Danielo - odzież kolarska

Gandawa-Wevelgem 2021. Sam Bennett wyjechał się do cna

Sam Bennett (Deceuninck-Quick-Step) dał z siebie wszystko podczas niedzielnego semi-klasyku Gandawa-Wevelgem. Kolarz “Watahy” zaimponował postawą na Kemmelbergu, ale po trzeciej wspinaczce jego organizm odmówił posłuszeństwa.

Irlandczyk znalazł się na czele po odkrytym odcinku zwanym “De Moeren”. Peleton porwał się tam na wietrze, a w pierwszej grupie pozostało jedynie 25 kolarzy, mieszanka sprinterów i klasykowców.

Bennett odnalazł się w niej jako jedyny kolarz Deceuninck-Quick-Step i choć na papierze w kontekście sprintu był faworytem, rywale wiedzieli, że w jego palmares nie figuruje jeszcze wygrana wyścigu po 250 kilometrach.

Wiedziałem, że to będzie trudny wyścig, ale przekroczył on moje wszelkie oczekiwania przez brutalne podmuchy, które podzieliły stawkę 150 kilometrów przed metą. Znalazłem się w dobrym miejscu. Na początku luka była niewielka, ale potem zrobiły się dwie minuty, a nasze szanse wzrosły

– mówił.

Bennett przetrwał wymagające wzniesienia, w tym trzykrotne podejście na Kemmelberg, ale zapłacił za wysiłek na ostatnim fragmencie trasy. Najpierw zwymiotował, a później nie miał sił, żeby utrzymać się w grupie, kiedy ponownie zerwał się wiatr.

Czułem się dobrze na podjazdach, ale one kosztowały mnie sporo wysiłku. Na trzecim Kemmelbergu odczucia miałem już inne: jechałem za mocno, utrzymałem się w grupce, ale zapłaciłem za to na kolejnych kilometrach. Popełniłem też inny błąd. Zjadłem za dużo w trakcie wyścigu, bo nie chciałem, żeby zabrakło mi paliwa. Przesadziłem. Miałem pełny żołądek podczas ostatniej godziny wyścigu, co wszyscy zobaczyli, kiedy zwymiotowałem

– tłumaczył.

Ostatecznie do mety w Wevelgem dotarł na 55. miejscu ze stratą prawie 5 minut.

Wpadłem z jednej skrajności w drugą. Po tym incydencie czułem pustkę, nic w baku, zero energii. To pierwszy raz, kiedy znalazłem się w takiej sytuacji, ale mogę wyciągnąć z tego jakąś naukę. W końcu jechałem na czele z klasykowcami, dobrze czułem się na podjazdach, dawałem radę do ostatnich 40 kilometrów

– dodał.

Po niedzielnym starcie “Sammy B” nie zamierza rezygnować z planu podbicia belgijskich klasyków. W tym sezonie wystartuje jeszcze w Scheldeprijs (7 kwietnia), gdzie będzie głównym faworytem.

Wszystko to daje mi pewność, że jeśli skupię się bardziej na klasykach, mam wszystko, czego trzeba, aby znaleźć w finale takich wyścigów. Chciałbym wrócić tutaj silniejszy i wygrać pewnego dnia

– zaznaczył.

W ramach ciekawostki: warto dodać, że Irlandczyk urodził się we flandryjskiej części Belgii w Wervik, gdzie jego tata grał zawodowo w piłkę nożną. Belgijskie korzenie nie przełożyły się na smykałkę do północnych klasyków. Na ten moment jego lista osiągnięć w takich wyścigach nie jest imponująca, jedyny sukces zapisał w środę, kiedy wygrał stricte sprinterski wyścig OxyClean Brugge-De Panne.

1 Comments

  1. Deko

    30 marca 2021, 12:53 o 12:53

    Final bottels chyba sie zle wymieszala bo wyszedl … Paw