Wybory wygrywają ci, którzy głosują. Philippe Gilbert to wie i nie jest zadowolony z postawy młodszych kolegów w kwestii troszczenia się o interesy zawodowego peletonu.
38-latek na łamach “Het Nieuwsblad” wyraził niezadowolenie po tym jak na zebraniu Rady Kolarstwa Zawodowego (PCC) pojawiło się tylko dwóch przedstawicieli męskiego peletonu.
Najwidoczniej tylko ja i Matteo Trentin uznaliśmy, że jest to warte naszego zachodu. CPA regularnie prosi zawodników o dołączenie do takich spotkań, ale niestety zwykle nikt się nie pojawia
– powiedział.
Rada działa przy UCI i skupia przedstawicieli organizatorów wyścigów i przedstawicieli ekip, oficjeli UCI oraz prezydenta Związku Kolarzy Zawodowych (CPA) i przedstawiciela komisji zawodników. Gilbertowi nie podoba się postawa kolarzy, którzy za zmianami opowiadają się w mediach, ale nie pojawiają się na spotkaniach, które otwierać mają debaty na temat reform.
Ja nie robię tego dla siebie. Co do zasady, 20-latkowie powinni się za to zabrać, ale wygląda na to, że nikt nie ma czasu
– stwierdził.
CPA nie cieszy się wielką renomą w szeregach peletonu. Liczni zawodnicy oskarżali prowadzoną przez Gianniego Bugno organizację o zbyt uległe podejście do Międzynarodowej Unii Kolarskiej (UCI) i o brak równej reprezentacji, uwidoczniony procesem wyboru Bugno na trzecią kadencję, który, w opinii wielu, z demokracją reprezentatywną nie miał nic wspólnego. CPA jest obecnie jedyną organizacją reprezentującą kolarzy w Radzie Kolarstwa Zawodowego. Powstająca ostatnio Rider’s Union nie ma takiego głosu i nie jest jasne czy go otrzyma.
Gilbert podniósł też sprawę zbyt dużej liczby samochodów w kolumnie wyścigów i bezpieczeństwa finiszów.
Było sporo rozmów na temat barierek. Często są one źle wyprofilowane albo zaczynają się za późno: 300 metrów przed metą. Zawodnicy chcą tych barierek po obu stronach drogi, wcześniej, gdy pociągi sprinterskie nabierają prędkości i jadą 60 km/h
– zaznaczył.