zaginał, abyśmy mogli rzucić wyzwanie Pogacarowi. To się udało. Naprawdę pokazał jak wielkim jest zawodnikiem

– komentował Vingegaard, odnosząc się do poświęcenia Słoweńca na jego rzecz.

Duet błyskawicznie odizolował Pogacara od jego kolegów, ale nie zdołał Słoweńca złamać. Pogacar odpowiadał na ataki, kontrował, na Col du Galibier dyktował nawet sam tempo. Vingegaard pozostał niewzruszony i przed finałową wspinaczą miał do pomocy Roglica, Van Aerta, Seppa Kussa i Stevena Kruijswijka.

Pogacar został tylko z Rafałem Majką. Polak próbował trzymać towarzystwo w ryzach, ale gdy Vingegaard ruszył na ostatnich 5 kilometrach, obrona ekipy UAE Team Emirates legła w gruzach.

Chyba było widać, co chcieliśmy zrobić. Założyliśmy, że ten teren sprzyja mnie i Primozowi, chcieliśmy uczynić wyścig bardzo trudnym. Odrobiłem sporo czasu, ale nie zrobiłbym tego bez kolegów. Chcę im za to bardzo podziękować

– mówił Vingegaard.

Pogacar na Galibier jechał bardzo mocno, ja za to nie byłem pewny, czy jedzie na całość, czy jeszcze nie. W finale myślałem, że jeśli nie spróbuję, to nie wygram. Drugie miejsce w klasyfikacji już mam, teraz jadę po zwycięstwo. Tak dziś zrobiłem

– dodał.

Tadej Pogacar i Jonas Vingegaard walczą na La Planche des Belles Filles podczas Tour de France

fot. © A.S.O. / Charly Lopez

Jak lider Jumbo-Visma wybrał miejsce do ataku? Vingegaard przyznał, że choć wspinaczkę poznał na rekonesansie, przed startem etapu nie przejechał jej rowerem. “Wskoczyłem do samochodu na rekonesansie”, uśmiechnął się.

Powiedzieli mi przez radio, że 5 kilometrów przed metą zrobi się bardzo stromo. Pomyślałem, że albo oni [Majka i Pogacar] narzucą mocne tempo albo ja zaatakuję. Więc zaatakowałem. Miałem siły, udało mi się zbudować przewagę, z czego jestem zadowolony i dumny. Na ostatnich 2 kilometrach bardzo się męczyłem. Pragnąłem, żeby ten podjazd się skończył. Trzy ostatnie kilometry jechałem na granicy swoich możliwości

– wspominał.

Duńczyk do drugiego alpejskiego etapu przystąpi jutro z zapasem 2:16 nad drugim Romainem Bardetem (Team DSM) i 2:22 nad Pogacarem. Blisko tej dwójki są też Geraint Thomas (+2:26) i Nairo Quintana (+2:37).

Pogacar dalej głównym rywalem

Choć Jonas Vingegaard zdobył ponad 2 minuty przewagi nad Tadejem Pogacarem, jego pozycja na czele klasyfikacji generalnej daleka jest od bezpiecznej.

Tadej wygrał dwa Toury, to chyba najlepszy zawodnik świata, więc odebrać mu koszulkę lidera, to coś niesamowitego. Jestem przekonany, że będzie robił wszystko co w jego mocy, aby ją odzyskać

– ocenił Vingegaard, świadomy jak wiele górskich etapów wyrasta między nim a spełnieniem jego marzenia.

Uważam, że Tadej to nadal najgroźniejszy rywal

– zaznaczył wyraźnie.