Danielo - odzież kolarska

Olimpijski felieton. Kolarstwo reloaded – w końcu

O tym, dlaczego Anna Kiesenhofer i historia jej złotego medalu to najpiękniejsza rzecz, jaka mogła spotkać kolarstwo, pisze Wolfgang Brylla.

Zdążyliśmy już o tym zapomnieć, w dobie przewijających się wciąż tych samych nazwisk na listach wyników, ale kolarstwo jest w stanie pisać wspaniałe historie. Autorką jedną z nich jest Anna Kiesenhofer. Jej olimpijskie złoto to najlepsza rzecz, jaka mogła się przydarzyć nie tylko kobiecemu, ale ściganiu w ogóle.

Bo co się okazuje? Że mimo permanentnego zamiaru kontrolowania wszystkiego co tylko możliwe w peletonie, bezgranicznego podporządkowania się drużyn konkretnym celom oraz poświęcenia kolarza X dla kolarza Y, niespodzianki się zdarzają. I są one cudowne. Kiesenhofer w niedzielny poranek nie miała właściwie nic. Ani zespołu, ponieważ Austria mogła wystawić tylko jednoosobowy skład. Ani nazwiska, bo nikt o niej tak naprawdę nie słyszał. Ani zawodowego kontraktu, bo ściga się dla amatorskiego klubu. A na koniec dnia stanęła na najwyższym stopniu podium. Zupełnie zasłużenie.

Od razu po sukcesie Kiesenhofer Internet zaczął buczeć. Jedni podkreślali jej wykształcenie i tytuł doktora matematyki, czyniąc z tego faktu rzecz niezwykłą. W przeciwieństwie jednak do męskiego peletonu panie z wyższym wykształceniem to nie rzadkość, a normalność. Zawodniczki są prawniczkami, lekarkami czy nauczycielkami. Co więcej, często łączą pracę w wyuczonych zawodach z uprawianiem sportu, z tego względu, że nadal, mimo reformy zainicjonowanej przez UCI, kobiece apanaże są znikome, a na chleb uzbierać jakoś trzeba. Historia pt. „Złota pani doktor” się jednak dobrze medialnie sprzedaje, więc niech im będzie, lecz przesłania istniejący w dalszym ciągu problem, z jakim zmaga się kolarstwo feminine: brak pieniędzy.

Drudzy konstatowali, że medal Kiesenhofer jest dziełem przypadku. Że Van Vleuten w ogóle nie wiedziała, iż nie złapała wszystkich uciekinierek. Marek Rutkiewicz dla “TVP Sport” stwierdził nawet, że “doszły go słuchy”, iż 30-latka w ogóle nie współpracowała w odjeździe z Anią Plichtą i Omer Shapirą, zachowując siły na decydujący moment. Oj mamo. Oczywiście, pozostaje niedosyt i smutek wobec niewykorzystanej szansy Ani, ale Kiesenhofer temu niewinna. Należałoby się o wiele bardziej zastanowić nad strategią polskiej reprezentacji na ten wyścig. Dziewczyny walczyły jednak do upadłego, dając z siebie wszystko, co było zresztą widać.

W ogóle wydaje się, że oglądaliśmy z „Rutkiem” dwa różne wyścigi. Tercet zgodnie z sobą współpracował, nikt nie kręcił w czubie na świadka. Po co zresztą? Zarówno dla Shapiry, która również wystartowała jako solistka, jak i Kiesenhofer była to świetna i wyjątkowa okazja, by wygrać i zasygnalizować swoją obecność w peletonie. Gdyby panie nie kooperowały, nie uzyskałyby przewagi na poziomie 9-10 minut. Dla Kiesenhofer ona wystarczyła.

Austriaczka w niedzielę triumfowała nie dlatego, że rzekomo nie współpracowała. Nie dlatego, że przez zakaz komunikacji radiowej Holenderki nie mogły się doliczyć uciekinierek. Nie dlatego, że podawane różnice czasowe nie były poprawne. Kiesenhofer wygrała, bo miała odwagę zaryzykować, stawić czoła pomarańczowej plejadzie gwiazd i jechać w trupa. Szkoda jedynie, że na mecie długo musiała czekać na gratulacje od konkurentek. Nie znały jej, więc nie wiedziały, do kogo podjechać? Nie potrafiły uwierzyć w to, co się stało? Były w szoku? Tylko na dłuższą pogawędkę stawiła się Dunka Cecilie Uttrup Ludwig.

Złoto Kiesenhofer jest najlepszym złotem, jakie mogło się przydarzyć kolarstwu. Udowadnia bowiem, że mimo całego aparatu i drużynowej maszynerii, mimo milionowych inwestycji itp., summa summarum liczy się tylko jedno: być najsilniejszym tego jednego konkretnego dnia. Nieważne, jak się nazywasz, skąd pochodzisz i na jakim rowerze jeździsz.

Są takie dni, kiedy kolarstwo znowu świeci pięknem.

4 Comments

  1. Bedrzich

    26 lipca 2021, 13:22 o 13:22

    Bardzo dobry felieton. Tak, czasem jeszcze można uwierzyć, że kolarstwo potrafi być romantyczną przygodą.

  2. Mcjs

    26 lipca 2021, 14:14 o 14:14

    Świetnie napisane. To było piękne zwycięstwo, na które Anna Kiesenhofer zapracowała od początku do końca. Gratulacje!

  3. Wojt

    26 lipca 2021, 22:25 o 22:25

    Otóż to. Świetny komentarz. Piękna wygrana, tak niesamowita że aż ciężko w nią uwierzyć.

  4. zbigniew machander

    28 lipca 2021, 12:18 o 12:18

    też mam wrażenie ,że oglądałem inny wyścig niż Pan Rutkiewicz…(a z tych “żali” po przegranej czas się chyba nam leczyć)..😃